Tytuł notki to oczywiście przekąs, sarkazm, wrodzona złośliwość itp. Wszak „Sprawiedliwy”, film Michała Szczerbica, opowiada o ratowaniu żydowskiej dziewczynki przez polską rodzinę. Przygarnęło ją małżeństwo, które mimo śmiertelnego zagrożenia, dało jej schronienie i miłość… Prawda, że to niedobry temat dla Hollywood? Można się założyć o każde pieniądze, złotówki, dolary czy szekle, że filmu nie docenią członkowie Akademii Filmowej. Ba: nawet nie zostanie dostrzeżony przez filmową diasporę, jak „Ida”, czy „Pokłosie”, według których Polacy to antysemici, może nawet wynalazcy Holocaustu, a w Treblince, Majdanku czy w Auschwitz (może w Dachau też?) działały polskie obozy zagłady.
„Sprawiedliwy” pewnie nie zostanie dostrzeżony, bo to nie jest przekłamany film o stosunkach polsko-żydowskich, kamień na szaniec broniący chorej tezy dr Grossa, że w czasie II wojny światowej Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców. Dla Michała Szczerbica, scenarzysty i producenta, to ważny debiut filmowy. Nie dlatego, że rzadko nawet dojrzały debiutant tworzy obraz potrzebny kinematografii i debacie publicznej. Bardziej dlatego, że to dla niego, jak mówi, historia osobista. Jego matkę odznaczono Medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ale dlaczego jej syn, pokazujący prawdę, nie powinien liczyć na uznanie?
Owszem, film pokazuje także obecne wtedy postawy antysemickie, ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż chcieliby tego w Hollywood. Są pokazane - zgodnie z prawdą - postawy bohaterskie, odważne i ambiwalentne, wymuszone śmiertelnym strachem. Czy zachowano odpowiednie proporcje między postawami - nie wiemy, ale o nie też toczy się gra w tym bardzo dobrym i ważnym filmie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu