Jakiś czas temu pisałam o stanie współczesnych imprez studenckich.
Ubolewając nad ich obecnym kształtem, w ramach doszukiwania się jaśniejszej
strony medalu, wskazałam na Kulturalia jako imprezę alternatywną
wobec tych typowych. Tymczasem, w dniach 23 - 27 kwietnia, tegoroczne
Kulturalia dokonały się. Cóż takiego alternatywnego się tam działo?
"Niesamowita atmosfera! Coś takiego może mieć miejsce tylko
na Katolickim Uniwersytecie." - powiedział któryś z gości ze Słowacji.
I rzeczywiście o specyfice atmosfery można było mówić, bo na te pięć
dni KUL zaczął żyć nieco odmiennym życiem niż do tej pory. Studenci
tak licznie zaangażowali się w Kulturalia, że ich świąteczny nastrój
było widać wszędzie: od walk rycerskich czy szlacheckich poczynając,
poprzez brytońskie tańce na dziedzińcu, różnego rodzaju turnieje,
na wspólnym wielkim bębnieniu kończąc.
Jednakże impreza poza aspektem mniej lub bardziej spontanicznej
zabawy, przybrała też formy promujące bardziej konkretne rodzaje
kultury. Przede wszystkim wielkim sukcesem okazały się tzw. Dni Słowackie,
w ramach których prezentowana była kultura naszych południowych sąsiadów:
poezja, architektura muzyka, film. Zostały nawiązane kontakty polsko-słowackie,
powstały plany następnych wspólnych przedsięwzięć. Główną formą promowania
tzw. wysokiej kultury był cykl paneli nawiązujący do Kongresu Kultury
Chrześcijańskiej. "Panele to specyficzna część programu, trudno go
wypromować, gdyż dotyka wyspecjalizowanych tematów, ale właśnie dlatego
wzięły w nich udział osoby naprawdę zainteresowane." - mówi Szymon
Milczanowski, rzecznik prasowy całej imprezy. "Panele stanowiły
jednak bardzo ważną część całego programu, chcieliśmy ukazać szerokie
spektrum kultury." - dodaje. Bardzo ciekawy był też cykl p.t.: Opowieść
o Kieślowskim, w ramach, którego licznie uczestniczący studenci,
oglądali filmy tego wybitnego polskiego reżysera oraz mieli okazję
spotkać jego żonę i przyjaciół.
"Koncert był wspaniały. Nie mogłem z niego wyjść skoro
sam papież został." - komentował bp. Mieczysław Cisło, podczas nocnej
Eucharystii, występy katolickich grup rockowych, które miały miejsce
na KUL-owskim dziedzińcu. "Stopień zadowolenia równa się stopniowi
wydeptania trawy" - głosił napis na specjalnie w tym celu przeznaczonej
planszy, po koncercie zespołów Myslovitz i Republiki. Jednak oprócz
muzyki popularnej, pojawiła się również muzyka mniej popularna, ciesząca
się na KUL-u również sporym zainteresowaniem: Koncert Poznańskich
Słowików czy występ Lubelskiej Federacji Bardów.
Spotkałam się również z opinią, że tegoroczne Kulturalia
za bardzo promowały kulturę masową. "Chcieliśmy promować szeroko
pojętą kulturę. Robiliśmy to dla naszych studentów i myślę, że każdy
mógł znaleźć coś dla siebie a malkontenci zawsze byli i będą" - kontrargumentuje
Szymon Milczanowski. W opozycji do owych malkontentów stanął też
abp. Józef Życiński: "Program bardzo ambitny." - powiedział. "Władze
uczelni podeszły do całego przedsięwzięcia bardzo przychylnie. Chyba
zauważyły, że Kulturalia mogą być wizytówką naszej uczelni." - mówi
rzecznik prasowy imprezy.
Odnośnie wizytówek, to myślę, że wizytówką tegorocznych
Kulturaliów, w przeciwieństwie do imprez innych uniwersytetów, gdzie
królują loga różnych piw, było logo jednego z polskich jogurtów. "
Miło szaleć, kiedy czas po temu" - myślę, że studenci KUL-u udowodnili
nie tylko, że potrafią szaleć ale również, że wiedzą jak to robić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu