Śp. Marcjanna Jaczkowska była najmłodszym, szóstym dzieckiem Marty i Ludwika Frelichowskich. Urodziła się 9 stycznia 1926 r. w Chełmży i tam spędziła pierwszych trzynaście
lat swojego życia. W maju 1939 r. przeprowadziła się wraz z rodzicami do Torunia. Rodzina Frelichowskich zamieszkała przy ul. Fosa Staromiejska 24. Przeprowadzka związana była
częściowo z faktem, że od lipca 1938 r. w parafii Najświętszej Maryi Panny w Toruniu wikariuszem był jej brat - ks. Stefan Wincenty Frelichowski.
Od zamieszkania w Toruniu, praktycznie przez całe swoje życie, związana była z parafią Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Przez ostatnich kilka lat mieszkała na terenie
nowo utworzonej parafii Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej (Ojcowie Paulini). Zmarła 6 grudnia 2003 r., a uroczystości pogrzebowe miały miejsce 11 grudnia. Mszy św. w kościele
Najświętszej Maryi Panny przewodniczył biskup toruński Andrzej Suski, natomiast słowo Boże wygłosił bp Józef Szamocki. Liturgia pogrzebowa zgromadziła, oprócz rodziny, wielu księży, kleryków, harcerzy,
przyjaciół i znajomych. Zmarła została pochowana w Toruniu na cmentarzu przy ul. Gałczyńskiego.
Wielu poznało śp. M. Jaczkowską w kontekście pamięci i kultu jej brata - bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego. Uczestniczyła w wielu spotkaniach organizowanych
przez różne środowiska, szczególnie przez harcerzy, kleryków oraz parafie, którym bliski był Błogosławiony i dzieliła się z nimi swoim spotkaniem z bratem. W ten
sposób i ja sam poznałem kilka lat temu p. Marcjannę. Po wykładzie, jaki miałem na temat bł. Księdza Stefana, podeszła do mnie i przedstawiając się, powiedziała: „Witam sąsiada”.
Rzeczywiście, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że mieszkamy w sąsiednich blokach.
Jak wspominała „spotkań” ze swoim bratem musiała się także sama uczyć. Nie zawsze były one przecież dla niej łatwe, poza tym nie zapominajmy, że fakt tak bliskiego pokrewieństwa
z Błogosławionym był dla niej z jednej strony źródłem wielkiej radości, z drugiej natomiast swoistym wyzwaniem i krzyżem, który niosła. W rozmowie
przypomniała kiedyś spotkanie w Pelplinie: „Franciszkanin, przed którym składaliśmy zeznania w trakcie procesu, zapytał mnie: - A ty jak modlisz się za wstawiennictwem
brata? Odpowiedziałam, że ja się wcale nie modlę do brata. A on na to: - Jak to, nie modlisz się do brata? Przecież my wszyscy tu obecni modlimy się prosząc, aby za jego życie
wyniósł go Bóg na ołtarze? Uważałam, że ja, jako najbliższa jego rodzina, nie powinnam się modlić do niego. Od tego dnia zaczęłam się modlić. Tatuś już w tym czasie nie żył. Myślę, że my z mamą
spojrzałyśmy od tego momentu na Wicka inaczej”.
Kilka miesięcy temu na pytanie: - Jak się modli za wstawiennictwem bł. Księdza Stefana jego siostra?, odpowiedziała: „Ja się nie modlę, ja z nim rozmawiam o wszystkim,
co się wydarza. Mam go tu bardzo blisko. Mówię mu: - Wicek, widzisz, dzisiaj wydarzyło się to i to. Jak ty byś postąpił? Rozmawiam z nim szczególnie w nocy, kiedy
nie mogę zasnąć. Przychodzą wtedy do głowy różne myśli i zdarzenia z całego minionego dnia, które ja mu przedstawiam. Proszę go o łaski, ale przede wszystkim rozmawiam
i jestem przekonana, że on te moje troski przekazuje dalej”.
Śmierć p. Marcjanny nie zakończyła, ale raczej zmieniła jej pośrednictwo w spotkaniu z Błogosławionym. Wydaje się, że mogli już tego doświadczyć uczestniczący w liturgii
pogrzebowej. Wiemy, że Zmarła bardzo pragnęła doczekać momentu kanonizacji Księdza Stefana. Tylko pozornie te oczekiwania zostały przerwane. W perspektywie wiary my żyjący na ziemi zyskaliśmy
jeszcze jedną orędowniczkę naszych modlitw o rychłą jego kanonizację.
Obszerny wywiad przeprowadzony kilka miesięcy temu ze śp. Marcjanną Jaczkowską ukaże się na łamach Głosu z Torunia w najbliższych tygodniach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu