Nasza pobożność w okresie ustnych egzaminów maturalnych jest oczywiście 
większa niż w innych okresach roku. Wszyscy przed każdym egzaminem 
biegamy na Jasna Górę, żeby poprosić Matkę Bożą o wstawiennictwo 
u Jezusa. Choć niektórzy mają wątpliwości, czy taka zatrwożona wiara 
ma sens, to jednak większość z nas wierzy w to mocno, że właśnie 
wtedy, kiedy nam tak trudno, warto pamiętać o Bogu. Wczoraj część 
klasy zdawała angielski. A ponieważ znów pomyślnie zakończyliśmy 
egzamin, ktoś wpadł na pomysł, żeby tym razem pójść na Jasną Górę, 
podziękować Panu Bogu. Spodobała nam się ta propozycja. "Oczywiście, 
że idziemy - Konrad głośno wyraził swoją akceptację. - Warto się 
uczyć wdzięczności już za młodu". Trochę się uśmiechnęliśmy na to 
sformułowanie Konrada, bo do tej pory podkreślał tylko naszą dorosłość. 
Drogę na Jasną Górę zaczęliśmy od ul. św. Barbary. Powód był wyjątkowy. 
Otóż Maciek przyznał się nam, że zamierza po maturze iść do seminarium. 
Postanowiliśmy więc pierwszy raz dokładnie przyjrzeć się budynkowi 
seminarium duchownego. Widok był rzeczywiście wzruszający, i to nie 
dlatego, że kompleks budynków seminaryjnych jest bardzo piękny, ale 
jakoś po-
wiało nam tam innym duchem i innym klimatem. Nawet nie wiecie, 
jaka to wielka radość, gdy ktoś, kogo się tak dobrze znało, wybiera 
się na księdza. Najpierw to była dla nas sensacja, a teraz bardzo 
się tym cieszymy. Idąc w górę ul. św. Barbary, ujrzeliśmy nagle całą 
grupę dzieci pierwszokomunijnych prowadzonych przez siostrę zakonną. 
Może w maju i w tym miejscu widok ten nie jest czymś wyjątkowym, 
ale dla nas okazał się pełen kontrastów. Dzieciaki były ubrane jednakowo. 
Wszystkie miały na sobie coś w rodzaju białych tunik z wyhaftowanymi 
na piersiach znakami Eucharystii. Wyglądały bardzo anielsko, ale 
to, co każde z nich trzymało w rękach, wprawiło nas w wielkie zdumienie. 
Kilku chłopców niosło zabawki w kształcie średniowiecznych narzędzi 
tortur. Przy tym walili się po głowie jakimiś dmuchanymi maczugami, 
młotami, kajdanami. Mała blondyneczka, której włosy zlewały się z 
pięknym, białym ubrankiem, zupełnie niewinnie trzymała w ręku plastikową 
trupią czaszkę. Nasze zdziwienie dopełnił obrazek kilku dziewczynek, 
które zamiast książeczki do modlitwy, trzymały w ręku Sennik Wschodu. 
Wojtek nie zdzierżył i zapytał jedno z dzieciaków o to, skąd wracają. "
Jesteśmy z Rybnika i dzisiaj byliśmy z naszą siostrą na Jasnej Górze 
- zaczął odpowiadać nam chłopiec, który trzymał w ręku jakiegoś okropnie 
wyglądającego ufoludka. - A po drodze siostra pozwoliła nam kupić 
pamiątki i obiecała, że po tym wszystkim pojedziemy jeszcze do McDonalda"
. Malec nie chciał dłużej rozmawiać. Był tak zaaferowany wizją przyszłej 
wizyty w McDonaldzie, że nie sposób go było zatrzymywać. Dojrzałym 
wzrokiem spojrzeliśmy na siebie i w drodze na Jasną Górę postanowiliśmy 
przyjrzeć się podjasnogórskim straganom z pamiątkami. Trudno się 
spodziewać dzieł sztuki w przydrożnych straganach, ale zdębieliśmy, 
kiedy zobaczyliśmy całą masę rzeczy nijak nie pasujących do tego 
miejsca i drogi wiodącej na Jasną Górę. Obok wspomnianych gadżetów, 
zobaczyliśmy kilka diabełków-maskotek, karty do ustawiania wróżb 
i mnóstwo książek jakichś tajemniczych wizjonerów i uzdrawiaczy. 
Jednym słowem, magia w biały dzień i to pod samą Jasną Górą. Obok 
wielkiej wdzięczności za zdany egzamin z angielskiego, mieliśmy więc 
jeszcze jedną intencję do przedstawienia Matce Bożej. Postanowiliśmy 
Ją poprosić o to, aby pomogła tym pierwszokomunijnym dzieciakom zachować 
niewinność i prostotę, i żeby te wszystkie "pamiątki" kupione pod 
Jasną Górą pozostały dla nich tylko zabawkami i niczym więcej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



