Przełom starego i nowego roku sprzyja zarówno retrospektywnemu spojrzeniu wstecz, jak perspektywicznemu spojrzeniu w przyszłość. Najważniejszym wydarzeniem politycznym w kraju było bez wątpienia czerwcowe
referendum, w wyniku którego - przy olbrzymiej agitacji lewicy - Polacy zdecydowali się przekazać suwerenność państwową Unii Europejskiej. Z pewnością konsekwencje tego faktu będą olbrzymie: do tej pory
w historii Polski zdarzało się, że wydzierano nam tę suwerenność, ale nigdy nie zrezygnowaliśmy z niej dobrowolnie. Nie trzeba zbytniej przenikliwości ani spostrzegawczości by zauważyć, że od czasu referendum
stosunki Polski zarówno z Niemcami, jak i z Francją znacznie się ochłodziły, a jeśli chodzi o stosunki niemiecko-polskie nie brak nawet opinii, że stały się mało przyjazne. A przecież właśnie Niemcy i
Francja to „otwarte jądro” Unii Europejskiej, można powiedzieć - prawdziwy suweren tworzącego się na naszych oczach organizmu politycznego, słusznie przyrównywanego do nowego imperium. Czy zatem status
„prowincji imperium” okaże się dla Polski lepszy, niż status położonego na obrzeżach imperium suwerennego jednak państwa? Czas pokaże. Rezygnacja z suwerenności w warunkach nasilających się w Niemczech
żądań rewindykacyjno-odszkodowawczych, dotyczących polskich ziem zachodnich (1/3 terytorium Polski) nie skłania ku optymizmowi. Polityka niemiecka od kilkudziesięciu lat zmierza do przezwyciężenia negatywnych
dla Niemiec skutków przegranej II wojny światowej (podział państwa, utrata samodzielności militarnej, utrata ziem wschodnich) i nie widać żadnych powodów, aby w ramach UE polityka ta miała zostać zaniechana;
przeciwnie, widać wyraźnie, że jest ona kontynuowana. Zapewne zmieniać się będą formy tej polityki - dostosowane do nowych warunków; kapitał niemiecki i prawo unijne mogą tu odgrywać kluczową rolę.
Polityczne przepychanki, związane z próbą zmiany traktatu nicejskiego, wyglądają na swoistą przygrywkę do poważniejszej konfrontacji - już w nowym roku. Niemiecko-francuska negacja Nicei to swoiste
zrzucenie politycznej maski, osłaniającej dotąd prawdziwe intencje. Do tej pory była to życzliwie do nas uśmiechnięta twarz „sympatycznej Unii Europejskiej”, pragnącej wspaniałomyślnie „wyrównywać szanse”
krajom biedniejszym. Teraz spod tej maski wyjrzało oblicze brutalnej, narodowej polityki niemieckiej i francuskiej, traktującej bardzo instrumentalnie tę eurożyczliwość i sympatię. Eurobezinteresowność
oddala się w przeszłość, a na placu boju pozostają nagle interesy narodowe prawdziwych suwerenów UE: Niemiec i Francji. Nic też dziwnego, że wczorajsi „naganiacze” do UE, unikający jak diabeł święconej
wody słów „interes narodowy”, nie mają już dziś nic do powiedzenia i spuszczają nos na kwintę, gdy wspomina się im czerwcowy entuzjazm. Nie brak opinii, że na tym entuzjazmie wielu nawet nieźle zarobiło...
Cóż, takie mylenie pojęć: interesu narodowego i prywatnego - zdarza się w dziejach często, ale na ogół w nadmiernym stężeniu rodzi przykre skutki dla wspólnoty narodowej.
Niestety, stopień korupcji świadczy, że w Polsce współczesnej owo stężenie jest wielkie i niepokojące. Byłoby wielkim, tragicznym paradoksem, gdyby ze świeżo pozyskanej niepodległości pozostała nam
wkrótce tylko swoboda komentowania jej powolnej utraty...
Pomóż w rozwoju naszego portalu