Komu Jezus głosił Ewangelię? Tłumom i małej wspólnocie uczniów. Jezus nie idzie sam do zagubionych tłumów, lecz wraz z uczniami, lub wybiera Dwunastu i posyła ich do zagubionych
owiec, do owiec bez pasterza. Odkrywa tu św. Mateusz jeden z najistotniejszych elementów ewangelizacji Jezusa. Na czym on polegał? Jezus Chrystus od początku działalności mesjańskiej głosił
Dobrą Nowinę zbawienia na dwóch poziomach: a) do tłumów, mas, które się do Niego garnęły (por. Mt 5,7) oraz b) do małej wspólnoty uczniów (por. Mt 10,1-42). Tak było na początku. Św. Marek pierwsze
wystąpienie Jezusa, pierwszą ewangelizację łączy z powołaniem pierwszych uczniów: „Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Boga. Mówił: Czas
się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,14-15). To było orędzie dla tłumów. Natychmiast po tym orędziu powołuje
pierwszych uczniów: „Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do
nich: Pójdźcie za Mną, a sprawię, że staniecie się rybakami ludzi (…) I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mk 1,16-18).
Podobnie początek głoszenia Dobrej Nowiny ubogim przedstawia św. Łukasz. Po ewangelizacji w Nazarecie (4,16-30) i znakach w Kafarnaum następuje powołanie Szymona,
żeby łowił ludzi (Łk 5, 4-11). Tę samą prawdę przedstawia Mateusz w mowie misyjnej (Mt 10, 5-16); Jezus, widząc opuszczony tłum, lituje się nad nim i posyła do niego uczniów
- Dwunastu, a później siedemdziesięciu dwóch - oni mają ponieść Ewangelię, pocieszyć lud. Aby mogli wypełnić tę misję, formuje ich przez bycie z nimi (Mk 3,14).
Formował ich własnym przykładem; patrzyli na Jego życie i czyny, słuchali Jego słów. Im bliżej męki i śmierci, tym więcej czasu będzie poświęcał Jezus swoim uczniom (J 13,31
- 16,33). Równocześnie formował wielką wspólnotę - Kościół, i małą wspólnotę - uczniów. Między Jezusem - Nauczycielem a tłumami byli uczniowie. W takim
stylu ewangelizacji ujawnia się mądrość i realizm Jezusa. Sam nie mógłby dotrzeć do każdego; po śmierci Jezusa musieli być ludzie, którzy będą kontynuować ewangelizację. Ten model ewangelizacji
zostawił Kościołowi. Musimy go odczytać i do niego powrócić. Dotykamy tu bardzo trudnego, subtelnego i ważnego problemu.
Prawie przez 45 lat polskie duszpasterstwo, polska ewangelizacja były masowe. Totalitaryzm komunistyczny zniszczył bowiem całkowicie duszpasterstwo grupowe, zniszczył organizacje katolickie. Wielką
mądrością kard. Wyszyńskiego było wprowadzenie duszpasterstwa masowego (peregrynacje). Komuniści bali się mas; z bólem serca zgadzali się na duszpasterstwo masowe. Tłumne spotkania wiernych
ożywiały wiarę, budziły poczucie siły, tożsamości narodowej i religijnej. Duszpasterstwo takie nie dawało jednak pogłębionej formacji. Widzimy to dzisiaj i jesteśmy przerażeni. Tyle
pracy, a takie nędzne efekty. Duszpasterstwo tylko masowe jest jednostronne, nienormalne, niewystarczające i nieewangeliczne; można by je nazwać duszpasterstwem stanu wojennego.
Powielanie tego jednostronnego duszpasterstwa dziś, w innej sytuacji społeczno-religijnej już nie wystarcza. Musi dojść duszpasterstwo grupowe. Doczytać do końca Ewangelię i zawierzyć
metodzie Jezusa: zacząć duszpasterzować na poziomie mas i budować małe wspólnoty uczniów, apostołów, ewangelizatorów. Nie bądźmy mądrzejsi od Jezusa i nie czytajmy Ewangelii jednym
okiem. Tych uczniów, uformowanych w małych wspólnotach, poślemy z Ewangelią w ręku do tych, co żyją wśród nas, ale zatracili już sens chrześcijańskiego życia. Nie przychodzą
już do Kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu