Straż Miejska jako formacja samorządowa podporządkowana jest władzom lokalnym. Prezydent Warszawy już na początku swojej kadencji obiecał zmianę priorytetów w tych służbach. Z formacji
porządkowych mają przekształcać się w służby dbające o bezpieczeństwo miasta, a w ten sposób uzupełniać działania policji.
Witold Marczuk, mianowany 14 miesięcy temu komendantem stołecznej Straży, jako jedno z najważniejszych osiągnięć wymienia utworzenie oddziału patrolowo-interwencyjnego. Co prawda, oddział
ten istniał również wcześniej, ale tworzyło go zaledwie czterdzieści osób. - Po przeniesieniu strażników zza biurek do służby czynnej oddział patrolowo-interwencyjny liczy dziś trzystu funkcjonariuszy
- mówi Tomasz Ziemiński, rzecznik prasowy Straży Miejskiej. Marczuk podkreśla, że to istotna zmiana, ale w jego ocenie najważniejsze, czego udaje się dokonać, to przełamywanie marazmu
wśród funkcjonariuszy.
Chorowici strażnicy
Reklama
Wszelkie próby zmian początkowo przyjmowane były dość opornie.
- Pamiętam jeden z pierwszych przypadków. Strażnicy, którzy mieli patrolować teren, w tym czasie siedzieli i pili kawę. Decyzja o zwolnieniu ich z pracy
wzbudziła zdziwienie ich kolegów. - Jak to? Za to, że coś źle w notatniku napisali - komentowano.
- Takiego wskaźnika zapadania na choroby, a więc liczby zwolnień lekarskich przypadających na jednego strażnika, nie spotkałem w żadnej z instytucji, w których
wcześniej pracowałem. Dopiero w Straży Miejskiej - dzieli się spostrzeżeniami Marczuk. Komendant podkreśla, że nie wynika to z charakteru pracy strażnika - w terenie,
niezależnie od warunków atmosferycznych. Owszem, zdarza się, że strażnik doznaje urazów w czasie pościgu. Jednak w części zwolnień lekarskich można było podejrzewać nadużycia. Przełożeni
szczególnie chorowitych funkcjonariuszy, dokonali więc oceny ich pracy w okresie przed absencją. Tym strażnikom, którzy źle wywiązywali się z obowiązków, obniżono premię. Związki
zawodowe oprotestowały ten sposób oceny pracownika, zaś Państwowa Inspekcja Pracy zakwestionowała go. - Dostosujemy się do tych uwag - mówi Marczuk.
Komendant wskazuje na stare mechanizmy, które utrwalają złą sytuację w Straży. Do takich należy usztywnienie premii, zapis o pierwszym awansie dopiero po roku pracy w Straży
oraz możliwości objęcia stanowiska kierowniczego dopiero po czterech latach pracy w Straży. Te zapisy nie byłyby czymś złym, gdyby jakość Straży była już wystarczająco dobra. - Skutkiem
są awanse związane z wysługą lat, a nie z kompetencjami. Nagrody nie za jakość pracy, ale za „przeżycie roku”. - Okazało się, że
w Straży są tylko dobrzy i bardzo dobrzy funkcjonariusze - ironizuje Marczuk.
Przygotowany system oceny pracownika znajduje się na etapie negocjacji ze związkami zawodowymi. - Zaproponowaliśmy jako jeden z parametrów oceny test z wiedzy
merytorycznej. Uważam to za zasadne, bo często strażnik nie wie jak z danym problemem sobie poradzić. Jeden z pięciu związków zawodowych Straży Miejskiej zapowiedział,
że nie wyrazi zgody na ten pomysł. - Liczę tu na rozsądek związków zawodowych. Trzeba pamiętać, że Straż Miejska powołana została nie we wszystkich miastach Polski. A jej zła
jakość może przełożyć się na jej przyszłość - ocenia Marczuk.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Selekcja najlepszych
Reklama
W ciągu ostatniego roku ze Straży odeszło 65 funkcjonariuszy. Zdecydowana większość z nich na zasadzie porozumienia stron oraz przejścia na emeryturę. W 12 przypadkach
rozwiązano umowy za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych: z 4 osobami za nietrzeźwość w pracy, z 8 za udowodniony brak patrolowania
powierzonego terenu - strażnicy odnotowali po dyżurach, że byli na patrolu. Z niektórymi pracownikami umowa rozwiązana była na zasadzie porozumienia stron, bo występek w pracy
był lżejszej miary.
- Sądziłem, że przy panującym poziomie bezrobocia nie będziemy mieli problemu ze znalezieniem dobrych kandydatów do pracy - mówi Marczuk. Po pierwszym ogłoszeniu o naborze
do Straży zgłosiło się 900 kandydatów. Przyjęto... 40. W końcowym efekcie z 1500 zgłoszeń wybrano około 100 osób. Większość kandydatów odpadła po testach sprawności fizycznej. Wymagania,
uzależnione od wieku kandydata, nie były zbyt wysokie: kilka podciągnięć na drążku, pompki, przysiady, bieg.
Część kandydatów odpadła z powodu formalnych wymagań, jak brak średniego wykształcenia czy nieuregulowany stosunek do służby wojskowej. Młodsi i najbardziej sprawni fizycznie
otrzymują pracę w oddziale patrolowo-interwencyjnym. Do pracy przyjmowani są także starsi kandydaci np. w posterunku szkolnym, gdzie nie jest potrzebna wyjątkowa sprawność fizyczna.
Pozytywne zaliczenie testów kwalifikacyjnych: psychologicznych oraz sprawności fizycznej nie jest jeszcze równoznaczne z zatrudnieniem w Straży Miejskiej. Po nich następuje 3-miesięczne
szkolenie na koszt Straży Miejskiej. Instruktorzy to wysoko wykwalifikowana kadra. Wśród nich jest mistrz świata w kung-fu sprzed dwóch lat. Kandydaci zdobywają też wiedzę merytoryczną, m.in.
z prawa, psychologii. Dopiero pozytywny wynik egzaminu końcowego uprawnia do zatrudnienia. - Obecnie w Straży pracuje ok. 1600 strażników miejskich, w tym 20% stanowią
kobiety. Jedna z pań, posiadająca czarny pas w sportach walki, zatrudniona jest w oddziale interwencyjno-patrolowym - mówi Tomasz Ziemiński.
Czy nie za mało uprawnień
- Uprawnienia strażnika miejskiego są wystarczające do wykonywania powierzonych obowiązków - podkreśla Marczuk. - Przy zmianach ustawowych zabrakło tylko jednego: prawa do przeszukania.
- Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób jest to kontrowersyjny pomysł. Ale jeśli Straż ma zwalczać np. dilerkę narkotyków, a dla patroli szkolnych to jedno z najistotniejszych
zadań, to nie może realizować tego bez prawa do przeszukania - uzasadnia komendant. Sytuację ratują wówczas patrole mieszane, składające się ze strażnika i policjanta. Jednak
nie zawsze rejony szkół patrolowane są w takim składzie.
Jednym z ostatnich uprawnień, które Straż nabyła z dniem 15 stycznia, jest prawo do przeprowadzania kontroli prędkości przy użyciu fotoradarów.
Marczuk nie narzeka na brak pieniędzy czy słaby sprzęt. Choć czasem byłoby na co, bo Straży nie stać na zakup zimowych opon do wszystkich 200 samochodów służbowych. Większą uwagę zwraca na, jego zdaniem,
istotniejsze problemy: podnoszenie wyszkolenia strażników i przełamywanie wśród nich marazmu. Klasycznym przykładem utrwalonego zniechęcenia do pracy może być propozycja walki z agencjami
towarzyskimi i wkładaniem ulotek za wycieraczki samochodów. - Nie twierdzę, że to największy problem w stolicy, bo wobec innej przestępczości na pewno nie, ale problem
ten trzeba zlikwidować. - Panie komendancie, ale to się nie uda - mówili zrezygnowani strażnicy. Na dzień dzisiejszy 18 agencji towarzyskich zamknęło lokale w miejscach, w których
dotychczas działały - opowiada Marczuk. - Największą satysfakcję sprawia mi widok strażnika, którego widziałem w roli biernego i narzekającego pracownika, a teraz
obserwuję jako osobę bardzo zaangażowaną w swoją pracę - mówi komendant. - Z podziwem patrzę też na osoby, które przesunięte zza biurka do pracy w terenie,
potrafiły dostosować się do nowych warunków. Co więcej, często są nagradzane za swoją pracę - podkreśla.
Nie ma nagród za przetrwanie
Świeżo zatrudniony strażnik zarabia 1452 zł brutto, a więc do ręki otrzymuje każdego miesiąca 1050 zł. - Staramy się aby możliwie duża część funduszy przeznaczonych dla Straży, wypłacana
była w formie nagród za dobrą pracę. Wówczas, gdy strażnik dobrze sprawdza się na swoim stanowisku - mówi komendant Marczuk. Nagrody przyznaje uznaniowo komendant tym strażnikom,
których zgłosili ich przełożeni, wytypowanym na podstawie meldunków z dziennych wydarzeń. Nagrody wypłacane są z innej puli niż ta przeznaczona na pensje podstawowe. - Aby
strażnicy poczuli, że warto być dobrym pracownikiem nagroda musi być wypłacona szybko. Nie razem z pensją na końcu miesiąca, ale niedługo po zdarzeniu - mówi Marczuk. Wynagrodzenia są
zróżnicowane: od 200 zł do 3 tys. zł. - Być może są to duże sumy jak na zasługę, ale wolę taki system nagradzania niż płacenie za kolejny rok przetrwania w Straży - podkreśla
Marczuk. Dotychczas pieniędzy na nagrody nie zabrakło, choć płacone są coraz częściej. Od października do grudnia ubiegłego roku przyznano 500 nagród.
Niektóre przypadki ewidentnie kwalifikują się do nagrodzenia. Przykładem może być zdarzenie na bulwarach wiślanych. Jeszcze półtora roku interweniowano tam tylko dużymi siłami. Mimo to jeden z patroli
w tym miejscu ujął sprawcę postrzału, który oddalał się z pistoletem w ręku. Sytuacja była o tyle trudna, że strażnicy nie są uzbrojeni w broń palną.
Komendant docenia strażników, którzy zatrzymują dokonujących rozbojów na ulicach czy dewastujących przystanki. Na nagrodę zasłużył też patrol, który ujął nieletnich palących papierosy i ustalił,
w którym sklepie sprzedano im używki.
Sposobem motywowania strażników do lepszej pracy mają być też awanse i premie. Awans wiąże się z podwyższeniem pensji, choć w takich przypadkach różnice w zarobkach
nie są duże. Najbardziej opłaca się więc dobrze pracować. Czują to strażnicy i mieszkańcy stolicy. Straż Miejska otrzymuje coraz więcej pochwał od warszawiaków.