Urodził się 16 stycznia 1826 r. w Szostakowie na pograniczu Podlasia i Polesia. Ojciec był administratorem majątku, matka Alojza zmarła, gdy miał zaledwie 2 lata. Wychowaniem
Romualda w duchu silnego przywiązania do Kościoła i Ojczyzny zajęła się babka Justyna Płocka, osoba głęboko religijna, energiczna, a także pracowita. Wykształcenie zdobywał
najpierw w domu rodzinnym, potem w gimnazjum w Świsłoczy, gdzie przejął się do głębi panującymi tam wśród nauczycieli i uczniów uczuciami patriotyzmu przenikniętego
duchem religijnym. W 1842 r. ukończył gimnazjum i uzyskał maturę z najważniejszym wyróżnieniem - złotym medalem. Uzdolniony bardzo w dziedzinie matematyki,
rysunków i języków obcych próbował dostać się na wyższe studia inżynieryjne do Petersburga. Do egzaminów przygotowywał się 2 lata. Niestety, jego wysiłek okazał się daremny, nie mając dostatecznego
poparcia, na studia się nie dostał. Traugutt przyjął ten życiowy zawód ze spokojem. Z tego okresu mamy bardzo interesujące wiadomości o jego światopoglądzie i życiu.
Świadectwo to jest tym bardziej ważne, ponieważ pochodzi od rosyjskiego historyka Mikołaja Wasyliewicza Berga, którego w żaden sposób nie można posądzać o sympatię dla polskiego
buntownika. Berg pisze: „Był to cichy i niezwykle skromny młodzieniec. Na ogół dobroduszny wobec wszystkiego, co go otaczało. Gdy mu koledzy w zabawach dokuczali i z niego
żartowali, zaciskał zęby i milczał uparcie. A jeśli zaczęto żartować z religii, papieża i księży - wtedy opuszczał go spokój, popadał we wściekłość,
oczy jego błyszczały niezwykłym blaskiem, co zmuszało natrętnych kolegów do milczenia. Koledzy ci z pensjonatu widywali go ponadto, jak co wieczór, przygotowując się do spania, bardzo długo
się modlił, klęcząc przy łóżku i bijąc się w piersi”.
Dalsze jego losy związane są z wojskiem. W 1844 r. wstąpił do szkoły saperów w Żelechowie, a w 4 lata później zdał z powodzeniem
wszystkie egzaminy oficerskie i w rosyjskiej armii otrzymał stopień chorążego. Tak młody Traugutt znalazł się w szeregach obcej armii, która w 1849 r.
wyruszyła na Węgry, aby stłumić tam ruchy wolnościowe. Po powrocie z tej wyprawy nastąpiły także zmiany w jego życiu prywatnym. W Warszawie poznał Annę Pikiel, córkę jubilera,
która była wyznania protestanckiego. Dla Romualda różnica religii nie była obojętna. Zdawał sobie sprawę z trudności, jakie mogą z tego wyniknąć. Na ten temat pisze w swoim
pamiętniku: „Różnica religii (gdyż była luteranką, choć Polką duszą i ciałem) nie była dla mnie rzeczą obojętną. Miałem jednak zupełną ufność w miłosierdziu Bożym. Żywiłem
głęboką nadzieję, że osoba tak godna, tak szlachetna, tak przede wszystkim miłująca prawdę, łatwo i z radością oraz z wdzięcznością ku Bogu, przyjdzie chętnie do poznania
i umiłowania wiary katolickiej”. Anna rzeczywiście przeszła na wiarę katolicką, a Romuald napisał: „Moja Anna została katoliczką na własne żądanie. I później
corocznie dzień ten był dla niej dniem szczególnie radosnym i doniosłym, w którym dziękowała Bogu za Jego niewypowiedziane dobrodziejstwo, iż ją powołał do prawdziwej
nauki Chrystusa”.
Do ślubu Traugutt przygotowywał się przez całodzienne rekolekcje, spowiedź i Komunię św. w kościele Ojców Kapucynów. 25 lipca 1852 r. młodzi pobrali się i zamieszkali
z babką Romualda w Żelechowie. Był to najszczęśliwszy okres jego życia. Dom Trauguttów dla wszystkich otwarty stał się miejscem radości nie tylko dla rodziny, ale także dla kolegów,
nieraz poranionych i zagubionych duchowo. Tam odnajdywali czasem drogę do Boga i sens życia.
Szczęście rodziny nie trwało długo. W 1853 r. Romualda powołano znowu do wojska i musiał opuścić rodzinne strony, aby udać się na wojnę krymską. Czas wolny od zajęć przeznaczał
na kształcenie zawodowe. Wspomniany Berg pisze: „Traugutt w wolnych chwilach od zajęć wojennych - zamiast zabaw i rozrywek z kolegami na froncie sewastopolskim
- ukrywał się w swoim namiocie i długie chwile spędzał na modlitwie, klęcząc, czytając Biblię, którą stale nosił ze sobą w tornistrze w czasie
kampanii wojskowej”. Po zakończeniu wojny z całą rodziną przeniósł się do Charkowa, gdzie objął stanowisko jako wykładowca w wyższej szkole wojennej. Dalsze życie Traugutta
zostanie naznaczone samymi krzyżami i cierpieniem. Jesienią 1859 r. śmierć nawiedziła jego dom. Kolejno umierały: dwójka dzieci, babka oraz w grudniu żona. Nikt nie usłyszał
z jego ust słowa skargi. Złamany fizycznie i wyczerpany nerwowo nie załamał się, ale jeszcze bardziej zbliżył do Boga. Wspominając swoich zmarłych, pisze: „Boże miłosierny,
sprawiedliwy i łaskawy - bądź mi miłościw! Daj im wieczne odpoczywanie w chwale Twojej świętej, a mnie wspieraj, abym razem z nimi zasłużył sobie uwielbiać
Ciebie, Ojcze nasz najdroższy po wszystkie wieki”. W chwilach trudnych szukał wsparcia w rozważaniu Męki Pańskiej, często czytał dzieło Katarzyny Emerich O Męce
Pańskiej, które przetłumaczył na język polski, aby je przybliżyć swoim rodakom.
Po tych bolesnych doświadczeniach zwolnił się ze służby w wojsku i osiadł na stałe w majątku dziedziczonym po dziadku w Ostrowiu pod Kobryniem.
Chcąc jeszcze bardziej zbliżyć się do Boga, postanowił wstąpić do zakonu, jednak od tego zamiaru odwiódł go spowiednik, który przekonał Traugutta, że teraz najważniejszą sprawą jest troska o osieroconą
rodzinę. 13 czerwca 1862 r. ożenił się powtórnie z Antoniną Kościuszkówną. Małżeństwo i obowiązki pozwoliły na szybkie zagojenie się ran, po niedawnych bolesnych przeżyciach
ponownie do rodziny Trauguttów wkradł się promyk radości. Wiele wysiłku włożył w gruntowne wychowanie córek, troszcząc się przede wszystkim o ich formację religijną. Na ten temat
pisze jego córka Anna: „Tatuś, ponieważ kościół był daleko, urządził na górze w jednym z pokoików gościnnych coś w rodzaju kaplicy. Był tam obraz Matki Bożej, świece,
ołtarzyk. Co wieczór tatuś zbierał tam całą rodzinę i służbę na wspólny pacierz. Również w niedzielę, gdy nie można było jechać do kościoła, tatuś gromadził tam wszystkich domowników
i czytał modlitwy Mszy św. Rano tatuś modlił się razem z mamą - mówili pacierz. Mawiał, że Matka Boża jest naszą opiekunką. W maju zbierał wszystkich na majowe nabożeństwo,
które sam czytał z książki. Pamiętam, jak nas dzieci brał na kolana i uczył katechizmu i historii świętej. Były to wielkie księgi z ilustracjami Dorego. Tatuś
pokazywał nam obrazki, a potem objaśniał”.
W czasie gdy Traugutt urządzał swoje życie rodzinne prawie od początku, Polacy przygotowywali się do zrzucenia jarzma rosyjskiej niewoli. Przygotowywano się intensywnie do wybuchu powstania. Zbroiła
się Warszawa, zbroiły się inne polskie miasta. Traugutt trzymał się z daleka od tych akcji, nawet wtedy, gdy już powstanie wybuchło. Jako doświadczony wojskowy, zdawał sobie sprawę, że nie
można wygrać wojny, dysponując słabo uzbrojonymi oddziałami rozrzuconymi po lasach, z półmilionową, dobrze wyposażoną, regularną i doborową armią rosyjską. Na usilną prośbę jego
dawnych kolegów, uczestników powstania, objął dowództwo oddziałów k. Kobrynia. Po spowiedzi i Komunii św. wbrew nadziei na powodzenie powstania i wypędzenie z Polski Rosjan
włączył się w nurt spraw narodowo-wyzwoleńczych. Początkowo oddziały pod jego dowództwem odniosły kilka zwycięstw, jednak zła organizacja i sprzeczne rozkazy wyższych dowódców przyczyniły
się do upadku powstania na terenie dzisiejszej Białorusi. Traugutt przyjechał do Warszawy, gdzie podjął pracę w Rządzie Narodowym. Wkrótce został mianowany generałem. Zlecono mu również misję
zagraniczną kontroli przepływu broni i zbadania możliwości interwencji z zewnątrz. Zadanie swoje wypełnił dobrze, ale jednocześnie uświadomił rząd, że państwa zachodnie nie mają
zamiaru pomagać Polakom. Zgubny wpływ dla powstania miały ciągłe zmiany rządów, kłótnie i nieporozumienia. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem było powierzenie władzy człowiekowi
uczciwemu i kompetentnemu, jakim był Romuald Traugutt. Po długich modlitwach, spowiedzi oraz Komunii św. przejął władzę nad powstaniem i 15 października 1863 r. został dyktatorem.
Najbliższym współpracownikiem mianował nauczyciela historii Mariana Dubeckiego. Pod przybranym nazwiskiem Michała Czarneckiego trwał na swoim posterunku aż do dnia aresztowania. Jego działalność poszła
w trzech kierunkach: ujednolicenie armii powstańczej, wprowadzenie w życie dekretu uwłaszczeniowego w celu pozyskania do walki chłopów oraz nawiązania współpracy z rewolucjonistami
węgierskimi. Pracując dla Polski, nie zaniedbywał spraw duchowych. Dubiecki pisze: „Modlitwa dłuższa lub krótsza, a zawsze korna, odbywana na klęczkach rozpoczyna dzień dyktatora. W niedzielę
i święta uczestniczył on regularnie na Mszę św. do kościoła św. Aleksandra”.
Od roku 1794 do wybuchu powstania nie było w Watykanie przedstawiciela Polski. Rząd Narodowy w czerwcu 1863 r. wysłał do Rzymu swego legata Gabriela Łuniewskiego, który
nie zdołał objąć swego urzędu na skutek knowań Stronnictwa Czerwonych. Dopiero Traugutt po opanowaniu anarchii nawiązał stałe stosunki ze Stolicą Apostolską, udzielając pełnomocnictwa Łuniewskiemu.
Znana jest korespondencja Traugutta do papieża Piusa IX, w której uznaje siebie za wiernego syna Kościoła i wyjaśnia sytuację Polski oraz dziękuje za podjęte
inicjatywy w obronie uciemiężonego narodu. Ojciec Święty, sam będąc zagrożony i napastowany przez rewolucjonistów włoskich pod dowództwem Mazziniego, wielkiego mistrza masonerii
włoskiej, nie był obojętny na sprawy martyrologii narodu polskiego, nakazał procesje i modły w Rzymie oraz prowadził akcję dyplomatyczną na wielu płaszczyznach.
Mimo wielkiego wysiłku zbrojnego, dyplomatycznego i osobistego Romualda Traugutta powstanie chyliło się ku upadkowi. Błędy popełnione przez poprzednie rządy, brak dobrego rozeznania i przygotowania,
brak reform i zmęczenie ludzi przyczyniły się do klęski. Traugutt za późno doszedł do steru władzy. O jego roli świadczy fakt, że w tydzień od osadzenia go
w więzieniu powstanie upadło na ostatnim walczącym terenie. 11 kwietnia 1864 r. został aresztowany i uwięziony na Pawiaku, gdzie prowadzono śledztwo, stosując bicie, tortury
i głodzenie. Początkowo do niczego się nie przyznawał. Po pewnym czasie zorientował się, że Rosjanie wszystko wiedzą od tych, którzy go zdradzili (Goldman, Morawski, Karol Przybyszewski), postanowił
więc przyznać się do funkcji, jaką pełnił w powstaniu. Po przesłuchaniach skazano go na karę śmierci przez powieszenie. Na południowym stoku Cytadeli warszawskiej ustawiono wielką na czarno
pomalowaną szubienicę, przed którą 5 sierpnia 1864 r. zebrało się ok. 30 tys. ludzi. Podczas wykonywania wyroku śmierci lud śpiewał Święty Boże, a wojskowa orkiestra zagłuszała śpiew.
Gdy komendant policji zapytał: „Kto tu jest Traugutt?”, on wystąpił, według słów Olgi Gołębiowskiej: „Wzniósł w obu dłoniach krzyż w górę i zawołał,
podobnie jak Chrystus, gdy wydał się w ręce żołnierzy: «Oto jestem». - A w jego postaci, acz wątłej i małej, było coś wzniosłego, nadziemskiego,
świętego prawie”. Wspomniany rosyjski historyk Berg, obecny na egzekucji, napisał: „Traugutt w ostatniej chwili złożył ręce i podniósł oczy ku niebu. I tak
z podniesioną głową pozostał na stryczku, nawet jeszcze wówczas, gdy po stwierdzeniu śmierci trójkątna opaska została mu z oczu zdjęta”.
Dla ludu stolicy Traugutt był od początku świętym. Nie było jednak możliwości przeprowadzenia nakazanego prawem kościelnym procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Władze rosyjskie starały
się zniszczyć pamięć o tym wielkim człowieku, dopiero okres po I wojnie pozwolił zebrać materiały oraz przesłuchać osoby żyjące i znające Traugutta. Wybuch II wojny przerwał
te starania, dopiero w naszych czasach podjęto je na nowo. Miejmy nadzieję, że zakończą się pozytywnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu