27 kwietnia 1964 r. kard. Stefan Wyszyński, wspólnie z bp.
Zygmuntem Choromańskim, wystosował na ręce premiera Józefa Cyrankiewicza
obszerny protest przeciwko naruszaniu wolności sumienia. Zasadnicza
część tego listu została przedstawiona przed tygodniem. Dziś szerzej
zajmiemy się jednym z jego punktów, który dotyczy walki z Kościołem
przez, jak to zostało określone w piśmie, popieranie i fiansowanie
dywersyjnej działalności duchownych tzw. Kościoła narodowego.
Prymas Polski pisał w tej sprawie:
Agresywność duchownych tzw. Kościoła narodowego jest
zrozumiała, gdy weźmie się pod uwagę nie ulegający wątpliwości fakt
patronowania jej przez Urząd do Spraw Wyznań, który te akcje nie
tylko popiera, ale wręcz nawet nim patronuje.
Istnieją na to dowody w postaci faktów dyskryminacji
wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego w Bolesławiu, Wierzbicy, Gnijnie,
Chwałowicach i innych jeszcze miejscowościach. Postępowanie władz
administracyjnych na tym odcinku urąga wszelkiej praworządności i
elementarnym zasadom współżycia ludzkiego.
W Poznaniu np. zabytkowy kościół św. Kazimierza zbudowany
i użytkowany przez katolików przez 200 lat - po remoncie kapitalnym,
w czasie którego nabożeństwa dla głuchoniemych odbywały się w kościele
parafialnym, został urzędowo oddany przez poznański wydział wyznań "
duchownemu narodowemu".
Podobnie, tylko w bardziej rażący i kompromitujący władze
administracyjne sposób, osadzono "duchownych hodurowców" w Chwałowicach.
Tyle dokument, który z założenia mówił tylko o ogólnych
faktach. Dla ilustracji problemu ukażemy, jak się miały rzeczy na
przykładzie, wymienionej w liście, Wierzbicy.
Wierzbica to małe miasteczko koło Radomia. Od XIII w.
istniała tam parafia katolicka. W latach pięćdziesiątych pobudowano
tam dużą cementownię. Okolicznych rąk do pracy było zbyt mało. W
ciągu krótkiego czasu przybyło do miasteczka, liczącego wtedy około
9 tysięcy parafian, kilkuset robotników ze swoimi rodzinami. Jak
to zwykle w takich sytuacjach bywało, najbardziej znanym przykładem
była Nowa Huta, związki z Kościołem nowo przybyłych były bardzo różne.
Jedni trwali w wierze, inni w parafialnej świątyni pojawiali się
rzadko albo w ogóle. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, przecież
nie ma "obowiązku wierzenia", gdyby nie to, że ci drudzy zwracali
się do duszpasterzy w szczególnych okolicznościach życia: urodzin
dziecka, ślubu czy śmierci.
W 1958 r. zmarł jeden z "osiedleńców". Rodzina zadecydowała,
że pogrzeb odbędzie się bez księdza. W takiej sytuacji miejscowy
proboszcz, ks. Bojarczyk, odmówił miejsca na cmentarzu kościelnym.
Robotnicy cementowni, inspirowani i kierowani przez zakładową organizację
partyjną, rozpoczęli akcję przeciwko proboszczowi. W tych działaniach
wspierał ich wikariusz, ks. Zdzisław Kos. Z Wierzbicy do biskupa
sandomierskiego Piotra Gołębiowskiego, któremu parafia w Wierzbicy
podlegała, kilka razy udawała się "delegacja" z żądaniem usunięcia
ks. Bojarczyka i mianowanie na jego miejsce wikariusza. Podczas kolejnej
wyprawy do Kurii, trzej mężczyźni, wśród nich ojciec ks. Kosa, uprowadzili
Księdza Biskupa. Wsadzili go na siłę do taksówki i zawieźli do Wierzbicy,
by tam podjął decyzję zgodną z ich żądaniami. Akcja zakończyła się
niepowodzeniem. Bp Gołębiowski nie uległ naciskom.
W Wierzbicy cały czas wrzało. 11 grudnia 1962 r. ks.
Kos i garstka jego zwolenników wystosowali pismo do władz administracyjnych,
podanie o zarejestrowanie, niezależnej od biskupa sandomierskiego,
parafii. Już 26 stycznia następnego roku Tadeusz Żabiński, dyrektor
Urzędu do Spraw Wyznań, wydał pozytywną dla petentów decyzję.
Zgodnie z nią, nowo powstała parafia otrzymała osobowość
prawną, czego przez wiele lat nie mógł uzyskać Kościoł katolicki.
Mając "papiery" od najwyższych władz, ks.Kos i jego zwolennicy
zajęli kościół w Wierzbicy. Fakt nie miał żadnych podstaw prawnych.
Próby wejścia do kościoła przez księży i wiernych dotychczasowej
parafii, do której należała świątynia, kończyły się ich pobiciem.
Co więcej, byli oni skazywani przez władze administracyjne grzywnami
i więzieniem. W takiej sytuacji Msze św. i nabożeństwa odbywały się
na podwórzu gospodarstwa Władysława Błaszczyka. Natomiast interwencje
bp. Zygmunta Choromańskiego pozostawały bez echa.
28 maja 1964 r., na Uroczystość Bożego Ciała przybył
Ksiądz Prymas. Nie chciał on wzbudzać kolejnego konfliktu. Ominął
świątynię i udał się do gospodarstwa, gdzie na co dzień modlili się
mieszkańcy Wierzbicy. W przemówieniu do nich Prymas Tysiąclecia zadeklarował
osobistą interwencję w sprawie kościoła: Prosić będę, aby sprawiedliwości
stało się zadość, abyście w legalny sposób mogli wrócić do posiadania
świątyni, którą wybudowali wasi ojcowie i dziadowie.
Zgodnie z obietnicą wystosował do I Sekretarza PZPR,
Władysława Gomułki, list w sprawie Wierzbicy.
10 września na ręce Księdza Prymasa przyszła odpowiedź.
Udzielił jej jednak nie adresat, ale Urząd Rady Ministrów. O treści
tego listu najdobitniej świadczy krótki komentarz Prymasa Tysiąclecia:
Odpowiedź jest "łobuzerska".
Pomóż w rozwoju naszego portalu