ELŻBIETA RUMAN: - Dawać czy nie dawać pieniędzy na ulicach, skrzyżowaniach, kiedy zaczepiani jesteśmy przez matki z dziećmi na plecach, osoby kalekie, bezdomne...
KS. KAN. KRZYSZTOF UKLEJA: - Tak naprawdę chrześcijanin nie jest zwolniony z postawy miłosierdzia. Potrzebą człowieka jest nieść pomoc, wspierać drugiego człowieka, zwłaszcza dziecko czy osobę, która czuje się pokrzywdzona. Ale wydaje mi się, że program pomagać dobrze, jest programem na dziś bardzo aktualnym, z uwagi na to, że coraz częściej jesteśmy napastowani przez tabuny ludzi - zjeżdżających do Warszawy z całej Polski - którzy zaczynają uprawiać "zawód" żebraka. Na ulicy widzimy nędznie wyglądającego człowieka, często matkę z dzieckiem, ale nie widzimy - a należałoby zobaczyć - tych, którzy za tym stoją. Często są to zorganizowane grupy - użyję tu brzydkiego słowa: mafie - które zdobywają w ten sposób pieniądze. Myślę, że trzeba być bardzo ostrożnym, dawać jałmużnę, ale w sposób mądry, roztropny. Prawdziwa bieda i nieszczęście unikają wystawiania się na widok publiczny. A żebractwo jako zawód nie może być popierane - nie jest to tajemnicą, że zawodowi żebracy często bardzo dobrze sobie żyją! Wiedzieć też trzeba, że pieniądze zdobyte na ulicy, pod kościołem, często są źle wykorzystane, niezgodnie z duchem ofiarodawcy - na alkohol, na narkotyk.
- Dając drobne datki - dla świętego spokoju - przyczyniamy się do rozwoju żebractwa...
- Oczywiście, jednocześnie utrwalamy pewne złe postawy,
postawy pasożytnicze, roszczeniowe. Wspomagamy ludzi, którzy chcą
żyć kosztem innych, korzystać z owoców naszej pracy. Bardzo często
żebracy nie mają zamiaru nic zmienić w swoim życiu, nie szukają pracy,
nie zgłaszają się do organizacji mogących im pomóc. A przecież powołanych
do życia zostało wiele organizacji zajmujących się pomocą ludziom
różnorako pokrzywdzonym przez los.
Nie dawać, ale nie na tym koniec - naszą powinnością
jest włączenie się w inny rodzaj pomocy, nie możemy po prostu zamknąć
oczu i przejść dalej. Biedni i chorzy zawsze będą i nigdy nie możemy
czuć się zwolnieni z obowiązku pomagania słabszym.
- Dawanie pieniędzy wydaje się być najprostszym sposobem na pozbycie się wyrzutów sumienia, które pojawiają się, gdy mijamy kolejnego zaniedbanego, kalekiego człowieka czy klęczącą na ziemi młodą kobietę z niemowlęciem na ręku.
- Nie jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkich problemów
społecznych. Patrząc z doświadczenia kilku lat pracy w Caritas mogę
powiedzieć, że liczba potrzebujących wcale nie maleje i wiem, że
żadna organizacja nie ogarnie tego morza nędzy. Pomagamy w miarę
swoich możliwości, dajemy zresztą nie to, co jest nasze, ale to,
co dostaliśmy od Pana Boga. Nasze dawanie polegać musi na dzieleniu
się sobą, dzieleniu się tym, czym jesteśmy - czasami ważniejsze jest
dobre słowo czy uśmiech, niż miska zupy. Dawać, to nie znaczy tylko
dać pieniądze - to rzeczywiście czasami jest najprostsze. Popełniamy
błąd myśląc, że dług z Panem Bogiem został "wyrównany", kiedy wcisnęliśmy
w rękę żebrakowi 10 zł. Osoby, które przychodzą po pomoc potrzebują
zainteresowania, życzliwości, chcą być dobrze przez nas potraktowane.
Patrząc na żebraka musimy przypominać sobie, że jest on osobą, dzieckiem
Bożym, że za niego Chrystus umarł na krzyżu i dopiero wtedy na prawdę
możemy mu pomóc.
Kiedy przychodzi do mnie człowiek potrzebujący, staram
się z nim porozmawiać, pomóc wzbudzić jakąś refleksję. Nie mogę poprzestać
na daniu mu pożywienia na dziś, ale chcę mu uświadomić, że ma przed
sobą przyszłość, że musi próbować znaleźć wyjście ze swojej biedy.
Staram się za wszelką cenę niwelować postawę roszczeniową - "ja jestem
biedny, bezdomny, ty musisz mi pomóc, bo ja nie mam pracy" - przekonując: "
pana życie jest wielką wartością, musi pan starać się przezwyciężyć
czasem lęk czy nieporadność, czasami chorobę, a bywa, że po prostu
zwykłe lenistwo".
Wiele osób przychodzących do nas do jadłodajni czy noclegowni
na tym poziomie czuje się dobrze; zero odpowiedzialności, zero obowiązków,
jedzenie i dach nad głową na dzisiaj, a co dalej to nie ważne. Musimy
być bardzo ostrożni, aby nie redukować biednych do roli przedmiotu,
który odczyścimy, naprawimy i odstawimy na bok. Formy niesienia pomocy
nie mogą być ratownictwem - dajemy mu coś, żeby przetrwał do jutra.
Musimy próbować wskazywać jakieś formy aktywności, jakąś perspektywę,
np. kiedy przychodzi człowiek, który stracił pracę, trzeba go przekonać,
że może pracować gdzie indziej, robić coś innego, że musi się przekwalifikować,
pójść na jakieś kursy, których przecież jest nie mało. Musimy dawać
nadzieję, przekonywać, że warto starać się na nowo, że życie jest
tego warte.
- Wracając do naszego podstawowego pytania - dawać czy nie dawać wyciągającemu do nas rękę?
- Większość żebraków to naciągacze, a my przecież nie chcemy być naciągani! Ja zaproponuję takie wyjście - można rozejrzeć się wokoło, znaleźć jakąś osobę czy rodzinę, która potrzebuje pomocy i skupić się na niej. Rozeznać jej potrzeby i wtedy nasza pomoc nie będzie trafiała w próżnię. Poczuć się odpowiedzialnym za ludzi biednych w wymiarze jednostkowym, konkretnym.
- Czyli pomoc sąsiedzka?
- Oczywiście, ilu ludzi umiera samotnie w wielkich
blokach, mimo że zainteresowanie sąsiadów często mogłoby uratować
im życie. Ile starszych osób przechodząc dyskretnie zagląda do koszów
na śmieci, kiedy życzliwa sąsiadka podarowując np. niepotrzebny już
płaszcz, lub leki, uratowałaby biedniutki budżet domowy. Zanikłe
relacje sąsiedzkie sprawiają, że za ścianami naszych mieszkań zdarzają
się dramaty, o których dowiadujemy się dopiero z gazet. Poczujmy
się odpowiedzialni za tych, których mamy najbliżej, w naszym domu
czy na naszej ulicy i otoczmy ich opieką tak w sensie materialnym
jak i duchowym. Towarzyszmy im na miarę potrzeb, w sposób dyskretny,
cichy, ale skuteczny.
I wtedy możemy czuć się bardzo spokojni, kiedy mijamy
osoby wyciągające do nas ręce na wielkich skrzyżowaniach, przed kościołami.
Możemy wtedy powiedzieć: "Ja już jestem zaangażowany w dzieło niesienia
pomocy, ja już pomagam".
Z drugiej strony, jeśli bierzemy udział w różnych programach
kościelnych, np: "Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom", czy pomoc dzieciom
ofiarom wojny w Afryce, lub ostatnio pomoc dla Irkucka - również
uczestniczymy w niesieniu pomocy. Zwykle nasz budżet domowy odczuwa
udział w takich akcjach, a przecież nie możemy zaniedbać własnej
rodziny. Nie zatracić wrażliwości, ale też zachować równowagę.
- Jednak nie możemy zamknąć oczu podjeżdżając do świateł na skrzyżowaniu, a nagie kikuty - przywożonych często z wielu sąsiednich krajów - kalek, głęboko zapadają nam w serca. Czy nie powinniśmy być jakoś chronieni przed taką natarczywością?
- Państwo ma zawsze pewne środki, narzędzia, aby zapewnić nam bezpieczeństwo na ulicach - choć trudną jest sprawą prosić straż miejską o usunięcie z ulicy matki z maleńkim dzieckiem. Jednak to my powinniśmy odpowiednie organy informować o sytuacjach budzących niepokój. Nie jest dobre dla niemowlęcia spędzanie dni na chodniku czy dla kaleki chodzenie między samochodami zatrzymującymi się pod światłami. Państwo ma wtedy ułatwioną sytuację, kiedy my właściwie reagujemy - nie wspieramy żebractwa naszymi pieniędzmi, domagając się jednocześnie od odpowiednich organizacji, by zajęły się tymi, którzy są bezradni. Powinniśmy więcej o tym mówić - a państwo powinno egzekwować prawo. Dlaczego usuwa się z głównych ulic handlarzy nie zauważając jednocześnie kalek i małych dzieci żebrzących na najruchliwszych jezdniach?
- A babcie czy rumuńskie dzieci żebrzące pod kościołami?
- Czy nam wypada domagać się ich usunięcia? A jeśli
dochodzi do takich sytuacji, że ludzie ci wchodzą do kościoła w trakcie
Mszy św., ciągnąc za rękawy modlących się, lub chodząc za księdzem
zbierającym ofiarę? Oni lepiej znają rozkład Mszy św. niż parafianie.
Albo kiedy w trakcie ślubu pod kościołem ustawiają się
żebracy, zdecydowani nie pozwolić opuścić terenu, jeśli nie dostaną "
okupu"? To jest szantaż, przemoc - czy to jest dozwolone prawem?
Rodzina państwa młodych dla świętego spokoju daje im - wcale nie
takie drobne - pieniądze, nie chcąc zakłócenia podniosłych uroczystości.
A oni mając harmonogram "pracy" na cały tydzień, z powodzeniem uprawiają
swój "zawód".
- Są miasta w Polsce, gdzie skutecznie przeprowadzono program nie dawania pieniędzy na ulicach, skutecznie likwidując żebractwo. Czy w Warszawie, do której z całej Polski przyjeżdżają żebracy nie należałoby przeprowadzić podobnej akcji?
- Rozmawiałem z przedstawicielami Caritas wrocławskiej
- tam m.in. była taka akcja - którzy mówili, że był to kontrowersyjny
pomysł, ale spełnił swoją rolę. Opiekę nad biednymi czy chorymi przejęły
placówki do tego powołane, a mieszkańcy przestali być napastowani
na ulicach. W Warszawie taka akcja byłaby ogromne potrzebna, tym
bardziej, że stołeczna opieka społeczna nie podoła problemom bezrobotnych
i bezdomnych z całego kraju, a miasta, które "pozbyły się" uciążliwych
mieszkańców nie chcą słyszeć o współfinansowaniu naszych przepełnionych
ośrodków. Program taki trzeba byłoby podjąć wspólnie z władzami stolicy,
organizacjami społecznymi jak Caritas czy PCK i mieszkańcami naszego
miasta.
Prawdziwa bieda nie wystawia się na widok publiczny,
nie wyciąga ręki "po prośbie". Emeryci z nędzną rentą czy renciści,
którzy całe życie pracowali, a teraz nie stać ich na lekarstwa walczące
z chorobą zawodową, to są biedni mający swoją godność. Czasami przymierają
głodem, ale nikomu się nie poskarżą. Dopiero w ostateczności, ze
łzami w oczach przyjdą do Caritas...
To nie człowiek jest panem swojego życia, i musimy pamiętać,
że i my możemy kiedyś potrzebować pomocy, stracić pracę, zachorować.
Zachowujmy wrażliwość na potrzeby innych, ale mądrze ją ukierunkowujmy.
Biedni są dla nas bogactwem, skarbem przypominającym słowa Pana Jezusa
z Góry Błogosławieństw. I zawsze oni będą wśród nas.
Mówiąc, że nie chcemy pomagać na ulicach mówimy, że chcemy
pomagać lepiej, godniej, skuteczniej.
- Czyli pomagać, ale tak, by ta pomoc nie utrwalała sytuacji patologicznych, lecz na prawdę trafiała tam, gdzie jest potrzebna.
- Wystrzegajmy się niesienia pomocy na ulicach, w zamian za to włączmy się w działania organizacji pewnych, sprawdzonych, wiarygodnych, albo znajdźmy sobie osoby, którym moglibyśmy towarzyszyć w pokonywaniu ich biedy.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu