Reklama

Dziecko Syberii (III)

Niedziela w Chicago 12/2004

Wracamy do wspomnień pani Teresy, przekonani, że są one w jakimś stopniu wspólne dla wielu Polaków z tego samego pokolenia, których losy sprowadziły do Chicago. Rodzina pani Teresy z pięknego Polesia została wywieziona na Syberię. Piekła „nieludzkiej ziemi” nie wytrzymał ojciec rodziny. Pochowano go na rosyjskim stepie. Rodzina po wielu perypetiach trafiła po wojnie na Ziemie Zachodnie. Jak się okazało, nie był to ostatni etap tułaczki...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W tym czasie matka zdecydowała się na krok, którego szczegóły nigdy nie zatrą się w mojej pamięci. Zabrała mnie i mojego brata Wiktora i pojechaliśmy razem do Warszawy. Mama postanowiła zwrócić się o pomoc do I sekretarza partii komunistycznej, którym w tym okresie był Bolesław Bierut. Decyzja ta była niesamowicie bolesna, a równocześnie bardzo odważna. Do dziś pamiętam, jak matka prowadzi nas za ręce przez Warszawę, całą w gruzach. Widok ten uderzył mnie mocno. Patrzyłam na stojące tylko pojedyncze ściany lub wiszące gdzieniegdzie schody... Ten krajobraz był wstrząsający. Nie rozumieliśmy z bratem, co tutaj robimy z dala od rodziny. Pamiętam dobrze, jak mama kupiła nam dwa pęczki rzodkiewek, abyśmy mogli zaspokoić głód. Ludzie oglądali się za nami, widząc, że tak zajęci jesteśmy tymi rzodkiewkami. Pamiętam, jak bardzo były czerwone.
Doszliśmy do domu głównego zarządu partii. Mama odważnie wyraziła w drzwiach swoją prośbę widzenia się z Bierutem. Mój brat musiał coś więcej rozumieć, bo patrzył w górę, jakby chciał w niebie szukać odpowiedzi. Wpuszczono nas do środka i kazano czekać.
Pamiętam, że potem przyszedł jakiś pan, który wydał mi się bardzo wysoki. Powiedział mamie, że Bierut jest teraz zajęty, ale on sam też pełni ważną funkcję i może jej prośbę przekazać lub sam w czymś pomóc. Mama zaczęła się tłumaczyć, że niedawno wróciła z Kazachstanu, że była wywieziona z całą rodziną do tego „raju syberyjskiego”. Powiedziała, że tam umarł mąż, że ona zmęczona i schorowana wróciła z sześciorgiem dzieci. Niektóre z nich są poważnie chore i trzeba je leczyć, a ona jest bez środków do życia. To dziecko, pokazała na mnie, to Sybiraczka, tam się urodziła. Poprosiła, aby nas dwoje wziął rząd i zajął się w jakiś sposób, bo ona nie da rady...
W tym momencie spadł na mnie jakby grom z jasnego nieba. Uprzytomniłam sobie, że matka chce nas oddać. Najukochańsza dla mnie osoba na świecie chce mnie i mojego braciszka oddać. Z wielkim płaczem zaczęłam matkę całować po dłoniach, prosząc, by nas nie oddawała. Patrzyłam na brata, szukając jakiejś pomocy, ale on milczał, tak jakby zastygł, zupełnie blady na twarzy. „Pan partyjny” - tak z bratem go potem nazywaliśmy - przyglądał się temu wszystkiemu uważnie, a może także ze wzruszeniem, bo to, co powiedział, było dla nas najmiłosierniejszym darem Bożym!
Najpierw zapytał mamę, ile lat była na Syberii. Odpowiedziała, że razem na Syberii i w Kazachstanie 6 lat. Zwracając się tym razem do niej po nazwisku, powiedział, że jeżeli tyle lat tam przetrwała i przywiozła dzieci żywe, to niech ich nie oddaje partii. Partia, mówił, wychowa je dla siebie i wtedy to już nie będą jej dzieci. Będą całkowicie podporządkowane partii i zmuszone przyjąć jej doktrynę. - Niech pani te dzieci weźmie - powiedział - jakoś pani przetrwa, jak przetrwała dotychczas. Moja mama jakby się ocknęła, bo zaczęła tłumaczyć, że nie chodziło jej o oddanie dzieci, ale o chwilową pomoc w ich wychowaniu. Odetchnęliśmy z bratem z ulgą. Wiktor musiał być przerażony, bo jak się później dowiedziałam, mając możliwość uczęszczania do szkoły na Syberii, odmówił. Po pierwszej lekcji oznajmił rodzicom, że do szkoły nie wraca, bo tam powiedziano, że Boga nie ma.
Matka wzięła nas za ręce i wyszła. Gotowa byłam całować temu człowiekowi dłonie, a nawet stopy, że nas nie chciał. Wiele razy myślałam o tym człowieku i byłam mu bardzo wdzięczna. A przede wszystkim pozostałam niesamowicie wdzięczna Bogu, że to właśnie jego do nas posłał.
Poszliśmy znowu na ulice Warszawy. Tym razem mama zaczęła szukać jakiegoś sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Wreszcie znaleźliśmy takie miejsce, gdzie poza tym, że dali nam coś do jedzenia i pozwolili się wykąpać, zupełnie ogolili nam głowy. Nie mogli dla nas więcej zrobić. Znowu wróciliśmy na ulice Warszawy. Nie czułam się dobrze z tą ogoloną głową, ale nie odważyłam się skarżyć. Mogłam trzymać rękę mojej mamy, reszta przy tym okazała się mniej ważna.
Matka była niestrudzona w poszukiwaniu dla nas jakiegoś miejsca. Wreszcie pewna organizacja pozwoliła jej oddać nas na kolonie na cały okres wakacji. Zostawiła więc nas w Warszawie i odjechała. Nie bardzo wiedzieliśmy, czy to na zawsze czy tymczasowo. Mama obiecała wrócić za parę miesięcy, więc jej zaufałam. Zostałam też oddzielona od starszego braciszka, który był na koloniach.
Ponieważ mama zostawiła mnie tylko w jednej sukience i sandałkach, dziewczynki z kolonii szybko zorientowały się, że byłam jakaś inna. Posądziły mnie o kradzież ubrania, które zresztą nagle zniknęło. Gdy już nic nie miałam, jakaś dobra pani dała mi długi szlafroczek. I tak w tym stroju, z ogoloną głową stałam się obiektem drwin dzieci. Mimo wszystko zachowałam werwę i dziecięcą radość życia. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym doniosła na koleżanki, które zabrały moją odzież, to by się im trochę „oberwało”, ale nie mogłam ryzykować w tak niefortunnej sytuacji. Dzielnie przetrwałam ten ciężki okres i doczekałam się przyjazdu mamy. To było najwspanialszym uwieńczeniem moich trudów. Nawet jej nie powiedziałam, co mnie na koloniach spotkało. Byłam wdzięczna Bogu, że wytrzymałam.

cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2004-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Premier: łącznie 19 przekroczeń przestrzeni Powietrznej Polski, po raz pierwszy ze strony Białorusi

2025-09-10 10:35

PAP/Radek Pietruszka

Łącznie służby odnotowały 19 przekroczeń przestrzeni powietrznej Polski - poinformował we środę premier Donald Tusk podczas wystąpienia w Sejmie. Dodał, że po raz pierwszy atak był nie od strony Ukrainy, a Białorusi.

Więcej ...

Leon XIV: nie bójmy się wołać do Boga, jak Jezus na krzyżu

2025-09-10 10:39

Vatican Media

Tłumienie wszystkiego w sobie może nas powoli wypalać. Jezus uczy nas, by nie bać się krzyku, o ile jest szczery, pokorny i skierowany do Ojca – mówił Leon XIV w katechezie, która była poświęcona śmierci Jezusa. Przypomniał, że nie konał on w milczeniu, ale umierając zawołał donośnym głosem. Papież podjął się refleksji nad znaczeniem tego ostatniego krzyku Zbawiciela.

Więcej ...

Zadanie na nowy rok szkolny? Budować "konto zaufania"

2025-09-11 10:48

ks. Łukasz Romańczuk

Arcybiskup Józef Kupny, metropolita wrocławski przewodniczył inauguracji roku szkolnego 2025/26 szkół katolickich. Katedrę pw. św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu wypełniła młodzież i dzieci z całej Archidiecezji Wrocławskiej.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Drony nad Polską - wojsko zestrzeliło maszyny; świat...

Wiadomości

Drony nad Polską - wojsko zestrzeliło maszyny; świat...

Krzysztof Tadej wręczył Leonowi XIV album o męczennikach...

Kościół

Krzysztof Tadej wręczył Leonowi XIV album o męczennikach...

Nowenna do Matki Bożej Bolesnej

Wiara

Nowenna do Matki Bożej Bolesnej

Figura Matki Bożej zdewastowana. Maryi obcięto ręce i...

Wiadomości

Figura Matki Bożej zdewastowana. Maryi obcięto ręce i...

Po informacjach medialnych ws. ks. Chmielewskiego...

Wiadomości

Po informacjach medialnych ws. ks. Chmielewskiego...

Carlo Acutis modlił się też po polsku

Kościół

Carlo Acutis modlił się też po polsku

Kanonizacja bł. Acutisa i bł. Frassatiego....

Kościół

Kanonizacja bł. Acutisa i bł. Frassatiego....

Oświadczenie ws. ks. Dominika Chmielewskiego

Polska

Oświadczenie ws. ks. Dominika Chmielewskiego

Nawet 100 proc. rezygnacji z tzw. edukacji zdrowotnej

Wiadomości

Nawet 100 proc. rezygnacji z tzw. edukacji zdrowotnej