Starsi mieszkańcy Przemyśla do dziś pamiętają przygnębiający
czwartek 28 września 1939 r., dzień wejścia wojsk sowieckich do Przemyśla,
owacyjnie witanych przez mniejszości narodowe bramami triumfalnymi,
transparentami i czerwonymi sztandarami jako "wyzwolicieli z polskiej
niewoli". Biada Polakom, którzy pozostali wtedy w domach i nie przywitali
czerwonych najeźdźców. To oni w dużej liczbie wnet znaleźli się na
listach osób przeznaczonych do wywózki na Sybir, skąd tylko niewielu
powróciło po latach gehenny... Bp Wojciech Tomaka, naoczny świadek
tych bolesnych dla Polaków wydarzeń, tak pisał w prowadzonej przez
siebie Kronice: "Dziś 28 września (1939 r.) po południu weszły do
Przemyśla od strony Lwowa wojska sowieckie i zajęły część miasta
z tej strony (południowej) Sanu. Ludność polska została w domach
- natomiast Żydzi wyszli tłumnie na ich przywitanie - znalazły się
zaraz czerwone sztandary i czerwone gwiazdy. Żydówki młode podawały
żołnierzom kwiaty itp. Młodzi Żydzi od razu zaczęli od współpracy,
najpierw jako przewodnicy do konfiskowania różnych rzeczy, nie tylko
w instytucjach różnych, lecz i po domach prywatnych. - Mnie zabrano
radio. Z Kurii Biskupiej i Biura Akcji Katolickiej wszystkie maszyny
do pisania. Z Biura Zarządu Dóbr Biskupstwa zabrali bolszewicy przy
pomocy Żydów pieniądze i wiele akt zniszczyli. Wielkiemu zniszczeniu
uległa biblioteka Seminarium Duchownego i Kapituły. Wiele cennych
dzieł spalono w piecach jako opał".
Okupacja brutalnie dotknęła ludność polską. Poddano ją
rabunkowej gospodarce i krwawym represjom. Okupant niemiecki wywiózł
z terenu diecezji kilkanaście tysięcy młodych osób na roboty przymusowe
do Rzeszy. Natomiast Sowieci aresztowali i wywieźli przeważnie na
Sybir i do Kazachstanu kilkadziesiąt tysięcy osób narodowości polskiej
ze wschodnich rejonów diecezji. Większość z nich znalazła tam śmierć
z głodu, zimna i chorób. Kilkanaście tysięcy osób z terenu całej
diecezji poniosło śmierć w wyniku działań wojennych, w obozach koncentracyjnych,
a także na skutek mordów dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich.
W okresie wojny na naszych ziemiach miały miejsce wielkie
przemieszczenia ludności. Już w pierwszych latach wojny na terenie
diecezji przemyskiej znalazło się co najmniej 37 tysięcy uchodźców
z Poznańskiego, Śląska, wysiedlonych brutalnie przez Niemców z ich
domostw. Do nich dołączyli wkrótce wysiedleni przez Niemców z Zamojszczyzny
i Warszawy. Natomiast od roku 1942 przybyło sukcesywnie na teren
diecezji przemyskiej (do miejscowości na zachód od rzeki San) około
140 tys. uchodźców z Kresów Wschodnich (w tym kilkudziesięciu księży),
chroniących się tu przed bestialskimi mordami UPA.
W czasie wojny działalność duszpasterska poddana została
przez obu okupantów drastycznym ograniczeniom. Zostały zniesione
niektóre święta, zakazane pieśni i modły budzące ducha patriotycznego.
Miały miejsce przypadki czasowego zamykania kościołów. Pod okupacją
sowiecką nałożono na parafie katolickie drakońskie podatki. W tym
okresie również duchowieństwo rzymskokatolickie złożyło wielką daninę
cierpienia i krwi. W czasie wojny zginęło, bądź zostało zamordowanych
35 księży (14 w obozach koncentracyjnych - w tym kilku za ratowanie
Żydów, 4 z rąk UPA). Czasowo aresztowano ponad 90 księży, kilkunastu
ukrywało się przed aresztowaniem, kilkudziesięciu znalazło się poza
granicami kraju. Liczni księża, poza normalną pracą duszpasterską,
włączyli się w pracę konspiracyjną, tajne nauczanie itp.
Diecezja przemyska poniosła w latach wojny także dotkliwe
straty materialne. W trakcie działań wojennych zniszczonych zostało
w diecezji 13 kościołów, kilkanaście doznało uszkodzeń. W latach
1941-43 Niemcy skonfiskowali kilkaset dzwonów kościelnych. Natomiast
w latach 1939-41 Sowieci zniszczyli cenne księgozbiory biblioteki
Seminarium Duchownego i Kapituły Przemyskiej, ponadto zrabowali i
wywieźli dużą część zbiorów Archiwum Diecezjalnego (przepadły wówczas
np. najstarsze akta metrykalne z całej diecezji).
W tych tragicznych dla Polski i Polaków latach II wojny
światowej rozegrał się ostatni bolesny dramat katedry przemyskiej.
22 czerwca 1941 r. w niedzielę, Niemcy wczesnym rankiem uderzyli
na swojego dotychczasowego sojusznika - Związek Sowiecki. Jednym
z epizodów tej wojny były kilkudniowe walki o Przemyśl. W ich trakcie,
25 czerwca 1941 r., ostrzelana została przez niemiecką artylerię
katedra przemyska. Jeden z pocisków zapalających trafił w sygnaturkę
i w krótkim czasie spowodował pożar całego dachu. Jakikolwiek ratunek
podczas ostrzału artyleryjskiego nie był możliwy. W przywoływanej
już Kronice bp. Wojciecha Tomaki czytamy lakoniczny zapis dotyczący
tych wydarzeń: "25 czerwca 1941 r. Godzina 14.00 - pocisk zapalający (
wystrzelony przez wojska niemieckie) trafia w sygnaturkę, (powodując)
pożar dachu katedry. Do wieczora dach spłonął. Ratujemy co można
z wnętrza. Sołdaty (żołnierze sowieccy) nie pozwalają brać wody ze
studni pałacowej". I dalej: "Noc z 25 na 26 czerwca okropna. Siedzieliśmy
w piwnicy. Kanonada do 2.00 w nocy. 26 czerwca rano płoną zabudowania
Sióstr Benedyktynek (w Przemyślu na Zasaniu). Sowieci wypędzają ludzi
ze schronów i każą iść w stronę Pikulic. 27 czerwca. Do 9.00 rano
okropna strzelanina z armat. Od 9.00 zupełna cisza. W mieście żadnego
żołnierza sowieckiego, żadnej władzy... Dopiero wieczorem zjawiają
się Niemcy... 28 czerwca. Noc spokojna. Po południu przygotowujemy
kościół Serca Jezusowego na parafialny. Opuszczamy katedrę... 29
czerwca (niedziela). Wszystkie nabożeństwa w kościele Serca Jezusowego.
Przychodzi dużo ludzi".
Pożar wzniecony przez Niemców zniszczył całkowicie dach
katedry i poważnie osłabił murowane stropy. Na szczęście ogień nie
przedostał się do wnętrza. Od wysokiej temperatury i odłamków pocisków
zniszczone zostały także piękne witraże Matejkowskie gotyckiego prezbiterium.
Szkody wyrządzone wówczas okazały się o wiele bardziej bolesne, bowiem
w pożarze dachu katedry spłonęły ocalałe jeszcze z kataklizmów dziejowych
bezcenne historyczne naczynia i szaty liturgiczne, ukryte tam na
początku wojny, w obawie przed rabunkiem ze strony Sowietów.
Po pożarze katedry nabożeństwa parafialne zostały przeniesione
do kościoła filialnego pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa (od roku
1991 katedra greckokatolicka). Biskup sufragan Wojciech Tomaka zaraz
po przejściu frontu podjął starania o zabezpieczenie katedry przed
dalszym niszczeniem. Zachodziło bowiem realne niebezpieczeństwo,
że padające wówczas intensywne deszcze mogą doprowadzić do zawalenia
się osłabionego przez ogień stropu katedry. Biskup bez zwłoki zlecił
sporządzenie planów odbudowy dachu katedry inż. Dąbrowskiemu z Przemyśla,
natomiast prace blacharskie p. Bujakowi. Ogromnym problemem było
zdobycie drzewa na konstrukcje dachowe. Niemcy nie pozwalali na ścinkę
drzewa na ten cel w lesie w Krasiczynie, należącym do przemyskiego
Seminarium Duchownego.
W cytowanej już Kronice bp Wojciech Tomaka tak opisuje
przebieg starań i podejmowane kolejno prace: "18 lipca 1941 r. Napisałem
do niemieckiego Ortskomando prośbę o sprzedaż drzewa i desek na dach
katedry. 19 lipca. Otrzymaliśmy odpowiedź odmowną. Zaznaczono, że
najpierw muszą się odbudowywać domy mieszkalne. Inżynier p. Jaworski,
Polak zatrudniony w Ortskomando, poradził mi wnieść drugie podanie
z załącznikiem na jego ręce, on to przedstawi Komendantowi (Niemcowi)
. Pytam się, jaki ma być załącznik. Odpowiada: a) flaszka dobrej
wódki, b) kilka flaszek wina starszego, c) ładna szynka. Zrobiliśmy
to - i przyszła na piśmie pozytywna odpowiedź na drzewo i deski z
tym, że mamy także odremontować 6 domów, które nam wskażą. Po bolszewikach
został wielki skład drzewa i desek - więc stamtąd będzie przydział.
Uradziliśmy z księżmi, że trzeba przyjąć z tymi warunkami a czas
pokaże co się da zrobić. Rozesłaliśmy zaraz na rowerach księży po
okolicznych wsiach za furmankami. Tego dnia wyjechało około 30 furmanek...
24 lipca. Po południu wojsko (niemieckie) zabroniło wywozu drzewa
z lasu (seminaryjnego z Krasiczyna). 29 lipca. Furmanki zwożą deski
i drzewo (ze składu). Obiad dla furmanów i papierosy. Prosiłem ks.
biskupa (ordynariusza Franciszka Bardę) o zbiórkę pieniędzy na dach
po tamtej stronie Sanu (zachodniej). 31 lipca. Całą noc i następny
dzień leje. W katedrze woda płynie po ścianach. 1 sierpnia. Starania
o blachę. Cieśle pracują... 20 sierpnia. 20 furmanek z Mościsk pojechało
do lasu po drzewo na katedrę... 6 września. Chleba nie ma od 2 tygodni.
Na dachu katedry zwodzą wielki krzyż... 15 września. Blacharze robią
i zakładają rynny... 26 września. Kończy się nakrywanie blachą nawy
głównej - nad prezbiterium jeszcze odkryte... 9 października. Kończy
się pobijać blachą dach nad prezbiterium".
Prace przy pokrywaniu katedry dachem zakończyły się późną
jesienią 1941 r. Dalsze specjalistyczne prace odłożono do zakończenia
wojny. Jak pokazała przyszłość trwać miały one przez kilka dziesięcioleci
- praktycznie do obecnych czasów. Prace te pochłonęły ogromne koszty,
które pokryli niemal w całości katolicy z całej diecezji przemyskiej.
Jeszcze w czasie trwania wojny przystąpiono do odbudowy witraży,
zniszczonych w pożarze. Ich zaprojektowanie władze diecezjalne zleciły
światowej sławy malarzom witrażystom z Krakowa: prof. Józefowi Mehofferowi
i Tadeuszowi Wojciechowskiemu. Same witraże wykonane zostały już
po wojnie w krakowskim warsztacie Adama Żeleńskiego.
W latach 1967-73 podjęto dalsze niezbędne prace restauracyjne
w katedrze. Prowadzili je konserwatorzy z
Krakowa pod kierunkiem prof. Władysława Zalewskiego z ASP.
Wzmocniono wówczas osłabione pożarem w 1941 r. sklepienie prezbiterium
oraz odsłonięto i odnowiono renesansową jego polichromię z połowy
XVI w. Ponadto zakonserwowano malowidła wykonane na początku XX stulecia
przez Tadeusza Popiela.
W roku 1996 podjęty został ostatni w minionym stuleciu
remont katedry, w trakcie którego oczyszczono i zabezpieczono zewnętrzne
i wewnętrzne jej mury, przeprowadzono konserwację wyposażenia wnętrza:
ołtarzy, ambony, konfesjonałów, stalli, ławek itp. Dokonano również
wymiany zniszczonej posadzki marmurowej na granitową i zaprowadzono
nowoczesne ogrzewanie ekologiczne. Godnym uwieńczeniem tego dzieła
było wykonanie w ubiegłym roku monumentalnych drzwi brązowych, zaprojektowanych
przez artystę rzeźbiarza z Rzeszowa Zofię Mitał. Stanowią one piękny
dar - wotum - kapłanów archidiecezji przemyskiej na Wielki Jubileusz
2000 Odkupienia.
Nasza katedra przemyska, odradzająca się wielokrotnie
w ciągu wieków z popiołów jak mitologiczny ptak Feniks, troskliwie
odnowiona w ostatnich kilkudziesięciu latach, znowu zachwyca nawiedzających
jej progi swym majestatycznym urzekającym pięknem i harmonią. Do
niej również dzisiaj, jak za dawnych lat, przybywają chętnie wierni,
by oddawać cześć Bogu, by tu się modlić przed cudowną figurą Matki
Bożej Jackowej i relikwiach bł. bp. Józefa Sebastiana Pelczara.
I tak będzie zapewne jeszcze przez wiele stuleci. Przybywając tu,
nie zapominajmy jednak o przeszłości, o tym, co było, by bogatsi
o doświadczenia minionych pokoleń Polaków lepiej i mądrzej budować
przyszłość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu