Na początek trochę słów usprawiedliwienia. Opóźnienie, z jakim ten artykuł jest dostępny Czytelnikowi, nie wynika z wiosennej ospałości piszącego. Czas potrzebny na to, by tekst złożony w redakcji ujrzał
światło dzienne w kształcie kolumn gazetowych, nie pozwolił na szybszą reakcję i na odniesienie się do późniejszych wydarzeń. Może jednak niezależnie od tego, jak potoczy się bieg wypadków i na ile na
naszym podwórku będzie to „gorący temat”, sprawy nie należy zostawić samej sobie. I choć wiele może się jeszcze zmienić, wydaje mi się, że kwestie tu poruszone nie stracą na aktualności.
Dziś, wsłuchując się w wiadomości przekazywane przez różne media, można było zauważyć dziwny zbieg okoliczności. Z jednej strony próbowano zrobić pierwszy bilans po tragicznym zamachu w Madrycie,
informując na bieżąco o ofiarach, o marszu protestacyjnym w stolicy Hiszpanii... Również ze strony polityków przyszły pierwsze reakcje, a w Polsce ogłoszono żałobę narodową - nie tylko z powodu
śmierci naszych obywateli, ale także jako gest solidarności z narodem hiszpańskim.
Z drugiej strony w mediach przemknęła wiadomość o spotkaniu w Gnieźnie. Pod hasłem „Europa ducha” zjechali się tu przedstawiciele różnych krajów Europy, a wśród nich i założyciele nowych
ruchów religijnych. Świadectwa, jakie zostały wypowiedziane, odnosiły się do głębokiej przemiany, która ma miejsce, kiedy człowiek przejmie się Ewangelią.
Otóż ten zbieg wydarzeń z dwóch zupełnie różnych światów, ten kontrast między tragedią ludzką docierającą do nas w poruszających obrazach a wyciszonymi uczestnikami ekumenicznej Drogi Krzyżowej i
ludźmi zastanawiającymi się nad duchowymi fundamentami Europy zdaje się być wymownym znakiem. Jest znakiem, że człowiek może wybrać tak diametralnie różne drogi. I co więcej, skutki jego wyboru często
dotykają wielu, a czasem i wszystkich ludzi.
Po zamachu w Madrycie odżyło pytanie, które pojawiło się już przy okazji wyjazdu żołnierzy polskich do Iraku - czy obcy nam dotąd problem terroryzmu nie jest teraz naszym palącym zagadnieniem?
Z pewnością tak. Ale paradoksalnie odpowiedź taka mogła i winna paść o wiele wcześniej. Dlaczego i jak to rozumieć?
Wróćmy do owego kontrastu między przemocą i tragedią a modlitwą i poszukiwaniem wspólnych duchowych fundamentów. Tak różne postawy to przecież tylko końcowe etapy tego, co wcześniej dokonywało się
w duszach ludzi. To tylko jakiś owoc przebytej dotąd drogi.
Jeśli więc dziś mówimy, że terroryzm nie jest od nas daleki, to nie tylko w tym sensie, że jesteśmy bardziej zagrożeni z zewnątrz. Obok większej czujności odpowiednich służb, naszej współpracy z nimi,
jest jeszcze jeden obszar działania - osobisty. Problem ten rodzi się bowiem w sercu człowieka i, jak to dobrze widzimy, nie zwalczy go tylko miecz. Terroryzm jest zawsze bliżej nas wtedy, gdy w
nas triumfuje zło, a zwłaszcza ten rodzaj zapamiętania w sporze, który nie daje miejsca na odmienną opinię, który rację i prawdę utożsamia z własną wizją i nie wie, co to dialog. To jedna z ważnych przyczyn
tego zjawiska.
Warto więc przetrzeć oczy i zobaczyć, że terroryzm jako dojrzały owoc zła nie jest wcale tak daleko od nas. A jeśli nawet nie przyznajemy się do takich owoców i mówimy, że nie na naszym terenie one
wyrosły, to może jednak trzeba się pytać, czy takich drzew sami nie uprawialiśmy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu