19 czerwca w "Gazecie Lubuskiej" ukazał się artykuł pt. "Obrona
wikarego" autorstwa Dariusza Chajewskiego. Artykuł ten przeczy zasadom
dziennikarskiej rzetelności, razi tendencyjnością ujęcia tematu,
zawiera pomówienia i insynuacje, a poza tym dowodzi całkowitej niekompetencji
jego autora.
Dariusz Chajewski sugeruje, iż decyzja biskupa dotycząca
przeniesienia ks. Mirosława - wikariusza z Sulechowa do innej parafii,
wynika z argumentów pozamerytorycznych, których źródłem miałby być
negatywny stosunek biskupa do swojego kapłana. Jak wynika z tekstu
red. Chajewskiego wśród tych, którzy nie lubią księdza ma być także
biskup. Pośród wielu możliwych racji autor sugeruje nawet, iż decyzja
Biskupa spowodowana jest dobrą pracą kapłana, a to - według dziennikarza
GL - nie powinno się biskupowi podobać. W ten sposób dziennikarz
insynuuje, iż powodem podjęcia tej decyzji nie jest ani dobro wspólnoty
parafialnej, ani księdza, lecz nic innego jak tylko chęć wyrządzenia
mu krzywdy.
Autor szczegółowo opisuje perypetie parafian z Sulechowa
w dotarciu do biskupa i kurii biskupiej. Niestety, wbrew podstawowym
zasadom dziennikarstwa, opiera się tylko na relacji jednej strony.
Sugestia, iż grożono komuś szczuciem psami jest kłamstwem. Z relacji
domowników domu biskupiego wynika, iż żadna pani w sprawie wikarego
z Sulechowa nie pojawiła się, zaś z delegacją parafii spotkał się
w rezydencji ksiądz kanclerz. Kościół posiada wypracowane od lat
metody prowadzenia wewnętrznego dialogu i - o ile mi wiadomo - żadna
delegacja, jeśli tylko zostały zachowane zasady dobrego tonu - nie
została odesłana z kurii czy rezydencji z przysłowiowym kwitkiem.
Osobnym problemem są cytowane w artykule wypowiedzi.
Wszystkie one są anonimowe, trudno więc podjąć z nimi dyskusję, gdyż
nie sposób dowieść ich prawdziwości czy nieprawdziwości. W ten sposób
można zacytować wszystko i wszystkich, nikt tego przecież nie sprawdzi.
Zresztą z tekstu nie wynika, czego autor rzekomo się dowiedział,
a co jest jego wnioskowaniem. Tak podstawowy błąd w warsztacie dziennikarskim
jak brak rozróżnienia dosłownego cytatu od omówienia wypowiedzi czy
własnego komentarza autora prowadzi do manipulacji informacjami.
W jednym z akapitów autor napisał, iż "alkohol to znana przypadłość
duchownych". Mam prawo sądzić, iż jest to osobiste przekonanie autora,
które - jak rozumiem - dotyczy także mnie jako osoby duchownej. Reakcja
na takie pomówienie może być tylko jedna - w imieniu własnym i ogromnej
większości kapłanów, dla których alkohol nie jest - jak to nazwał
red. Chajewski - przypadłością, żądam przeprosin.
Stylistyka tekstu i terminologia, jaką posługuje się
autor, nawiązuje wyraźnie do "najlepszych" tradycji dziennikarstwa
PRL-owskiego, które specjalizowało się w tzw. "tematyce kościelnej"
. Przykładem niech będzie śródtytuł "Podwyższanie krzyża", który
zapewne ma nie tylko nawiązywać do wezwania parafii, ale także sugerować,
co w tej parafii się dzieje. Nie muszę chyba dodawać, iż użycie słowa "
krzyż" w takim kontekście ma prawo zranić religijne uczucia ludzi
wierzących.
Trudno jest mi także uwierzyć, że autorem kierowało dobro
tzw. opinii publicznej, która ma prawo do informacji, bo jeśli tak,
to gdzie jest ciąg dalszy analizy wydarzeń? Gdzie drążenie tematu
tak, by prawda ujrzała światło dzienne? Gazeta Lubuska kreuje się
na arbitra sprawiedliwości w Kościele, ale trudno się oprzeć wrażeniu,
że chodzi jej tylko o wywołanie skandalu. Czyżby powrót do dobrze
znanego nam z przeszłości stylu? Dziennikarz Gazety Lubuskiej nie
rozumie natury Kościoła i dlatego nie powinien się nim zajmować.
Nie rozumie bądź nie chce zrozumieć, że Kościół nie jest instytucją
demokratyczną, lecz wspólnotą wiary, która rządzi się zupełnie innymi
zasadami.
Artykuł Obrona wikarego został uzupełniony rozmową Tatiany
Mikuło z anonimowym rzecznikiem prasowym kurii metropolitarnej w
Warszawie. Z notatki pod wywiadem możemy się dowiedzieć, iż odmówiłem
red. Mikuło rozmowy, gdyż byłem w podróży służbowej. Niestety, dziennikarka
GL napisała nieprawdę. Z powodu podróży służbowej odmówiłem spotkania,
co było zrozumiałe, zważywszy, iż byłem kilkaset kilometrów od Zielonej
Góry, a spotkanie miało się odbyć jeszcze w ten sam dzień. Zaproponowałem
spotkanie w innym terminie, ale propozycja moja nie została przyjęta,
gdyż tekst miał być gotowy na dzień następny. Rozmowy przez telefon
odmówiłem z zupełnie innego powodu. Powiedziałem, iż nie znam sprawy,
nie mogę się aktualnie skontaktować z biskupem i nie wypowiem się
opierając się tylko na relacji dziennikarza. Szkoda, że pani Mikuło
tak szybko o tym zapomniała.
Niestety, wniosek, który się nasuwa po lekturze wspomnianych
artykułów z Gazety Lubuskiej, jest jeden. Dla mnie - jako rzecznika
prasowego kurii - Gazeta przestała być wiarygodnym partnerem do dalszej
współpracy.
Powyższy artykuł został przesłany 26 czerwca do Gazety Lubuskiej. Do 29 czerwca nie opublikowano go.
Pomóż w rozwoju naszego portalu