Zbliża się kolejny 1 maja. Powojenne pokolenia mają różne skojarzenia z tą datą, ale myślę, że 1 maja 2004 r. będzie nam wszystkim kojarzył się przez najbliższe kilkadziesiąt lat z terminem Unia
Europejska. Czy będzie to skojarzenie wywołujące pozytywne czy negatywne odczucia pokażą najbliższe lata. A co mamy obecnie? Obiecane przez rządy lewicy „gruszki dobrobytu”, niestety, na wierzbie
nie wyrosły. Źle się dzieje w życiu codziennym, w gospodarce. Liczba afer elit rządzących w ostatnich dniach przerasta wszystko, co do tej pory miało miejsce na polskiej scenie politycznej III Rzeczypospolitej.
Jak w tym wszystkim ma się znaleźć mieszkaniec gminy, swojej małej Ojczyzny? Piszę te słowa jako wójt gminy Ostrów Mazowiecka i zastanawiam się, co dalej my, samorządowcy, mamy robić? Jakie podejmować
działania, aby zderzenie z rzeczywistością było jak najmniej bolesne dla naszych mieszkańców? Chyba już praktyką stało się, że jeżeli coś w wypełnianiu roli państwa nie wychodzi na „górze”,
to zsyła się nowe zadania na barki samorządu gminnego. Gdyby za tym szły odpowiednie fundusze, w myśl zasady - ile zadań tyle pieniędzy. Lecz, niestety, tak nie jest. Najlepszym tego przykładem
jest przekazanie samorządom oświaty. Z roku na rok zwiększa się stopień niedoszacowania przez państwo wydatków szkolnych. W naszej gminie subwencji oświatowej wystarcza jedynie na pokrycie 60% wydatków
oświatowych, a w najmniejszych szkołach niecałe 40%. Aby utrzymać nasze szkoły zmuszeni jesteśmy przeznaczać na oświatę środki własne i kredyty. A przecież finansowanie oświaty to zadanie państwa. Dalsze
utrzymywanie dużej sieci szkół publicznych (u nas 17 przy 1600 uczniach) doprowadzi do tego, że wkrótce osiągniemy takie zadłużenie kredytowe budżetu gminnego, które zablokuje możliwości pozyskiwania
środków unijnych i doprowadzi gminę do zapaści finansowej. Jeżeli dodamy do tego drastyczny spadek urodzeń (mamy rezultaty polityki rodzinnej państwa, liberalizacja ustawy o aborcji), a co za tym idzie
zmniejszenie i tak małych subwencji oświatowych, to już stajemy przed dylematem: czy zmniejszać wydatki na zadania pozaoświatowe (inwestycje gminne, pomoc najuboższym), czy szukać oszczędności szkolnych?
Oczywiście, najprostszym sposobem jest likwidacja szkoły, ale zdaję sobie sprawę z tego, że najbardziej bolesnym. Poza tym te rady gmin oraz wójtowie i burmistrzowie, którzy podejmują próbę restrukturyzacji
sieci szkół, narażają się na ostre konflikty społeczne. Podsycane są one, niestety, przez kuratorów oświaty mających zalecenia Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu do maksymalnego utrudniania samorządom
zamykania szkół. A przecież idealnym wyjściem byłoby przejęcie przez rząd realizacji płac nauczycieli, samorządy natomiast poradziłyby sobie z finansowaniem oświaty. Wówczas gmina nasza utrzymałaby dotychczasową
sieć szkół, modernizując ją w takim tempie jak dotychczas, utrzymując różne formy działalności pozalekcyjnej (kolejne edycje gminnej olimpiady sportowej, festiwale, konkursy przedmiotowe).
Za krytykę poczynań władz gminnych biorą się również pseudoobrońcy szkół, którzy z bezpiecznych, ciepłych miejsc nie są bezpośrednio związani ani ze środowiskiem danej szkoły, ani z samorządem lokalnym.
Szafują przy tym hasłami patriotycznymi, religijnymi, wyrwanymi z kontekstu wypowiedziami władz lokalnych, ale nie biorą pod uwagę przede wszystkim tego, że aby szkoła mogła istnieć muszą być przede wszystkim
uczniowie, nauczyciele, budynki oraz pieniądze, które to wszystko spinają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu