Pierwsze poważniejsze zachłyśnięcie się dalekowschodnią kulturą nastąpiło w Europie ponad sto lat temu. To wtedy narodziła się secesja zakochana w japońskim drzeworycie z jego giętką linią, dużymi jednobarwnymi
płaszczyznami i daleką perspektywą skonstruowaną jedynie z czytelnych planów. A później (... znacznie później) wielu z nas oglądało w „pocholęcym” wieku, z wypiekami na twarzy, filmy typu
kung-fu lub karate. To właśnie spośród fanów Bruce’a Lee w latach 80. rekrutowali się młodzieńcy licznie wypełniający sale gimnastyczne wynajmowane przez trenerów dalekowschodnich sztuk walk. Dodajmy
do tego technikę składania papieru, nazywaną origami, układania kwiatów - ikebanę, sztukę japońskiej kaligrafii, komponowania ogrodów, wystroju wnętrz, nie mówiąc o niezwykłych wyczynach japońskich
inżynierów, miniaturyzujących wszystko do wielkości paznokcia (oczywiście japońskiego).
Wyrazem kultury japońskiej jest także tradycyjny teatr, który niesie w sobie wszystkie te egzotyczne, a zarazem pociągające wartości. Są trzy rodzaje japońskiego teatru. Dwa z nich - N (lub
Ngaku) oraz bardziej znany Kabuki - odnoszą się do gry aktorów, natomiast trzeci - Bunraku - to teatr lalek. Pierwszy z rodzajów był sztuką dla wyższych kast społecznych, dla shogunów
i samurajów, a drugi podziwiali mieszczanie. Teatr N związany z bardziej tradycyjną czy nawet zachowawczą częścią społeczeństwa przeniósł w nowsze czasy kulturę zamierającą, związaną z religią shintoistyczną.
Wszystko w N jest opracowane w najdrobniejszych szczegółach. Wiadomo też gdzie ma stać główny aktor, a nawet, w którą stronę ma kierować wzrok. Wiadomo gdzie stoi aktor „poboczny” lub siedzi
flecista. Figury taneczne są ściśle określone i wystylizowane, każdy ruch głowy, gest ręki, spojrzenie są wyważone.
Kabuki, wolny od obciążenia religijnego, jest bardziej swobodny, co nie znaczy, że łatwiejszy lub niedopracowany. Lalkowy Bunraku, podobnie jak N, jest związany z religią, choć tym razem buddyjską.
Pierwsi lalkarze wędrowali po Japonii z zawieszonymi na szyi pudłami z miniaturową sceną i lalkami, by odgrywać buddyjskie opowieści i legendy. Lalki w późniejszych czasach „urosły” do miary
około dwóch trzecich postaci ludzkiej, a jedną lalkę „ożywiało” aż trzech aktorów. Rzeczywiście w tej formie lalki sprawiają wrażenie życia, wystarczy wspomnieć, że taka postać potrafi ruszać
nie tylko kończynami, ale też oczami, a nawet ustami i brwiami.
Tak jak wszystko w japońskiej kulturze, również teatr zaczął ewoluować w stronę coraz większej precyzji. To jest chyba coś więcej niż zwykła pedanteria i drobiazgowość. Sztukę lalkarską podobno opanowuje
się przez 30 lat, bo tyle lat główny aktor uczy się współpracować ze swoimi pomocnikami. Z kolei w Kabuki aktorzy grający kobiety (niewiastom bowiem zabroniono występów scenicznych) od wczesnej młodości
byli wychowywani jak dziewczęta, by zgłębić ich psychikę, ruchy, sposób bycia.
Jak się wydaje, właśnie takie całkowite zaangażowanie Japończyków w to, co robią jest tak bardzo fascynującym zjawiskiem dla nas, Europejczyków. Odkrywamy, że każda, czasem bardzo prosta czynność,
może pochłonąć bez reszty. I to tak bardzo, że japońscy lalkarze mogą siebie pytać: „Czy ja jestem lalką, czy też lalka jest mną?”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu