„Miłość zwykłej kobiety podtrzymuje świat”
(Bł. Matka Teresa z Kalkuty)
Polityczne przeobrażenia w Polsce na przestrzeni ostatniego piętnastolecia przyniosły niemało zmian obyczajowych w naszym społeczeństwie. Wpłynęło to na pojawienie się odmiennych od dotychczas nam znanych
postaw życiowych i światopoglądowych. Zauważamy obecnie coraz wyraźniej zjawiska, jakie już wcześniej obserwowano na zachodzie Europy. Rodzina polska także uległa tym przemianom. Młodzi ludzie inaczej
niż kilkanaście lat temu podchodzą do życia. Zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn nastała moda na tzw. single, czyli życie w stanie bezżennym, co nie ma nic wspólnego z Bożym powołaniem i wynika jedynie
z wygodnictwa i zwykłego wyrachowania. Innym modnym modelem są luźne związki partnerskie, dawniej zwane potocznie życiem „na kocią łapę”, nie zobowiązujące do podejmowania trudów wynikających
z rodzicielstwa. Następstwem tego stanu rzeczy jest stale gwałtownie spadająca liczba urodzeń, starzenie się społeczeństwa, przybywanie ludzi w wieku emerytalnym. Coraz większy ciężar ich utrzymania obarczy
niebawem młodsze, mniej już liczne pokolenie. Słyszymy alarmujące głosy o mającym wkrótce nastąpić niżu demograficznym...
Polska rodzina wielodzietna obecnie albo boryka się z poważnymi problemami materialnymi, albo staje się luksusem, na który mogą pozwolić sobie tylko nieliczni, którym jednak, jak wynika z obserwacji,
bynajmniej nie w głowie inwestowanie w potomstwo. Coraz częstszy jest model rodziny z jednym dzieckiem. Przeciętnym młodym ludziom w naszym kraju żyje się ciężko; nie stać ich na mieszkanie, bezustannie
straszy ich widmo bezrobocia, napawa obawą brak perspektyw zawodowych, skoro nawet dobre wykształcenie nie zawsze gwarantuje podjęcie przyzwoicie płatnej pracy. Polityka prorodzinna po prostu nie istnieje.
Młodzi ludzie nie kwapią się zatem do żeniaczki; przeraża ich zapewne wizja niełatwych obowiązków rodzinnych i małżeństwa żyjącego na skraju ubóstwa. Z kolei wielu młodych, którzy pracują w dobrze
prosperujących firmach i mają godziwe wynagrodzenia, często z własnego wygodnictwa ani myśli o zakładaniu rodziny. Jeszcze kilka lat temu dziwiła nas i raziła nieco zimna kalkulacja, z którą małżeństwa
mieszkające w krajach dobrze rozwiniętych skrupulatnie, niemal z kalkulatorem w ręku planowały swoją przyszłość. Według takiego modelu małżeństwo musiało najpierw dorobić się mieszkania lub domu, samochodów,
zwiedzić świat, a dopiero później ewentualnie pomyśleć o zaplanowaniu potomstwa.
Zachód poszedł ostatnio jeszcze o krok dalej. Obserwuje się tam zatrważające zjawisko polegające na tak starannym i precyzyjnym planowaniu poczęcia dziecka, że zakrawa to wręcz na manipulację genetyczną.
Często wiąże się to ze świadomą decyzją późnego macierzyństwa i ojcostwa, co niesie szereg zagrożeń, ale jednocześnie dąży się do usunięcia i wyeliminowania wad rozwojowych dziecka poczętego, bo mogłyby
one popsuć wizerunek eleganckiego życia. Nasuwa się w tym momencie pytanie, gdzie tu miejsce na miłość i otwarcie na działanie Bożej Opatrzności? Przecież życia tak naprawdę nie da się wyreżyserować od
początku do końca i tym większa porażka dla tych, którzy myślą w podobny sposób.
A przecież kobieta ma niejako zakodowane altruistyczne nastawienie do życia i postawę poświęcenia się dla innych. Macierzyństwo daje spełnienie tych głęboko ukrytych potrzeb, co niejednokrotnie daje
o sobie znać dopiero w późnym wieku, gdy zdaje się, że w życiu osiągnęło się już wszystko. „Wielkość kobiet tkwi w tym, że kochają innych, nie siebie” - powiedziała Matka Teresa z Kalkuty.
Jeden z tegorocznych noblistów podczas rozdania nagród w Sztokholmie stwierdził, że wszystkie wielkie sukcesy ludzi wybitnych to w znacznej mierze zasługa ich matek, bo to one ich ukształtowały, z
troską i cierpliwością ponosząc wieloletni trud wychowawczy. W konkluzji nagrodzony dodał, że reakcją matki na sukces życiowy dziecka, bez względu na jego wiek, są zazwyczaj takie słowa: „Bardzo
się cieszę, syneczku (córeczko), że ci się powiodło. Pamiętaj, gdy będziesz wychodzić, nie zapomnij zapiąć płaszcza...”. Ranga sukcesu nie jest dla matki istotna; jej chodzi przede wszystkim o szczęście
dziecka.
Dla chrześcijan owo szczęście zamyka się w przekazaniu dziecku silnej wiary. Matki, które wychowując swoje pociechy, przywiązują dużą wagę do ich zdrowia, dobrego rozwoju fizycznego, psychicznego
i intelektualnego, nie powinny lekceważyć formacji religijnej dzieci. To ona będzie bowiem fundamentem ich przyszłego życia, pozwoli przetrwać przeciwności losu, których w przyszłości matka nie będzie
już mogła ani przewidzieć, ani na nie wpłynąć. Ludzie o rozbudzonych ambicjach intelektualnych, którzy w swoim domu rodzinnym nie zostali wyposażeni w wartości religijne i z jakichś powodów odrzucili
ze swojego życia praktyki religijne, po pewnym czasie czują się zagubieni w poszukiwaniach sensu życia, w ustanowieniu właściwych proporcji w hierarchii wartości, w niuansach rozróżniania dobra od zła.
Są osoby, które miotają się pod naporem wewnętrznych napięć, bo nie wystarcza im ani dobrobyt, ani wartości intelektualne i zdobyta wiedza.
„Najtrudniejszą rzeczą, jaką kobieta może robić, najcięższą i tak naprawdę najważniejszą, jest zajęcie się własnymi dziećmi” - to zdanie zamieścił miesięcznik dla rodzin List (12/2003).
Wbrew wszystkim przeciwnościom współczesnego świata niech będzie ono przesłaniem dla tych młodych kobiet, które po ukończeniu szkół i uczelni wahają się, co wybrać najpierw - karierę zawodową czy
założenie rodziny. Po latach z pewnością docenią, że spełnienie macierzyńskich pragnień było najważniejszą decyzją w ich życiu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu