Dzisiaj człowiek boi się siedzieć sam w przedziale pociągu. O każdej porze, nie tylko nocą, woli z kimś spędzić podróż. Wtedy czuje się bezpiecznie. Już siadając na wolnym miejscu, rozpoczyna rozmowę
od niewinnego tematu o pogodzie, byle tylko nie zasnąć, byle tylko podróż szybko zleciała.
I ja lubię rozmawiać z ludźmi. Jadąc ostatnio pociągiem, próbowałem nawiązać kontakt z pasażerami. Obok pan w średnim wieku czytał książkę. Dziewczyna miała na uszach słuchawki. Para zakochanych była
zajęta sobą. Ktoś rozwiazywał krzyżówkę i dawał wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie pomocy. Tylu ludzi tak blisko, a tak dalecy sobie i zamknięci w swoim świecie. Nic nowego, do końca podróży
nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. A jednak. Na głównej stacji pan, który siedział obok mnie, zamknął książkę. Spojrzałem na okładkę. Była na niej twarz Chrystusa z filmowej Pasji. Nasze oczy się spotkały.
Czułem, że się rozumiemy. Za chwilę ktoś poprosił, aby mu pomóc zdjąć bagaż z górnej półki. I znowu spojrzenie w oczy. Krótkie chwile spotkań bez słów. W tym momencie z utęsknieniem pomyślałem o... psie.
Kilka lat próbuje mnie zrozumieć, wyłowić z moich słów i gestów sens, który jego dotyczy. Dopiero wtedy - w pociągu zrozumiałem, że jest to wysiłek ogromny, napięcie bezustanne. Każdy mój przyjazd
to dla psa radość granicząca z szokiem - jakbym cudem ocalał. A brat na powitanie wyciąga tylko jedną rękę, nie odrywając przy tym wzroku od telewizora. Zresztą nie koniec na tym, istnieje przecież
sto innych sytuacji, w których pies przypomina człowiekowi gesty i słowa, na które przestał reagować ludzki świat. W pociagu, na ulicy i w wielu innych miejsach. Nawet w domu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu