Od dawna jestem czytelniczką Tygodnika Katolickiego „Niedziela - Aspekty”. Ostatnio z wielkim zainteresowaniem czytam i rozważam poezję oraz felietony ks. Jerzego Hajdugi CRL. Po przeczytaniu felietonu ks. Jerzego pt. Sacrum gestów i znaków (z 6 czerwca) odrodziło sie we mnie na nowo wspomnienie wydarzenia, które doświadczyłam swego czasu. Zwykły dzień w tygodniu. Wracamy z mężem ze Mszy św. wieczornej. Przed domem czeka na nas syn, który studiował wówczas w Lublinie. Spotkanie miłe, radosne, serdeczne uściski. Syn całuje nasze dłonie, my błogosławimy syna, znacząc znak krzyża na jego czole. Nasze zachowanie, dla nas tak proste i zwyczajne, nie obyło się jednak bez komentarzy sąsiadów. Przede wszystkim dziwili się, że taki dorosły i wykształcony syn całuje jeszcze ręce matki, a nawet ojca. Że to jest zachowanie, które na pewno krępuje syna, że nie potrzebnie zamęczamy swoje dzieci starymi zasadami wychowania. My jednak do dzisiaj błogosławimy nasze dzieci, one nie wstydzą się całować naszych spracowanych dłoni. Jest to dla nas ciągle takie proste, normalne i chrześcijańskie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu