Krzysztof Kamil Baczyński miał swój wieczór autorski w okupowanej Warszawie. Pod koniec spotkania podszedł do niego Czesław Miłosz. "Słuchaj, ty chyba będziesz większy ode mnie" - powiedział przyszły autor "Doliny Issy". "Ja już jestem większy od ciebie" - odparł Baczyński. Takie i podobne anegdoty o poecie-powstańcu można znaleźć w książkach Wiesława Budzyńskiego.
IZABELA MATJASIK: - Na czym polega fenomen popularności wierszy Baczyńskiego? Przecież nawet Kazimierz Wyka, wybitny znawca literatury, nie spodziewał się tego przy pierwszym wydaniu zbioru poezji w 1961 r.
WIESŁAW BUDZYŃSKI: - Złożyło się na to kilka
przyczyn. Baczyński pisał także dla przyszłych pokoleń. W tamtych,
wojennych czasach patrzył z niepokojem dalej, ku latom wolności.
Nie tylko mobilizował ludzi do walki, bliskie mu były nie tylko sprawy
wojny, ale zastanawiał się z troską, co będzie z jego młodszymi kolegami
z "Zośki" i "Parasola", gdy nadejdzie czas złożenia broni. Martwił
się, czy obcowanie ze śmiercią na co dzień nie zwichnie ich psychiki,
ich życia emocjonalnego.
Za Baczyńskim idzie pozytywna legenda. Zasłużył na nią
szlachetnym życiem, zarówno osobistym, jak i publicznym. Baczyński
skupiał w sobie najszlachetniejsze cechy, do których podświadomie
tęskni się nawet współcześnie: prawdziwą miłość, bohaterstwo, udział
w walce o wolność ojczyzny. Można by powiedzieć: "święty człowiek"
.
I to spowodowało, że ta poezja, dodajmy, wielka poezja,
cieszyła się takim powodzeniem w latach PRL-u, w latach panowania
komunizmu, kiedy wszystko było w różnym stopniu zakłamane, nieprawdziwe
i tandetne. Poza tym Baczyński imponował i nadal imponuje odwagą
w poezji. Co to znaczy? W czasie okupacji hitlerowskiej gestapowcy
śledzili wszystko, co polskie. Jeśli zbyt wyraźnie nawoływały do
czynnego oporu, ich autorzy mogli spodziewać się aresztowania i śmierci.
Wiemy o dwóch poetach, którzy zginęli za swoją twórczość. Baczyński
napisał co najmniej 50 wierszy "odważnych", co daje mu przewagę nad
innymi poetami, m.in. nad Gajcym.
- Baczyński najbardziej znany jest właśnie z wierszy patriotycznych, wojennych. Czy taki obraz poety-żołnierza wyłania się również z Pańskich książek?
- Baczyński tworzył dość krótko, ale zdołał napisać
500 wierszy, w większości na bardzo dobrym poziomie. Przeciętny poeta
jest w stanie napisać tyle wierszy w ciągu całego swojego życia.
Myślę, że nawet gdyby zostało po nim tylko 100 wierszy, tych z okresu
1941-42 r., to i tak zaliczany byłby do największych naszych poetów.
To prawda, że Baczyński najbardziej znany jest jako autor
wierszy o tematyce wojennej, ale to dlatego, że zginął na początku
powstania i stał się symbolem walki narodu z okupantem. A jest przecież
jeszcze cały blok poezji miłosnej, w dobrym tego słowa znaczeniu.
Są to najpiękniejsze spośród polskich wierszy miłosnych, a myślę,
że i w Europie tak pięknych nie ma.
Poza tym jest bardzo warszawski, mimo że jego rodzina
pochodzi ze Lwowa. Opisywał miasto, w którym żył, sięgał po jego
historię, waleczną przeszłość. Wszystko po to, żeby przypomnieć polskie
tradycje narodowo-wyzwoleńcze, podbudować tymi przykładami młode
pokolenie.
Nie zająłbym się tak bardzo Baczyńskim, gdyby chodziło
mi o analizowanie samej poezji. Na samym początku mojej przygody
z Baczyńskim zorientowałem się, że poprzez niego ukazane są losy
polskie, poczynając od XIX w. Jego dziadek był powstańcem styczniowym,
w rodzinie było czterech legionistów.
- To tłumaczy zapewne, dlaczego Baczyński-poeta walczył zbrojnie?
- Walczyć nakazywała mu choćby rodzinna tradycja.
Nie mógł się jej sprzeniewierzyć, bo to liczyło się tak naprawdę
w trudnych czasach wojennych, a i dzisiaj jest przecież najwyższą
wartością. Oczywiście, od twórcy nikt nie wymaga walki na barykadach,
ale jeśli poeta widzi taką konieczność, to nie należy mu odmówić
do tego prawa. Przykłady takiej postawy widzimy nie tylko u nas,
wystarczy sięgnąć po światową klasykę - Apollinaire również o mało
nie zginął w walce. Potem już nie stworzył niczego wartościowego,
nie podźwignął się po ciężkich ranach.
Nie można wyrzucać Baczyńskiemu, że walczył, ani też
lamentować nad tym. Serce nakazywało mu stanąć w szeregu powstańców,
zdawał sobie sprawę z ryzyka, z możliwości śmierci. Były to jednak
czasy, gdy zginąć można było na ulicy w drodze do sklepu. Podejrzewam
nawet, że bardziej prawdopodobna była śmierć przypadkowego przechodnia
niż konspiratora. Bo konspiratorzy byli zabezpieczeni i czujni.
- Napisał Pan już wiele książek poświęconych Baczyńskiemu. Jest to nie tylko zbiór wierszy opatrzony Pańskim komentarzem, lecz również biografie ("Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila" i "Testament Krzysztofa Kamila"). W dość niezwykły sposób zbiera Pan materiały...
- Postanowiłem najpierw spisać wspomnienia ludzi,
którzy zetknęli się z Baczyńskim, nawet pośrednio (np. dlatego, że
byli w tym samym oddziale powstańczym). Jest ich coraz mniej, więc
trzeba się śpieszyć. A wiedzą oni wiele, nie tylko zresztą o poecie,
którego znali osobiście. W czasie pracy zebrałem materiały do paru
innych książek. Sama biografia autora Śpiewu z pożogi jest przecież
krótka. Zginął w 24. roku życia, najważniejsze rzeczy, jakie udało
mu się stworzyć i przeżyć musiały się zmieścić w ciągu 5 lat. Trudno
jest napisać 600 stron biografii na podstawie tak krótkiego życiorysu.
Dlatego w moich książkach, prócz biografii samego poety,
znajdują się historie innych ludzi. Przykładem tego jest ostatnia,
zatytułowana Dom Baczyńskiego. Opisałem w niej przede wszystkim miejsce,
z którym związany był Baczyński, tzn. dom przy ul. Hołówki 3 na Mokotowie.
Mieszkali w nim niezwykli ludzie, związani ze sobą poprzez historię.
Rotacyjne mieszkania należały kolejno do oficerów I Pułku Szwoleżerów
im. Józefa Piłsudskiego, z których - jak ustaliłem - aż 16 znalazło
się na liście katyńskiej. Tragedia tych ludzi i ich rodzin musiała
odcisnąć ślad na twórczości Baczyńskiego.
- Skąd wzięła się u Pana ta wielka pasja, to zainteresowanie Baczyńskim?
- Wielkie pasje na ogół są z przypadku. Nie można
zaplanować sobie czegoś, o czym nie wiadomo, jaki będzie miało wymiar,
jaki wynik. Baczyński jest wielkim poetą. Współcześni mu koledzy
nie rozumieli jego wierszy, ale znawcy literatury, tacy jak Andrzejewski,
Iwaszkiewicz czy Miłosz wiedzieli, z jakim talentem mają do czynienia.
W czasie wojny Baczyński sam przepisywał swoje tomiki,
ozdabiał je rysunkami i rozdawał znajomym, nie było warunków, żeby
drukować. Po wojnie nie wydawano prawie jego wierszy, aż do 1961
r. Za to od tamtej pory nakład jego utworów sięgnął pół miliona egzemplarzy!
W ten sposób "pobił" Słowackiego, ale i Mickiewicza, którego przecież
wydawano przez cały okres komunizmu. Myślę, że ten fenomen popularności
Baczyńskiego wśród Polaków po trosze tłumaczy moją pasję.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu