Miłość chrześcijańska jest wyjątkowo trudnym zadaniem. Żeby nam to naocznie pokazać, Jezus wziął Krzyż i przyjął śmierć krzyżową. W Krzyżu, jak śpiewamy w jednej z wielkanocnych pieśni, jest „miłości
nauka”. „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3, 16). Pomyślmy, jak wiele jeszcze jesteśmy dłużni naszym braciom,
jak wiele jeszcze mamy do spłacenia wobec nich. Dostrzegamy to dopiero w blasku Chrystusowego Krzyża.
Prawdą chrześcijaństwa jest Jezus. Przez Jezusa Bóg mówi ludziom, jak ich kocha. Wierzyć w Boga chrześcijaństwa, znaczy rzucić się w prąd miłości, która płynie od Jezusa poprzez świat. Jeżeli tego
nie czynimy jako chrześcijanie, stajemy się światu nie potrzebni. Gubimy swoje istotne powołanie: być „solą ziemi” i „światłością świata”. Nie uobecniamy w świecie tej miłości,
jaką Bóg objawił w Jezusie Chrystusie. Nie idziemy drogą naśladowania Jezusa. Nie wierzymy w Boga Jezusa Chrystusa. O takim Bogu nie mówią inne religie. Bogu, który kocha biednych i grzeszników, a oburza
się jedynie na faryzeuszy, świętoszków i obłudników. Bogu, który ocalił jawnogrzesznicę przed ukamienowaniem, który niesie zagubioną owcę na swoich ramionach, a syna marnotrawnego bierze w swoje objęcia.
Bogu, który przyjmuje pocałunek Judasza, a dobremu łotrowi obiecuje Raj. Bogu przebaczającemu tym, którzy go krzyżują. Oczywiście świat takiego Boga nie chce znać. Ale to jest nowość i przyszłość dla
świata. Chrześcijaństwo jest nowością na tej ziemi, której człowiek sam z siebie nie może wyprowadzić. Jest jedyną nadzieją dla świata, która może go ocalić. Jako chrześcijanie musimy wobec ludzi uzasadnić,
dlaczego położyliśmy nadzieję w Jezusie Chrystusie.
Jakie są cechy miłości chrześcijańskiej? Po pierwsze, miłość według Ewangelii ma inicjatywę. Św. Jan mówi, że Bóg pierwszy nas umiłował, nie czekając na nas, na naszą odpowiedź. Przysłał do nas -
grzeszników - swego Syna. I my, jeżeli chcemy kochać, to powinniśmy naśladować w tym samego Boga. Musimy mieć inicjatywę. Nie możemy czekać na miłość drugich ludzi. Nie możemy uzależniać naszej
miłości od postawy, jaką spotykamy u innych. Trzeba nad tym bardzo pracować. Musi pomagać nam w tym wiara. Musimy pracować nad taką postawą przez całe życie. Miłość nie może się opierać tylko na uczuciu.
Gdy będziemy czekali, aż będziemy czuli miłość, to nigdy się nie doczekamy. Miłość nie jest chwilowym nastrojem, czy uczuciem. Tutaj muszą działać stany łaski. Będą one w nas działać, jeżeli otworzymy
się na ich moc. Musimy po nie sięgać i nimi żyć. Mówi się często o podwójnej postawie człowieka. Pierwsza to postawa doznaniowa. Ludzie myślą przede wszystkim o tym, jak odczuwają środowisko i czego doznają.
Wtedy ciągle krytykują. Nie przychodzę do kościoła, bo nie odpowiada mi ksiądz, nie podoba się mi modlitwa różańcowa. Czuję się w kościele źle. Wolę pójść do lasu i pomodlić się sam na świeżym powietrzu.
Jest też druga postawa - zadaniowa. Wchodząc w nowe środowisko, zadają sobie pytanie: „co mam tutaj zrobić”. Przed wszystkim winienem to środowisko ukochać, a zwłaszcza ludzi, z którymi
się tutaj spotykam. Kościół jest moją rodziną. W niej przychodzi do mnie Chrystus. Muszę więc ciągle kontrolować swoją postawę, ciągle mobilizować w sobie postawę zadaniową: w rodzinie, w miejscu pracy,
jak i we wspólnocie Kościoła mam coś do spełnienia. Muszę mieć inicjatywę. cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu