Lato w pełni. Wakacje. Podróże, odpoczynek, ładowanie „akumulatorów” na cały następny rok pracy i obowiązków. Ale czy aby napewno potrafimy wykorzystać właściwie ten wolny czas? A może jak
co roku robimy to samo - jedziemy dokładnie w te miejsca, gdzie wszyscy, bo tak jest najłatwiej i tak wypada, lub odrabiamy zaległości w domu i ogrodzie, podejmujemy generalne porządki, remonty,
naprawy i temu podobne ambitne projekty?
A gdyby tak wziąć „wakacje od życia” i zupełnie zmienić sposób spędzania tych kilkunastu dni czy kilku tygodni? Ilu z nas ma odwagę zrealizować własne marzenia? Przestać się spieszyć,
znaleźć własne ciekawe trasy turystyczne, gdzie jeszcze nikt z naszych znajomych nie był, zobaczyć coś nowego, innego. Każdą okazję poświęcić na rodzinne spędzanie czasu. Pobądźmy teraz razem, w rodzinie,
bez pośpiechu i tylko dla siebie.
Rozejrzyjmy się wokół siebie. Świat jest taki piękny i jest nasz! Zatrzymajmy się nad każdą chwilą i odkryjmy jej urok. W zabieganiu dnia powszedniego nie zauważamy prostych, zwykłych maleńkich radości,
które otrzymujemy i ofiarujemy. Okażmy wdzięczność naszym bliskim za ich pocałunek i uścisk; za to, że są z nami „na dobre i złe”. Cieszmy się ich obecnością. Wyjaśnijmy wszelkie nieporozumienia,
na których rozwiązanie zawsze brakowało nam czasu.
Wakacje to czas, gdy możemy nieco głębiej niż na co dzień pomyśleć także o naszej wierze; zastanowić się, czy praktykujemy ją tylko powierzchownie, bo tak nakazuje tradycja, czy naprawdę wierzymy.
Czas wakacji to dobry moment na ustalenie planów na cały rok. Przyjmijmy nowe priorytety, tak abyśmy nie dali się zwariować tempu życia. Czy faktycznie musimy robić zakupy w niedziele? Czy centra handlowe
to właściwe miejsca, gdzie rodzina ma jedyną szansę spotkać się razem? W kilku landach niemieckich zakazano - po długim procesie legislacyjnym - handlu w niedziele i święta. Myślę, że uczyniono
tak w obronie rodziny. Sprzedawcy też mają współmałżonków i dzieci. A zwykła zamiana: za pracę w niedzielę - wolny inny dzień tygodnia, tylko z pozoru jest uczciwa. A czas biegnie bezlitośnie. „Nic
dwa razy się nie zdarza” - nigdy nie powtórzy się radość z pierwszego kroku naszego dziecka, pierwszego słowa, pierwszego świadectwa szkolnego… Nie przegapmy tego bogactwa.
Rozejrzyjmy się wokół siebie uważnie. Ludzie są samotni, a wszechobecny telefon komórkowy jest tylko namiastką normalnych kontaktów. Z braku rodziny i prawdziwych przyjaciół, przed którymi można się
wygadać, wypłakać, dostać mądrą lub głupią radę, nowocześni ludzie chodzą do psychoanalityka lub… wróżki na seanse terapeutyczne. Ci zaś, których na to nie stać, objadają się, aby choć troszkę
serotoniny - hormonu szczęścia - wytworzyć w mózgu. Następnie muszą pójść do lekarza leczyć się z licznych chorób wywołanych otyłością.
Komu przynosi korzyści pomysł „wyzwolenia” kobiet od mężów i dzieci? Na pewno nie samej kobiecie. Kiedy już osiągnie kolejne szczeble kariery, zorientuje się, jak wiele straciła z życia.
Jest sama i samotna. Adoptuje więc dziecko lub kupi psa. Zrobi kolejną operację plastyczną, bo na coś musi wydać ciężko zarobione pieniądze. Umówi się na internetową randkę. Kolejny raz skróci spódnicę,
wychodząc do baru dla samotnych… Ileż jest wokół nas starych, zdziwaczałych kobiet, ubranych jak nastolatki. Nie mają nawet życzliwej duszy, która doradziłaby im, że może nie wszystko wypada…
Osoby bez obowiązków rodzinnych są cenniejsze dla firm, od tych, które oprócz pracy mają też życie rodzinne. Samotni nie spieszą się do domu, można ich więc wykorzystywać i po godzinach („ach,
jaki jestem niezbędny szefowi, który beze mnie nie dałby sobie rady”); są wydajni, bo myślą monotematycznie - zawsze o pracy; są „ozdobą” wyjazdów służbowych, bo przecież współpracownicy
to ich cały - i jedyny - świat.
Tylko dlaczego nikt po nich nie płacze, ani za nimi nie tęskni, gdy już są starzy lub chorzy? Wtedy już są po prostu niepotrzebni.
Znam wiele wspaniałych kobiet, które zdobyły „szczyty” w nauce, kulturze, sztuce, biznesie, mimo „balastu” w postaci dzieci i rodziny. A jak cudownie smakuje sukces, gdy można
go dzielić z kimś bliskim, kto nas do niego dopinguje!
Komu więc warto podporządkować nasze życie? Czy powinniśmy uszczęśliwiać naszych szefów czy raczej siebie?
Zapytajmy się, co chcemy w życiu osiągnąć. Jeżeli stawiamy na sprawy wyłącznie materialne, to nigdy nie będziemy szczęśliwi, bo zawsze będą większe domy czy droższe samochody od posiadanych przez
nas. Oczywiście, pracujemy na emeryturę i spokojną starość. Jednak miejmy świadomość, że w wielu wypadkach, to zupełnie obcy ludzie będą się o nas troszczyć, o ile im zapłacimy, a nie nasi najbliżsi.
Bo jeżeli dla naszej wygody kazaliśmy „dorosłemu”, bo siedemnastoletniemu dziecku uczyć się i pracować, i zamiast wspierać naszą latorośl finansowo i emocjonalnie, żyliśmy tzw. własnym życiem
i odkładaliśmy pieniądze dla siebie na „czarną godzinę”, to ta „czarna godzina” nadchodzi szybciej, niż się spodziewamy. Skoro pozwoliliśmy dziecku lub wręcz wymusiliśmy na nim
samodzielność, gdy nie było jeszcze do tego gotowe, ono pozwoli nam na samodzielność w starości. Jedyne co ewentualnie może otrzymamy, to wizyta „na minutkę”, na chybcika, w domu spokojnej
starości, z okazji naszych urodzin czy temu podobnej okazji.
Na naszą starość pracujemy przez całe życie i to nie tylko wtedy, gdy zdrowo się odżywiamy, unikamy nałogów, oszczędzamy pieniądze, ale również wówczas, gdy tworzymy (lub nie) więzi z naszymi bliskimi.
A przecież to my jesteśmy panami samych siebie, mamy wolną wolę i prawo wyboru, a jednak tak często ulegamy namowom, perswazjom, dajemy posłuch reklamie, robimy tak, jak większość wokół nas. Stańmy
się bardziej niezależni w naszych osądach i postępowaniu. My, Polacy i Amerykanie polskiego pochodzenia, mniej niż inne nacje, jesteśmy skłonni do odrzucenia rodziny i rodzicielstwa jako priorytetowych
celów w naszym życiu. Wzrastamy bowiem w rodzinach. Podziękujmy Bogu i naszym bliskim za wszystkie dni lata, których jeszcze tak wiele przed nami.
Udanych wakacji!
Pomóż w rozwoju naszego portalu