Jak się robi w Polsce biznes...
Zgodnie z obietnicą sprzed tygodnia wracam do zamieszczonego w dzienniku „Życie” wywiadu pt. „Zmowa milczenia”, w którym Wiesław Kaczmarek opowiada o sposobie sprawowania władzy
przez premiera Millera i całą ekipę z SLD. Były minister skarbu zwraca uwagę, że m.in. „Z punktu widzenia państwa szczególnie niepokojąca jest sprawa prowadzenia przez szefa rządu dyskusji z szefem
korporacji wydawniczej [Michnikiem - przyp. JB] dotyczącej kształtu konkretnych rozstrzygnięć ustawowych. (...) w innych krajach byłby to polityczny skandal na dużą skalę i skończyłby się źle dla
obu stron”. W Polsce nic takiego się jednak nie dzieje, co zdaniem Kaczmarka wynika z „(...) obecnego obrazu kultury prawa i jego poszanowania” [może raczej braku poszanowania -
przyp. JB]. Innymi słowy szlachetne deklaracje sobie, a brutalna rzeczywistość sobie.
Jeszcze lepiej brudny styk polityki i biznesu obrazuje sugestia dziennikarza [Roberta Lufta - przyp. JB], której Kaczmarek tylko przytakuje: „Jeżeli tak się robi w Polsce interesy, to
nie powinno budzić niczyjego zdziwienia, że Prezydent i Premier RP wspólnie z Janem Kulczykiem głęboką nocą debatują nad tym, kto ma zasiadać w Radzie Nadzorczej PKN Orlen. Trzeba oddać układającym się
stronom, że resortowego ministra na bieżąco - w nocy - informowali o swoich ustaleniach”. Ale najciekawsze jest to, że „(...) żadna z tych osób nie była upełnomocniona prawnie
do tego, by w tej sprawie podejmować jakiekolwiek decyzje”.
Oczywiście zaskakującą szczerość ministra Kacznmarka i kategoryczność jego sądów można złożyć na karb zgorzknienia, rozczarowania, a także obaw przed oskarżeniami, o czym rozmówca zresztą wspomina.
Ale mimo wszystko przynajmniej jedno pytanie warte byłoby odpowiedzi: Jeżeli kpią sobie z prawa pierwsze osoby w państwie - prezydent i premier, „układając się” głęboką nocą w nieuprawniony
sposób z tym czy innym biznesmenem, to kto w Polsce będzie prawo szanował, a tym bardziej je przestrzegał?
Od przedszkola do...
Od połowy lipca szefem 1. programu TVP jest Maciej Grzywaczewski, człowiek o „Solidarnościowym” rodowodzie (m.in. w 1980 r. był współautorem tablic z 21 postulatami strajkujących stoczniowców),
dzisiaj producent filmowy, kojarzony ze środowiskiem gdańskich liberałów, autor m.in. popularnej audycji „Od przedszkola do Opola”. Czy z jego przyjściem do telewizji można wiązać jakieś nadzieje
na korzystne zmiany?
W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (wyd. internet. z 13 lipca) M. Grzywaczewski wskazał na najważniejsze cele swojego działania - realizację misji publicznej TVP niezależnie od sposobu
finansowania (i to będzie z pewnością zadanie najtrudniejsze), więcej kultury z „wyższej półki” i polskiego filmu dokumentalnego, odmłodzenie „Jedynki”, nowe twarze w publicystyce
(to może być zadanie najniebezpieczniejsze - ze względu na „sitwiarskie” układy) i więcej kina europejskiego.
Nowy szef woli klasyczne seriale od tasiemcowych telenowel, zwłaszcza gdy są kalką produkcji zachodnich. Zmiany personalne chce zacząć od programów informacyjnych i publicystycznych, co oznacza pożegnanie
z najbardziej stronniczymi (z sercem zdecydowanie po lewej stronie) dziennikarzami. Nie wiem tylko czy „nowe twarze” w osobach... Moniki Olejnik i Jacka Żakowskiego to rzeczywiście ci dziennikarze,
którzy zagwarantują telewizji pożądaną bezstronność? W każdym razie dewizą publicystyki (i całego programu) ma być powiedzenie: „Ani bojaźliwie, ani zuchwale”.
Na nowej wizji funkcjonowania TVP1 możemy skorzystać również i my, czyli prowincja, bo Grzywaczewski jest zwolennikiem Polski samorządowej, w której liczy się nie tylko Warszawa. „Polskie miasta
mają prawdziwe osiągnięcia i potrzebują promocji” - mówi i zamierza to realizować poprzez turnieje miast. Powołuje się na dobre przykłady z Francji, ale także na popularne w latach 70. XX
w. programy w polskiej telewizji. Mam tylko nadzieję, że za współczesnymi turniejami nie będzie się już ciągnąć socrealistyczna „otoczka”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu