Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób
godny powołania, z całą pokorą, cichością, z cierpliwością znosząc
siebie nawzajem w miłości.
(Ef 4, 1-2)
Gdy Jezus poznał, że mieli Go obwołać królem, sam usunął się
znów na górę.
(J 6, 15)
Wyobraźmy sobie jeszcze raz scenę opisaną przez ewangelistę
Jana. Oto rozciąga się przed nami wzgórze nad jeziorem, na nim Chrystus
z apostołami, dookoła słuchające tłumy. A gdzieś w oddali nieprzeliczone
mnóstwo innych oddanych swoim troskom, zabawom, dążeniom i zainteresowaniom.
I dziś powtarza się ta scena przed naszymi oczami, gdy
przychodzimy do kościoła na niedzielne zgromadzenie eucharystyczne,
gdzie jest Chrystus ze swoim słowem, gdzie są słuchający ludzie a
w oddali ci, którzy Chrystusa nie znają, albo się o Niego nie troszczą.
Tak więc lud zajęty Bożym słowem, może w niektórych przypadkach,
jako czymś sensacyjnym, zapomina o swoim zmęczeniu, o swoim oddaleniu
od domu, a także o swoim głodzie.
Chrystus jednak jawi się nam jako Ten, który pamięta
o jego potrzebach. Każe uczniom postarać się o chleb, a kiedy oni
wobec tak wielkiego mnóstwa ludzi są bezradni, sytuację rozwiązuje
cudem. Wiwatujący tłum chce Go więc obwołać królem, ale On im uchodzi.
To z pozoru proste wydarzenie ewangelijne mówi nam dziś
bardzo wiele. Najpierw to, że Chrystus troszczy się nie tylko o nasz
pokarm duchowy, ale także i o nasze żołądki i tę troskę powierza
apostołom, swojemu Kościołowi. Mówi: "Wy dajcie im jeść".
A Kościół, reprezentowany tu przez Filipa i Andrzeja,
wkrótce wmiesza się w tłum, znajdzie chłopca z chlebem i rybą, aby
w duchu miłości podzielić je między wszystkich.
Dziś wiele mówi się o problemach socjalnych, o głodzie.
Naukowcy wyliczają, że tylko co trzeci człowiek na świecie nie jest
głodny. Jednak dzisiejszy problem głodu nie jest problemem socjalnym.
Chrystus na to jasno wskazuje, kiedy ucieka z tłumu. Nie chce zostać
zapamiętany jako świecki król. Chce On i to aż do końca wieków pozostać
w swoim Kościele, jako przedstawiciel miłości.
Żal Mu wszystkich cierpiących głód, dlatego pragnie im
pomóc nieco inaczej. Uczy ich modlitwy: Ojcze nasz.
Jeśli w tej modlitwie czcimy naszego wspólnego Ojca,
którego mamy w niebie, wówczas jesteśmy dla siebie braćmi. Jeśli
jesteśmy braćmi, będziemy się miłowali. A jeśli będziemy się miłowali,
nigdy nie dopuścimy, aby ktoś umierał z głodu. Podzielimy się.
W ten sposób Kościół, dając ludziom pokarm duchowy, rozwiązuje
współcześnie problem głodu, bo sprawiedliwość bez miłości staje się
zawsze niesprawiedliwa.
Chrystus to Kościół, a Kościół to my, i dlatego to, czego
dziś słuchaliśmy w Słowie Jezusa powinno nas bardzo przejąć. Jest
to sprawa nas wszystkich, którzy nazywamy się katolikami.
Wiemy, że do chleba zawsze się coś dodaje. Jeśli ludziom
dodamy do niego miłość, podzielą się nią z innymi. Jeśli ofiarnym
i cierpliwym wychowaniem jej nie damy, możemy oczekiwać, że pobiją
się nawet chlebami, zniszczą je i znów będą głodni.
Swoją miłością uczmy ludzi miłować się nawzajem, a chleb
rozmnoży się tak, że ułamków jeszcze zostanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu