Kiedyś ukazała się w Polsce antologia wspomnień twórczości z lat okupacji 1939-45, zatytułowana Z głębokości. Opisują tam swoje wspomnienia ci, co przeżyli obozy koncentracyjne oraz więzienia okupanta.
Wspominają, że największą troską i niepokojem było dla nich to, że nie wiedzieli, co dzieje się z najbliższymi, czy wytrzymują serie przesłuchiwań i tortury. Wielkim umocnieniem i pociechą dla nich były
grypsy i wiadomości przesyłane więźniom. Dla wierzących wielką radością i łaską była Komunia św. przemycana do więzień czy Msza św. obozowa, odprawiana w największej konspiracji przez kapłana -
współwięźnia obozu.
Na takie uczynki zdobywali się ludzie, aby przynieść pociechę i pomoc swoim bliźnim. Jezus w Ewangelii św. Mateusza mówi: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (25, 36). Jednym z
uczynków miłosierdzia względem ciała jest: „więźniów pocieszać”. Świadectwem takich uczynków są stronice wspomnień w wymienionej antologii, jak również przechowywane w Jasnogórskim Skarbcu
naczynia, w których przenoszono Najświętszy Sakrament dla więźniów przebywających w hitlerowskich więzieniach w czasie okupacji.
W okresie stanu wojennego w Polsce wielu działaczy niepodległościowego podziemia skazywano w sfingowanych procesach. Było to powtórzenie podobnych procesów w czasach stalinowskich, gdy skazywano walczących
o wolność, ale nieprawomyślnych oraz ludzi Kościoła. W latach 80., w stanie wojennym, urządzano procesy „ludzi podziemia”, aby ukazać, jak to władza tzw. ludowa walczy z „ekstremą”
i zastraszyć ewentualnych naśladowców. Na takich procesach często bywał ks. Jerzy Popiełuszko razem z innymi przyjaciółmi. Jego obecność na sali dodawała otuchy, krzepiła serca do wytrwania na służbie
w słusznej sprawie. Niewiele mógł zdziałać ks. Jerzy, sądząc po ludzku, ale to, co mógł, chętnie dawał potrzebującym, niewinnym więźniom. Organizowano pomoc rodzinom skazanych, wysyłano paczki z rzeczami
najbardziej potrzebnymi. Wydawałoby się rzecz drobna, ale jakże wielka w oczach Bożych i cenna dla potrzebujących.
W czasie przemian społecznych w Polsce po 1989 r. powrócono do praktyki zatrudniania kapelanów w zakładach karnych. Jest to rzecz ze wszech miar słuszna. Są wśród skazanych ci, co pobłądzili
wskutek wybryku czy lekkomyślności. Może też popełnili i wielkie przestępstwo. Nie można jednak pozwolić, aby taki człowiek zagubił się całkowicie. Pomoc w zrozumieniu, że musi ponieść konsekwencje swego
czynu, który był zły, jest bardzo cenna. Nie można też spisywać go na straty. On może wrócić do życia w społeczeństwie, do życia w Kościele, do życia w rodzinie. Do tej chwili trzeba go przygotować i
bardzo cenna jest tu posługa kapelana zakładu karnego. Dzięki posłudze kapelanów tacy ludzie, kiedyś ochrzczeni, przyjmują sakrament bierzmowania, uczestniczą we Mszy św., którą bardzo zaniedbywali w
przeszłości, interesują się bardziej życiem Kościoła, z którym w przeszłości łączyła ich bardzo cienka nić sakramentu chrztu św.
W rozmowie ze znajomym księdzem kapelanem więzienia dowiedziałem się, że skazani często udając pobożność, zaangażowanie w resocjalizację, wcześniej wychodzą na wolność, otrzymują przepustki, które
wykorzystują, wracając do poprzedniego stylu życia. Zdarza się i tak, ale takie przypadki nie mogą przesłonić dobra, jakie niesie posługa duszpasterska w zakładach karnych.
Jakiś czas temu czytałem świadectwo dane przez skazanego, który już wyszedł na wolność. „Odsiedział” sporo lat za poważne przestępstwo, którego się dopuścił. Opowiadał o trudach więziennego
życia, a na koniec dodał, że przeżycie zawdzięcza rodzicom i krewnym swojej ofiary. Otóż pod koniec rozprawy ci bliscy zwrócili się do niego, mówiąc, że przebaczają mu wszelkie krzywdy, jakie wyrządził
im, przebaczają żałobę i płacz z powodu zła popełnionego przez niego. „Te słowa - pisał - paliły jak ogień. Początkowo byłem zły na nich, ale z upływem czasu zacząłem głębiej zastanawiać
się nad nimi. A w więzieniu ma się dużo czasu na myślenie. Udawałem twardziela, ale przyszedł dzień, gdy przebaczenie tych ludzi przeżarło twardą skorupę. Postanowiłem sobie: muszę pokazać im, że stałem
się inny, że zasłużyłem na te słowa przebaczenia. W końcu ze łzami w oczach poprosiłem: a Ty, Jezu, pomóż mi w tym. Teraz wracam od nich. Podziękowałem za te słowa, które mnie trzymały w postanowieniu
i jeszcze raz przeprosiłem za swój niecny czyn”. Kropla drąży skałę; dobro rodzi następne dobro. Przebaczenie, choć trudne, wydaje wspaniałe owoce.
Niektórzy skazani są całkowicie obojętni na ludzkie odruchy dobroci. Oglądając salę rozpraw w telewizji, przyglądam się twarzom skazanych. Na niektórych jest żal i wstyd, na innych tępota i cwaniactwo.
Nie ma uznania zła, nie ma skruchy, a po wyroku zapowiada się apelację, bo klient jest niewinny. Chore prawo? Niedoskonałe? Czy też tupet i nadrabianie miną?
Po aresztowaniu w Ogrodzie Oliwnym i skazaniu przez Sanhedryn Jezus spędził część nocy w więzieniu. Ewangelie milczą na ten temat, ale możemy się domyślać ogromu cierpień. Cierpienia fizyczne spowodowane
biciem, poniewieraniem, surowym traktowaniem więźnia. Do tego dołączyły się cierpienia psychiczne; poniżenie godności Boga Człowieka, przez szyderstwa, plucie w twarz, świadomość zdrady Judasza -
apostoła, świadomość tego, co, czeka Jezusa w Wielki Piątek. Ogrom cierpienia przeżywany w samotności, bez słowa otuchy, wspólnoty w cierpieniu. Może dlatego Jezus wzywa człowieka: „Byłem w więzieniu,
a przyszliście do Mnie”. Na to wezwanie nie wolno być obojętnym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu