Tak się ostatnio złożyło, że wśród moich bliskich i znajomych znaleźli się tacy, którym wypadło poleżeć w szpitalu. Powodem były różne schorzenia, jedne mniej poważne, inne wymagające skomplikowanego
leczenia. W każdym z tych przypadków, wydaje się, że lekarze robili, co mogli, ale czasem, niestety, nie mogli wiele, bo oręż z ręku wybijały im umowy z NFZ, limity, kolejki oczekiwań na zabiegi itp.
W każdym razie nikt nie umarł, ale swoje w szpitalnej rzeczywistości przeżyć musiał, a ta, jak wiadomo, to nie sielanka, zwłaszcza dla starszych osób. Spóźnione posiłki, za które od jakiegoś czasu w Szpitalu
Wojewódzkim w Zielonej Górze odpowiada prywatna firma, salowe (broń Boże wszystkie, ale przecież wystarczy że jedna lub dwie), które stawiają obiad przy łóżku chorego i za chwilę nietknięty zabierają,
bo pacjent nie miał siły sam zjeść, brak podstawowych leków. Na oddziale niezajmującym się leczeniem chorób wewnętrznych nie uświadczy się zwykłego leku na żołądek, choćby pacjent zwijał się z bólu. Pozostaje
pomoc bliskich, którzy dopilnują, nakarmią, pobiegną do najbliższej apteki. Ale nie zawsze rodzina jest na wyciągnięcie ręki. Czasami mieszka o dziesiątki kilometrów od szpitala, nie mówiąc już o tych,
którzy po prostu nie mają pieniędzy. W szpitalnej rzeczywistości zetknęłam się z tymi, których po zakupie niezbędnych leków na własny koszt nie stać było na kupno papieru toaletowego, którego w szpitalnych
toaletach nie uświadczysz. Dramat. Dramat pacjentów, ale nie tylko, bo lekarzy, pielęgniarek i salowych także. Większość z nich, na miarę szpitalnych możliwości, próbuje być dla pacjenta. Nie wszyscy
jednak tę presję wytrzymują, bo jak długo można udawać, że dwóch czy trzech lekarzy jest w stanie dobrze zaopiekować się jednym oddziałem, na którym leżą dziesiątki osób. To nie tylko rzeczywistość szpitali
wojewódzkich, ale oczywiście także powiatowych.
Do szkół językowych zgłasza się coraz więcej lekarzy z I i II stopniem specjalizacji, którzy przygotowują się do wyjazdu do Niemiec. Po wielu latach pracy w rodzimej służbie zdrowia, nie mają już
złudzeń. - W końcu czas pomyśleć o sobie - mówią. Znaleźli miejsce w zachodnich szpitalach, które takich specjalistów przyjmują z otwartymi ramionami, zapewniając im komfort pracy, szkolenia
i godną zapłatę, i w których lekarz nie będzie musiał, patrząc w bok, powiedzieć swoim pacjentom, że leki muszą wykupić sobie sami, bo nie stać na nie szpitala i odsyłać do domu chore dzieci, których
rodziców nie stać na kontynuowanie od dziś już płatnej kuracji. We wrześniu z samego Wrocławia do Niemiec wyjedzie około stu lekarzy. Ich koszt wykształcenia w kraju był ogromny. Teraz swoją wiedzą pojadą
służyć innym, nie nam. Szkoda! Ochrona życia i zdrowia każdego człowieka powinna być podstawowym prawem każdego z nas, a godne warunki przeżywania choroby to rzecz nadrzędna, u nas jednak nie jest ona
w cenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu