Z Barbarą Głąb - radną Częstochowy - rozmawia Maria Szymańska
Maria Szymańska: - To, co się dzieje w służbie zdrowia, to temat newralgiczny tak dla środowiska medycznego, jak i pacjentów. Samorząd Częstochowy postanowił zrestrukturyzować przychodnie lekarskie podległe jego jurysdykcji przez ich prywatyzację. Fakt ten odbił się szerokim echem w mediach. Wielu mieszkańców Częstochowy jednak nie do końca jest zorientowanych, na jakich zasadach gospodaruje się publicznymi pieniędzmi w obszarze ochrony zdrowia...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Barbara Głąb: - Częstochowa jest jednym z niewielu miast zarówno w Polsce, jak i w województwie śląskim, gdzie 22 przychodnie funkcjonują jeszcze jako samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej. Rada Miasta, będąca dla nich organem założycielskim, podjęła ostatnio dwie uchwały w sprawie ich restrukturyzacji, polegającej na przekształceniu ich do 30 czerwca 2005 r. w podmioty prywatne w oparciu o określone zasady finansowe. Jak każda nowa sytuacja, tak i ta wywołuje wiele emocji wśród pracowników, przyszłych udziałowców, przedstawicieli niepublicznych zoz-ów, osób postronnych, ale i radnych odpowiedzialnych za racjonalne gospodarowanie pieniądzem publicznym.
- Co stało u podstaw takiej decyzji?
Reklama
- Uważamy, że naturalna konkurencja między przychodniami wymusi podnoszenie jakości świadczonych usług medycznych, co w konsekwencji służyć będzie dobru pacjentów. Na bazie likwidowanych samodzielnych zakładów opieki zdrowotnej powstaną podmioty prywatne w formie spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, partnerskich lub innych, które przejmą zadania, majątek i pracowników obecnych samodzielnych publicznych zoz-ów. Część z pracowników zostanie udziałowcami, angażując własne pieniądze w wyposażenie, zakupy aparatury i sprzętu medycznego. Wkład własnego kapitału jest bardzo mobilizujący do właściwego, racjonalnego zarządzania placówką, zabiegania o pacjenta, za którym idą pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia.
- W takim razie skąd emocje i kontrowersje wokół tej prywatyzacji?
Reklama
- Jak zwykle, dotyczą pieniędzy i spraw majątkowych. Pierwotny projekt uchwały zakładał 50% obniżkę ceny przy sprzedaży sprzętu medycznego zakupionego przez miasto oraz 80% upust, jeżeli przychodnia
kupiła sprzęt sama. Założenia te wypracował zespół reprezentujący w większości środowisko przyszłych udziałowców przychodni, zainteresowanych jak najkorzystniejszymi dla siebie warunkami. Stąd mój wniosek
o zmniejszenie upustów do 30% w przypadku sprzętu kupionego przez miasto i do 50% dla sprzętu kupionego przez przychodnie, które - jak twierdzą - wygospodarowały na ten cel środki, ograniczając
etaty, premie i dodatki motywacyjne w trudnej przecież sytuacji służby zdrowia.
Uważam, że obowiązkiem radnego przy podejmowaniu decyzji jest najbardziej obiektywna ocena sytuacji w oparciu o szerokie konsultacje społeczne i dokładną analizę problemu, co starałam się zrobić.
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że płatnikiem świadczeń zdrowotnych nie są przychodnie, tylko Narodowy Fundusz Zdrowia, na który wszyscy płacimy składki, a racjonalność zarządzania placówką w zakresie organizacji
i finansów jest podstawowym obowiązkiem dyrektorów. Wiedziałam, że wśród przyszłych udziałowców (także dyrektorów) znajdę przeciwników mojego wniosku, ponieważ naruszyłam interes pewnej grupy tworzącej
jednak silne lobby.
Zakończę tę myśl pytaniami: Dlaczego często bardzo wąska grupa przyszłych udziałowców ma wykupić sprzęt medyczny za niewielkie pieniądze, skoro - jak było argumentowane - oszczędzano kosztem
dużej grupy pracowników, którzy przecież udziałowcami nie będą?! Dlaczego tak ma być, skoro w niepublicznych zoz-ach, gabinetach prywatnych, świadczących również nieodpłatnie usługi dla pacjentów w ramach
kontraktu z NFZ, kupuje się wyposażenie i sprzęt medyczny z kredytu lub za własne pieniądze oraz pokrywa się w 100% wszystkie koszty eksploatacyjne? Dlaczego dostępu do tak preferencyjnych możliwości
nie mają pracownicy ochrony zdrowia, którzy nie mieli szczęścia pracować w konkretnej przychodni? Przypomnę również, że miasto wydawało w przeszłości znaczne pieniądze na wyposażenie przychodni, remonty,
itp. ograniczając tym samym inne potrzeby społeczne. Uważam, że obowiązuje nas dokładne rozliczenie pieniędzy publicznych, które mogą być przeznaczone na różne inne cele. Prywatyzacja ma swoje określone
prawa, a nie tylko przywileje. Rada Miasta podzieliła ten punkt widzenia i większością głosów poparła mój wniosek, zmniejszając ulgi przy zakupie sprzętu medycznego.
- Rodzi się pytanie, czy prywatne przychodnie poprawią stan ochrony zdrowia w naszym mieście?
- Doświadczenia innych miast wykazały, że prywatne przychodnie pracują lepiej, sprawniej, racjonalniej i są bardziej przyjazne dla pacjentów. Chciałabym jeszcze raz mocno podkreślić, że w założeniu za usługi medyczne przy prywatyzacji zapłaci nie pacjent, ale NFZ z jego składek. Nowa sytuacja będzie wymuszała większe zaangażowanie zawodowe pracowników przychodni, a wobec dużej konkurencji, podnoszenie standardów usług medycznych - taki jest sens prywatyzacji. Sytuacja pacjentów powinna się więc poprawić.
- Czy miasto zrzekając się swoich uprawnień, będzie miało wpływ na to, co dzieje się w sprywatyzowanych przychodniach?
- Istnieje konkretny podział obowiązków i odpowiedzialności przyszłych prywatnych podmiotów. Gmina po sprzedaży wyposażenia i sprzętu medycznego nie będzie miała już na nie większego wpływu. Miasto jednak, będąc właścicielem gruntów i budynków przychodni, udziela znacznej pomocy przyszłym prywatnym przychodniom w postaci dzierżawy tych obiektów przez okres 5 lat za cenę 1 zł za m2 oraz wydłuża okres spłaty zobowiązań za sprzęt, również na mój wniosek - do dwóch lat. Trzeba podkreślić, że prywatne przychodnie przy sprawnym zarządzaniu będą miały znaczne możliwości rozwoju i zdobywania środków finansowych przez prowadzenie m.in. komercyjnej medycznej działalności usługowej poza NFZ (również na sprzęcie zakupionym po preferencyjnych cenach). Jak wynika z doświadczeń prywatyzacyjnych w innych miastach, będzie to miało wpływ na ogólny stan opieki zdrowotnej w naszym mieście.
- Dziękuję za rozmowę.