Chodząc raz po Palestynie,
Ktoś przywołał Go na chwilę:
- Prośbę mam, Nauczycielu,
Powiedz zaraz bratu memu,
By koniecznie do niedzieli
Spadkiem ze mną się podzielił.
Rabbi rzekł mu: - Wszyscy wiedzą,
Że nie jestem żadnym sędzią
Ani wziętym adwokatem!
Sam się o to spieraj z bratem.
Ja... nauczam o miłości...
A á propos twej chciwości,
Chciałbyś od niej się uwolnić?
To posłuchaj tej historii.
Obrodziło komuś pole
I ów ktoś rozważał sobie:
Co mam począć ze zbiorami
I ze swymi spichlerzami,
Które przecież są za małe,
By pomieścić zboże całe.
Po namyśle zdecydował:
Będę większe je budował,
Żeby plony pomieściły,
A tym radość mi sprawiły.
Kiedy już pełniutkie będą,
To z zazdrości wszyscy zbledną.
Nic nie muszę odtąd robić,
Wielkie bogactw mam zasoby.
Teraz będę odpoczywał,
Jadł, pił, tańczył i używał.
Lecz Bóg tak do niego powie:
Ależ z ciebie głupi człowiek,
Bowiem zgodnie z moją wolą
Twoją duszę dziś zabiorą!
Tutaj przerwał Nauczyciel.
- Mądrze kieruj swoim życiem,
Gdy gromadzisz skarb dla siebie,
To biedakiem będziesz w niebie.
Jedną radę dać ci mogę:
Chciej bogatym być... przed Bogiem!
Pewną mam dziś tajemnicę:
Czy możemy swoim życiem,
Koleżanko i kolego,
Zapracować już na niebo?
Pomóż w rozwoju naszego portalu