Wiele szumu medialnego wywołała wiadomość, iż senatorowie SLD-UP zgłosili do rządowej ustawy zdrowotnej poprawkę, zakładającą, że składka na ubezpieczenia zdrowotne dla duchownych nie będzie opłacana
jak dotychczas z Funduszu Kościelnego, lecz będą ją płacić sami księża. Natychmiast wykorzystano to w mediach także do antykościelnej nagonki, sugerując, że jest to zniesienie „nieuzasadnionych
przywilejów” dla Kościoła katolickiego w Polsce. Czy tak jest rzeczywiście? Czy samo istnienie Funduszu Kościelnego i opłacanie z niego ubezpieczenia społecznego części duchownych (tylko misjonarzy
i tych, którzy nie są zatrudnieni na podstawie umowy o pracę oraz studentów) jest jakimś przywilejem?
Wystarczy odwołać się do historii, by zobaczyć, że tak nie jest. Fundusz Kościelny powstał w 1950 r. jako rekompensata za dobra Kościoła zabrane przez państwo. Jakie to były dobra? Szacuje się,
że przed wojną Kościół posiadał 400 tys. hektarów ziemi. Były to często całe w pełni wyposażone gospodarstwa rolne, stanowiące podstawę utrzymania zakonów i wielu dzieł kościelnych. Z funduszu powstałego
z zaboru tych dóbr nawet w czasach komunistycznych władze przekazywały pewne środki na działalność Kościoła. Trzeba jednak powiedzieć, że po pierwsze - była to tylko minimalna część dochodów z tych
dóbr, po drugie zaś - zgodnie z zasadą „dziel i rządź” środki te stawały się elementem gry z Kościołem, gdyż wypłacano z nich m.in. pensje dla współpracujących z komunistycznymi służbami
bezpieczeństwa „księży patriotów”, wspierano działalność sekt, a finansowanie remontów kościelnych zabytków odbywało się czasem za cenę podpisania przez księży deklaracji lojalności wobec
komunistycznych władz.
Obecnie z Funduszu Kościelnego opłacane są ubezpieczenia duchownych, którzy nie mają umowy o pracę oraz zakonników, sióstr klauzurowych i studiujących księży. Część środków przeznaczana jest też na
konserwację zabytków sakralnych, działalność dobroczynną i wychowawczą. Warto dodać, że z funduszu korzysta nie tylko Kościół katolicki, ale wszystkie zarejestrowane w Polsce związki religijne -
również te, które powstały już po tym, jak państwo odebrało kościelny majątek.
Obecną sytuację Funduszu Kościelnego doskonale wyjaśnia w wywiadzie dla KAI bp Tadeusz Pieronek („Wiadomości KAI” z 22.08.2004, s. 10): „po 1989 r. sytuacja została unormowana
i przywrócono właściwe proporcje przyznawania środków z Funduszu Kościelnego. Pojawił się jednak problem ubezpieczenia księży i zakonników, którzy do 1989 r. w ogóle nie byli ubezpieczeni. Przyjęto
wówczas rozwiązanie, że środki na te ubezpieczenia będą pochodzić właśnie z Funduszu Kościelnego. Jednak z czasem okazało się, że są one za małe i od 1998 r. musi dopłacać do nich budżet. Chciałbym
podkreślić, że jeśli ktoś przez 40 lat bez skrupułów czerpał dochody z zagrabionych zasobów finansowych, to ma zobowiązania i taki jest sens Funduszu Kościelnego i opłacania z niego składek na ubezpieczenia
osób duchownych”.
Przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej zwraca również uwagę, że propozycja Senatu ma nikłe uzasadnienie ekonomiczne, gdyż „zdecydowana większość duchownych sama płaci składki, bowiem
są one potrącane z podatku od osób fizycznych, gdy np. otrzymują pensje za katechizację w szkole. Środki, które idą na składki zdrowotne dla osób duchownych stanowią więc kwotę, która na pewno nie ma
większego znaczenia dla łatania dziury budżetowej”. Budżet Funduszu Kościelnego jest określany co roku w ramach budżetu państwa, np. w roku 2000 budżet Funduszu Kościelnego wyniósł 67 834 zł, z
czego ubezpieczenia społeczne i zdrowotne pochłonęły 59 083 zł (87% całej kwoty), dotacje na działalność charytatywno-opiekuńczą 2 462 zł (4%), na działalność oświatowo-wychowawczą 1 572 zł (2%), a na
remonty i konserwację zabytków 4 717 zł (7%).
Senatorowie SLD-UP twierdzą, że Kościół po 1989 r. odzyskał już utracone dobra, więc Fundusz Kościelny należy zlikwidować. Również ten mit wyjaśnia bp Pieronek, mówiąc: „Według mnie podmioty
kościelne odzyskały po 1989 r. najwyżej 30% utraconych dóbr. Nie może więc być mowy o tym, że rachunki zostały wyrównane. Zresztą nie było nawet takich założeń, gdyż wiadomo było, że większości dóbr
nie da się odzyskać. Proszę zwrócić uwagę, że rząd broni istnienia Funduszu Kościelnego, bowiem ma świadomość, jaki jest rzeczywisty stan problemu. Gdybyśmy dokładnie wyliczyli, ile strona kościelna straciła
w wyniku konfiskaty dóbr w latach 50., to okazałoby się, że są to tak wielkie kwoty, że państwo w żaden sposób nie jest w stanie ich zwrócić. Strona rządowa o tym wie, dlatego istnieje Fundusz Kościelny,
który choć częściowo te straty rekompensuje. Senatorowie SLD-UP mówią, że ten fundusz to przywilej. Mógłbym się z nimi zgodzić, jeśli zwrot skradzionych dóbr uznamy za przywilej”.
Co ciekawe, propozycja Senatu jest… niezgodna z prawem, bo, jak zauważa przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej, „według Konkordatu, który reguluje stosunki państwo-Kościół, sposób
finansowania Kościoła określa specjalna komisja kościelno-rządowa. Nie może więc być on zmieniany jednostronnie, bez porozumienia ze stroną kościelną. […] Odbieram tę inicjatywę jako akcję polityczną,
dramatyczną próbę szukania poparcia w elektoracie antykościelnym. Jej uzasadnienie ekonomiczne jest bardzo nikłe” - dodaje Biskup Pieronek. Stare powiedzenie mówi, że „gdy nie wiadomo,
o co chodzi, chodzi o pieniądze”. W propozycji senatorów SLD-UP o pieniądze nie chodzi, a raczej o odzyskanie choć części poparcia, choćby głosami najbardziej antyklerykalnych wyborców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu