Niekiedy odchodzi się od spowiedzi, argumentując, że to ciężkie i ludzi stresuje, a potem ci sami ludzie idą do psychoterapeutów i płacą za to duże pieniądze.
Z o. Dariuszem Kowalczykiem, prowincjałem Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego rozmawia Piotr Chmieliński
Piotr Chmieliński: - Jaka jest różnica między spowiedzią, kierownictwem duchowym a psychoterapią?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
O. Dariusz Kowalczyk: - Najpierw trzeba zauważyć, że istnieje różnica między spowiedzią a spowiedzią. Kiedy po latach oddalenia od Kościoła przychodzi człowiek, który chce się pojednać, wyznać
swe ciężkie grzechy, które go oddzieliły od ludzi i Boga, to jest to inne wydarzenie niż spowiedź np. siostry zakonnej, która przystępuje co dwa tygodnie do spowiedzi i mówi, że była niewierna natchnieniom
Bożym, albo że źle spojrzała na kogoś. W tym pierwszym przypadku mówimy o klasycznej spowiedzi z rozgrzeszeniem, które przywraca zerwaną łączność z Bogiem, a w drugiej sytuacji jest to tzw. spowiedź z
pobożności.
Jak spojrzymy na kształtowanie się sakramentu pokuty w historii, to już od początku widać, że z jednej strony spowiedź była traktowana jako wydarzenie, które ma na celu powrót grzesznika do wspólnoty
Kościoła, a z drugiej strony chodziło raczej o duchową terapię. Spowiedź, która jest w sensie ścisłym pojednaniem się grzesznika z Bogiem i Kościołem różni się od rozmowy duchowej, kierownictwa duchowego,
tym, że jej istotą jest wyznanie poważnej winy i otrzymanie rozgrzeszenia, pojednanie. Natomiast spowiedź z pobożności często niewiele się różni od rozmowy duchowej. Podczas takiej spowiedzi są oczywiście
wyznawane grzechy, ale lekkie, które mogłyby być odpuszczone na wiele innych sposobów, niekoniecznie poprzez spowiedź sakramentalną. Tak więc spowiedź z pobożności jest często po prostu rozmową duchową.
Chodzi o to, żeby wyznać swoje słabości, trudności, żeby spowiednik udzielił rady, pouczenia. Trudno tu mówić o pojednaniu w sensie ścisłym, bo osoba przed tą spowiedzią nie była w stanie grzechu ciężkiego.
Mogłaby przystąpić do Komunii bez tej spowiedzi, bo cały czas żyła w jedności z Bogiem i Kościołem.
Psychoterapia tym różni się od spowiedzi i rozmowy duchowej, że nie ma w niej bezpośredniego odniesienia do łaski Bożej. Psychoterapia zatrzymuje się na poziomie ludzkiej psychiki. Oczywiście dobry
psychoterapeuta nie powinien lekceważyć tego, co pacjent mówi o swojej wierze, ale nie może przekraczać swoich kompetencji. Powinien zatrzymać się na poziomie, którym się zajmuje. Może się zdarzyć, że
jedna osoba łączy w sobie kompetencje psychoterapeuty i kierownika duchowego, ale wówczas należy uważać, aby nie mieszać tych dwóch płaszczyzn. Penitent nie powinien mylić się z pacjentem, i odwrotnie.
Z drugiej strony sądzę, że nie jest dobrze, jeśli w sferze światopoglądowej istnieją głębokie różnice między psychoterapeutą a pacjentem. W takiej sytuacji może się bowiem okazać, że trudno między
nimi o właściwą empatię i zrozumienie.
- Co jest celem spowiedzi, kierownictwa duchowego i psychoterapii?
- Celem spowiedzi jest pojednanie z Bogiem i Kościołem. Celem kierownictwa duchowego jest rozeznanie się we własnej historii i emocjach, by lepiej pełnić wolę Bożą. Natomiast celem psychoterapii jest uporządkowanie sfery psychicznej, uświadomienie sobie pewnych mechanizmów, które im bardziej ukryte, w tym większym stopniu rządzą człowiekiem odbierając mu możliwość panowania nad własnym życiem.
- A w jakich sytuacjach spowiednik czy kierownik duchowy powinien skierować penitenta do psychoterapeuty? Czy Ojcu coś takiego się zdarzyło?
Reklama
- Tak. Już podczas swojej pierwszej spowiedzi chciałem odesłać penitenta do fachowca terapeuty. Zresztą okazało się, że penitent chodził już od dawna do różnych psychologów. Cierpiał na bardzo mocne skrupuły. Takie przypadki przydarzały mi się potem niejednokrotnie. Skrupuły na tyle mocne, powiązane zresztą z natręctwami, że czułem się - niestety - bezsilny. Wiem, że również psychologia i psychiatria z leczeniem skrupulantów mają poważne problemy. To jest po prostu bardzo trudne do wyleczenia. Skrupulaci niby wiedzą, że ich obawy nie mają racjonalnych podstaw, ale ich lęk jest na tyle silny, że poddają się pewnym rytom, natręctwom, bo w ten sposób jakoś łagodzą dotkliwy niepokój. Spowiedź dla kogoś takiego jest swego rodzaju natręctwem. Ktoś kiedyś do mnie przyszedł do spowiedzi, a trzy godziny wcześniej już się spowiadał. W tym, co wyznawał, nie można było doszukać się jakiegokolwiek grzechu. Co więcej, on o tym wiedział, ale prosił, żebym mu udzielił rozgrzeszenia, to będzie spokojniejszy i zdoła zasnąć. Ból i cierpienie straszne…
- I udzielił Ojciec temu człowiekowi rozgrzeszenia?
- Nie. To nie miałoby sensu. Pobłogosławiłem go tłumacząc, że rozgrzeszenie, jakie przed kilkoma godzinami otrzymał, jest ważne i nie należy go „poprawiać”. Rozmawiałem z nim długo zastanawiając
się, w jaki sposób mógłbym mu pomóc. Ale zasadniczo czułem się bezradny. Obok silnych skrupułów, problemem z pogranicza sakramentu pokuty i pomocy psychologicznej są uzależnienia: alkohol, narkotyki,
seks, pornografia, gry komputerowe. Często bywa tak, że człowiek na tyle zabrnie w uzależnienie, że jest zniewolony i właściwie nie ma możliwości poprawy życia, bo to „coś” nad nim góruje
i panuje. Taki człowiek ma chorą wolę. Dlatego trzeba mu pomóc od strony psychicznej, a także czysto fizjologicznej. W pomocy osobom uzależnionym bardzo skuteczne możne być umiejętne łączenie regularnej
spowiedzi, kierownictwa duchowego oraz psychoterapii.
Dotyczy to także np. homoseksualizmu czy transseksualizmu, lub też innych problemów z tożsamością seksualną. Człowiek nie rozumie sam siebie, swoich potrzeb, a jednocześnie - jako wierzący -
oczekuje pomocy od spowiednika.
- Ale sama spowiedź wtedy nie wystarczy...
Reklama
- Nie wystarczy. Oczywiście jest możliwe, żeby Bóg uzdrowił kogoś bezpośrednio w sposób cudowny. Rozum jednak podpowiada, żeby w takich sytuacjach nie odrzucać z góry pomocy na płaszczyźnie naturalnej. Trzeba łączyć to, co naturalne z tym, co jest sferą łaski Bożej. Łaska buduje na naturze.
- Z tym odsyłaniem do specjalisty jest jednak chyba problem, bo nie każdego stać na terapię...
- Tak, to rzeczywiście jest trudność. Uważam, że nie wystarczy powiedzieć komuś, że powinien pójść do psychologa czy psychoterapeuty. Trzeba raczej starać się odsyłać pod konkretny adres sprawdzonego
terapeuty. Podanie adresu, telefonu mobilizuje penitenta do znalezienia psychologicznej pomocy. To prawda, że często ludzi po prostu nie stać na terapię, ale z drugiej strony terapeuci wykonują zawód,
z którego żyją i muszą za to brać pieniądze. W tej sytuacji sądzę, że czymś bardzo potrzebnym jest tworzenie przy niektórych ośrodkach kościelnych zespołów fachowych wolontariuszy, którzy byliby w stanie
udzielić kompetentnej pomocy gratis.
Widzę dużą potrzebę współpracy między psychologami, psychiatrami a księżmi. I to się już jakoś dzieje. Np. w naszych jezuickich domach rekolekcyjnych tworzymy zespoły złożone z psychologów i z księży.
Jest jakimś znakiem czasu, że coraz więcej ludzi potrzebuje pomocy duchowo-psychologicznej. Odnosi się to również do samych osób duchownych.
- Żeby móc odesłać kogoś po fachową pomoc psychologiczną ksiądz powinien mieć jakieś przygotowanie z zakresu psychologii. Tymczasem wydaje się, że jest to nauka lekceważona w naszych seminariach duchownych.
Reklama
- Nie wiem do końca jak to wygląda w seminariach diecezjalnych. W formacji jezuity jest sporo psychologii. I każdy jezuita, jeżeli oczywiście czegoś nie zaniedba w czasie formacji, to ma podstawową
wiedzę, która jest wystarczająca do tego, żeby zorientować się, że w danym przypadku problem „zahacza” o teren psychologii czy psychiatrii.
Mam natomiast wrażenie, że większość księży diecezjalnych nie czuje się zbyt dobrze w kierownictwie duchowym. Są oczywiście wyjątki, ale na ogół przeciętny ksiądz na parafii, poproszony przez kogoś
o kierownictwo duchowe, nie wie, o co tej osobie tak naprawdę chodzi. Księża są przygotowani do pracy duszpasterskiej, ale raczej z masami, grupami; źle się czują w kierownictwie indywidualnym. Inną rzeczą
jest to, że często nie mają na to siły i czasu. Trzeba ponadto zauważyć, iż nie brakuje osób (szczególnie kobiet), które szukają kierowników duchowych, gdyż imponuje im możliwość regularnych rozmów z
kapłanem, tyle że z takich rozmów nic tak naprawdę nie wynika. Innymi słowy, nie każdemu należy poświęcać czas, bo ryzykujemy wplątaniem się w pseudo-kierownictwo duchowe.
- Czy nie zauważył Ojciec w Polsce tendencji, że ludzie zastępują sakrament pokuty psychoterapią i odchodzą od spowiedzi?
Reklama
- Takiego zjawiska nie zauważam w Polsce. Psychoterapia u nas nie jest tak bardzo modna jak np. w USA. Jesteśmy społeczeństwem niezbyt bogatym i niewiele osób stać na stałą psychoterapię. Może to
dobrze. Bo w Stanach jest moda na psychoterapię, która niejednokrotnie prowadzi do uzależniania się ludzi od psychoterapeutów.
Na Zachodzie niektórzy księża popełniają straszny błąd odchodząc od spowiedzi na rzecz ogólnych rozgrzeszeń, gdy tymczasem ewidentnie widać, że ludzie potrzebują kontaktów i spotkań indywidualnych.
Niekiedy odchodzi się od spowiedzi, argumentując, że to ciężkie i ludzi stresuje, a potem ci sami ludzie idą do psychoterapeutów i płacą za to duże pieniądze. Oczywiście w historii było niestety tak,
że sakrament pokuty traktowano zbyt jurydycznie, wierni nie doświadczali tam wyzwolenia, ale wręcz przeciwnie, zniewolenia, zestresowania, czuli się poniżani. To było jakieś wynaturzenie. Ale remedium
na to nie jest przekreślenie spowiedzi, która jest wielkim darem Boga dla człowieka, ale powrót do tego, czym spowiedź rzeczywiście być powinna. Myślę ponadto, że niektórzy księża po prostu racjonalizują
fakt, że im się nie chce siedzieć w konfesjonale. To jest ciężka praca i jeżeli ktoś chce naprawdę dobrze ją wykonywać, musi być mądry i cierpliwy.
- Św. Ignacy Loyola mówi o konieczności tzw. uporządkowania uczuć na drodze życia duchowego. Czy jeżeli sfera uczuciowa pozostanie nieuporządkowana w człowieku, to będzie realnie blokować współpracę z łaską Bożą?
- Tak, oczywiście! W rekolekcjach ignacjańskich zaczynamy od przypomnienia sobie pewnych fundamentów, po co istniejemy, jaki jest cel naszego życia. Potem przechodzimy do uświadomienia sobie tego całego bałaganu, który w nas jest, grzeszności, słabości, braku porządku, a następnie próbujemy uporządkować, jeszcze nie tyle życie, ale właśnie uczucia, po to, aby podjąć właściwe, wolne decyzje. Bo jeśli w nas grają różne negatywne uczucia, to tylko myślimy, że myślimy, a tak naprawdę ulegamy nieuświadomionym emocjom, a więc nie jesteśmy w stanie podejmować odpowiedzialnych decyzji. Kiedy uporządkujemy nasze uczucia, to wtedy możemy, zgodnie z rozumem i wolą, podejmować rozsądne decyzje i je realizować.
- Czy może Ojciec podać jakiś przykład tego braku porządku w sferze emocjonalnej, blokującego rozwój duchowy?
Reklama
- Klasycznym przykładem nieuporządkowania emocjonalnego, które może uniemożliwić rozwój duchowy, jest chora relacja z ojcem. To wychodzi często podczas rekolekcji ignacjańskich, podczas których proponuje się m.in medytację o miłości Boga Ojca do człowieka. Ktoś rozważa, czyta, modli się, a potem przychodzi na rozmowę duchową i wybucha płaczem, bo słowo „Ojciec” tej osobie kojarzy się z ojcem ziemskim, który pije i bije. I taka osoba, bez uporządkowania swoich negatywnych uczuć do ojca ziemskiego, nie jest w stanie przyjąć dobrej nowiny o Bożej, ojcowskiej miłości. Musi dotknąć i przepracować swój problem z ojcem ziemskim. Tu nie chodzi o zmianę tych uczuć, bo często nie jesteśmy w stanie zmienić np. uczucia niechęci do ojca pijaka, ale często wystarczy te uczucia zobaczyć, nazwać je, a potem zdystansować się od nich. Powiedzieć sobie, że owszem, one są, ale nie panują nade mną.
- Św. Ignacy używa też określenia „strapienie i pocieszenie duchowe”. Czy to są pojęcia bardziej z gatunku mistyki czy psychologii?
- I z tego i z tego. Ignacemu chodzi tutaj o rozeznanie działania dobrych lub złych duchów w czasie strapienia i w czasie pocieszenia. I uczy nas - poprzez swoje reguły o rozeznawaniu duchów - jak człowiek, który chce pełnić wolę Bożą, powinien działać w strapieniu, a jak działać w pocieszeniu. Aczkolwiek strapienie i pocieszenie może być spowodowane bardzo różnymi przyczynami. Mogą być przyczyny nadprzyrodzone, jak i całkiem naturalne. I trzeba rozeznać, czy jestem strapiony z powodu problemów z trawieniem, czy z powodu własnych grzechów, czy też Bóg daje mi łaskę strapienia, aby oczyścić motywacje i intencje w pracy apostolskiej. Np. głoszę rekolekcje, ale jestem strapiony, nie czuję żadnej pociechy, wszystko wydaje się bez sensu. I powstaje pytanie, czy ten stan jest wynikiem grzechów rekolekcjonisty, bo np. zaniedbał modlitwę, czy też jest wynikiem działania Bożego mającego na celu oczyszczenie intencji, żeby nie było tak, że rekolekcjonista głosi, bo jest na fali i lubi to uczucie, kiedy wszyscy wsłuchują się w niego z wypiekami na twarzy i mówią mu, jaki jest wspaniały. Ostatecznie chodzi o to, aby chwalić Boga i pełnić jego wolę zarówno w pocieszeniu, jak i w strapieniu.