28 czerwca br. w krakowskim szpitalu zmarł po długiej chorobie
na raka krtani ks. prof. Józef Tischner. Należał do najwybitniejszych
polskich myślicieli XX wieku. Miał 69 lat. Pogrzeb zgodnie z ostatnią
wolą zmarłego odbył się 2 lipca w rodzinnej Łopusznej, na Podhalu.
Jego liczne publikacje, zarówno filozoficzne, jak i teologiczne
spotkały się z szerokim i często bardzo zróżnicowanym odbiorem. Ks.
prof. Józef Tischner jesienią 1977 r. gościł w naszym Wyższym Seminarium
Duchownym w Paradyżu. Jako człowiek obdarzony niezwykłym talentem
obserwacji świata i życia wygłosił on wtedy wykład na temat fenomenologii.
W spotkaniu tym - jak zawsze z wielką pokorą - postawił pytanie ks.
doc. Aleksander Usowicz CM. Wówczas ks. prof. Tischner nie dał odpowiedzi,
tłumacząc jeszcze swoją niedojrzałość wobec mistrza z czasów studiów
w Krakowie. Wielu ówczesnych seminarzystów do dziś pamięta o tym
wydarzeniu. Jego historia filozofii po góralsku czy cykl Tischner
czyta Katechizm przeniesiony także na telewizyjny ekran stały się
prawdziwymi bestsellerami nie tylko w sklepach naszej diecezjalnej
księgarni św. Antoniego.
Jako autor prac poświęconych problemom istnienia człowieka
i teorii wartości, a także współtwórca tzw. filozofii spotkania zawsze
podkreślał, że wybór Boga musi być wyborem wolnym. Tym bardziej -
wybór kapłaństwa, które ma być dla innych znakiem. "Człowiek myśli,
myśli i nagle dochodzi do takiego momentu, kiedy uświadamia sobie,
że gdyby chciał, to by mógł. A gdyby mógł, to czemu nie?"
"Sprawa wyboru kapłaństwa jest zawsze tajemnicą" - mawiał
ksiądz Tischner. "Nie da się tego tak racjonalnie wytłumaczyć. Gdyby
się dało, to można by też było kogoś do kapłaństwa namówić. A nie
można".
W okresie studiów na pierwszym roku prawa Tischnera zafascynowała
postać ks. Jana Pietraszki. Późniejszy biskup pomocniczy archidiecezji
krakowskiej pokazywał, że Ewangelia jest prawdziwą Dobrą Nowiną,
którą mogą karmić się wszyscy. "Jeżeli religia polega na tym, że
przekłada się słowo na chleb i przez to jest się sługą objawienia,
to Pietraszko był tu ideałem.
Ksiądz Pietraszko jako prefekt w krakowskim seminarium
duchownym stawiał na rozwój wewnętrznego wymiaru wiary - osobistej
więzi z Chrystusem. Dla księdza Tischnera jedno kazanie miało szczególne
znaczenie: "mówił, jak do Pana Jezusa miano pretensje, że zanadto
idzie ku grzesznikom, że zadaje się z ladacznicami. Potem zarzucano
Mu, że idzie w góry i modli się sam. Zawsze zarzucano Mu, że idzie
za daleko. Kiedy będziecie księżmi, doświadczycie tego samego. Zawsze
będą wam mówili, że idziecie za daleko. Nie bójcie się takich zarzutów.
Od tego jesteście, żeby iść za daleko".
Wizja kapłaństwa zaproponowana przez Pietraszkę spodobała
się Tischnerowi. Koncepcja "chodzenia po manowcach" została przez
Tischnera wyprowadzona z Pietraszki - z owego "za daleko", o którym
mówił. Ksiądz Jan Pietraszko zwracał się do ludzi "głodnych" - pogubionych,
zalęknionych, nierzadko zrozpaczonych. Odkrywał Ewangelię jako źródło
życia. Nie chodziło mu o światopogląd, nie chodziło o obiektywną
naukę, choćby nawet o teologię, ale chodziło o zaspokojenie głodu
- jakiegoś duchowego głodu Boga, który by powiedział, jak być dobrym
w nieludzkim świecie. W ten sposób odbywało się to, co ksiądz prof.
Tischner nazwał później "pracą około ludzkiej nadziei".
Jeżeli "odkrywanie Ewangelii" jest "pracą około ludzkiej
nadziei", to nadzieja ta musi znaleźć swoje przedłużenie, swój wyraz
w wierności. "Z powiernictwa nadziei rośnie więź między ludźmi, tworzy
się wspólnota - także wspólnota Kościoła. Dlatego w Kościele biada
takim, którzy są bez nadziei". Jeżeli zabraknie nadziei, miejsce
wierności zajmie przywiązanie. Czy można zbudować Kościół na przywiązaniu?
Czy przywiązanie jest w stanie uchronić człowieka przed rozpaczą? "
Trzeba człowiekowi powiedzieć: jesteś większy niż twoja rozpacz.
Twoja nadzieja jest większa, jest obietnicą. I mówi to Bóg".
Z nadziei i wierności rośnie zdolność do ofiary. Ostatecznie
kapłaństwo nie jest niczym innym jak ofiarowaniem siebie. "Być kapłanem
to być gotowym do poświęceń, składać ofiarę za siebie i z siebie",
napisze ksiądz Tischner przeszło czterdzieści lat później we wstępie
do Księdza na manowcach. Myśl tę rozwinie w szkicu O kapłaństwie
i złym świecie. Człowiek jest mieszaniną pszenicy i kąkolu, dobra
i zła. Kapłan, który widzi tę mieszaninę, może wołać: "rzuć ogień"
. Albo może wołać: "Boże powstrzymaj swój gniew". Może jest tam dziesięć,
a może pięć procent uczciwości? Nie ma dnia, by kapłan nie stawał
przed takim wyborem. Kapłańskim losem jest szczególne "albo - albo":
albo być oskarżycielem człowieka, albo obrońcą człowieka. Czy dokonywać
wyborów wedle "zła tego świata", czy wedle nadziei, którą złożył
w człowieku Bóg? "Ewangeliczne kapłaństwo dopełnia się na krzyżu"
.
Obrazy te, o kapłaństwie samego księdza Tischnera, znakomicie
opisują rozdroża polskiej wiary. Czy wierząc w Boga, będziemy równocześnie
wierzyć w człowieka? A może człowiek stanie się nam zawadą na drodze
do Boga? Czy nasz katolicyzm będzie "religią oskarżenia", czy "religią
nadziei"? "W ewangelicznym kapłaństwie - odpowiada autor Księdza
na manowcach - nie chodzi o to, ile ognia potrafi kapłan ściągnąć
z nieba na głowy grzeszników, ale o to, za iloma potrafi nadstawić
kark". I czy potrafi zrozumieć te miliony małych i większych stosów
ofiarnych, które stały się ołtarzami ludzi...".
Ksiądz Tischner niemal do końca swego życia był bardzo
aktywny - ostatnie teksty poświęcił zgłębianiu tajemnicy Bożego Miłosierdzia
i osobie św. s. Faustyny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu