Przemowa proboszcza była długa i wylewna. Nie nużyła, wszak odbywało się to wszystko w klimacie spotkania. Nikt się nie śpieszył, wszyscy chcieli nacieszyć się sobą i wykorzystać okazję do pogłębienia
braterskich więzi. Słowa przemówienia zainspirowały do przekomarzań, wspominania i życzliwych uszczypliwości. Wikarzy - a jakby inaczej - nie omieszkali życzliwie podokuczać przełożonemu.
- Na dzisiaj to to wino jeszcze może i być - zaczął senior wikarych. - Ale tylko na dzisiaj. Za kilka lat może się okazać księże proboszczu, że jego pojawienie się na stole będzie
nietaktem.
- Ot, powiedział co wiedział. Nie wiesz, że za kilka lat ono będzie jeszcze lepsze.
- Wiem, wiem, ale nie będzie na tyle dobre, by godne było oglądać uroczystość, którą będziemy świętowali.
- Na ambonie to nie jesteś taki wylewny i skomplikowany w myśleniu - odciął się proboszcz.
- Może i prawda, ale proszę zapamiętać, co mówię i zapisać to najlepiej w zeszycie.
- No już powiedz, może coś wiesz.
- Jak znam życie i mojego kolegę - dodał drugi wikary - to raczej Antek bawi się w proroka.
- To znaczy?
- Chce powiedzieć księże proboszczu, że za kilka lat nasz Józek zostanie biskupem i wtedy ten sikacz nijak nie będzie mógł stanąć na tym stole.
- Tylko nie sikacz, toż całkiem dobre wino, ale po prawdzie, na świętowanie biskupstwa rzeczywiście nijak się nie nadaje. Ale spokojna głowa. Stary proboszcz potrafi was zaskoczyć. W tej kwestii,
to już nie moje zmartwienie, a Józka. Niech zostanie biskupem, a zobaczycie co to znaczy samborski proboszcz.
- Widzę, że już pora iść spać, bo dyskusja zbacza na niebezpieczne tory - zamknął kolejny nurt żartów Józef.
Pora rzeczywiście była późna, a jutro kandydat na prefekta wybierał się do Przemyśla.
Zgodnie z sugestią proboszcza Pelczar udał się do biskupiego miasta przez Nowe Miasto, by spotkać się ze swoim poprzednikiem ks. Michałem Stofem, który zrezygnował z funkcji prefekta i w tym mieście
został proboszczem.
Niewiele było czasu na rozmowę, ale wypadało zrobić taki gest w stronę starszego kolegi. Michał rzeczywiście ucieszył się ze spotkania i w kilku słowach przedstawił Józefowi swoje uwagi.
- Nie będę cię wprowadzał w szczegóły, bo nie mam takiego zwyczaju, a i klerykom nakazywałem, aby gdy zostaną już księżmi i otrzymają skierowanie na parafie, nie dopytywali poprzedników o proboszcza
i wiele innych rzeczy. Owszem, trzeba znać ogólnie sytuację w parafii czy miejscu posługi, do której się jest kierowanym, ale nadmierna drobiazgowość może zaciążyć na owej posłudze.
- Trafna uwaga. Biorę i ja ją sobie za swoją monetę, bo dotąd nie miałem okazji i potrzeby dopytywać się o takie sprawy.
- Wracając do twojej nowej pracy, to chcę powiedzieć, że to ciekawe doświadczenie. Nie zestarzejesz się. Przychodzą ciągle nowi kandydaci i przynoszą jak na dłoni, to wszystko co dzieje się
w zmieniającym świecie. Nie musisz czytać gazet, dyskutować. W tych młodych, jak w soczewce skupia się dobro i zagrożenie tego, co niesie współczesność. Z tego co wiem dokładnie przejmiesz moje obowiązki,
co może być dla ciebie pewnym dyskomfortem, bo niestety nie będziesz miał, póki co wykładów. Znając jednak Twoje zamiłowanie do pogłębiania wiedzy, myślę, że to nawet korzystne.
- A rzeczywiście - Józek przełknął tę wiadomość i niezadowolenie, które wyryła w sercu. - Ciągle czeka na zakończenie książka, którą zacząłem w Wojutyczach i potem w Samborze nie
było na nią czasu.
- Tak to dobra okazja, by ją napisać. Księdza rektora znasz, więc sam wiesz, że to wspaniały człowiek i możesz liczyć na niego w każdej sytuacji. Wreszcie masz tam Jakuba Glazera. Z nim znacie
się od gimnazjum, więc nie muszę nic dodawać.
Józef zakończył dopytywanie i zwrócił uwagę na nową posługę swojego starszego kolegi. Cieszył się, że nowy proboszcz ma tak wiele zapału i planów. Spieszno mu jednak było do Przemyśla, więc pożegnali
się serdecznie obiecując, że nie jest to ostatnia wizyta. Przemyśl był niedaleko i stąd nie było to tylko grzecznościowe zapewnienie.
Biskup Monastyrski, do którego skierowano Józefa był postawnym mężczyzną w wieku 66 lat. Pochodził ze Stanisławowa i od sześciu lat zarządzał przemyską diecezją. Józef idąc na spotkanie myślą objął
cały ten czas pasterskich rządów.
Trzy główne nurty troski Biskupa, jakby wartkim strumieniem, rozlewały się po diecezji.
Troska o biednych i chorych. Sporo było z tym kłopotów w parafiach, w których były szpitale. W niektórych starostowie nie bardzo byli chętni posłudze kapłanów w tych miejscach ludzkiego cierpienia.
Biskup wiele starań dokładał, by ten trudny problem rozwiązać polubownie. I udawało się. Biedni pojawiali się w każdym biskupim liście czy odezwie. Być może zadecydował o tym wielki pożar miasta, które
Biskup przeżył na początku swojego urzędowania. W roku 1864 wskutek tego pożaru spłonął kościół Franciszkanów i zabudowania na całej ul. Franciszkańskiej. Wszyscy podziwiali wówczas jego troskę o pogorzelców.
Od tamtej pory czynił to niezmiennie, a jak wieść niosła, będąc jeszcze kapłanem lwowskiej archidiecezji, znany był z tej swojej dobroci, tak że garnęli do niego biedni, ale także i naciągacze. Józef
pamiętał, że to właśnie biskup Monastyrski podjął starania, by Stowarzyszenie Wstrzemięźliwości było podniesione do godności bractwa.
Najwięcej jednak kontrowersji wywołało wśród duchownych rozporządzenie o konieczności zwoływania kongregacji dekanalnych, Biskup sam, w swoich odezwach wyznaczał tematy takich kongregacji. Księża
uważali to za zbyteczne i z tego co Pelczar wiedział z rozmów z samborskim proboszczem, to nie we wszystkich dekanatach zastosowano się do zaleceń biskupa. Był to czas trwania soboru i jak w takim okresie
bywa okres pojawiania się różnorakich nowinek, ciekawostek. Biskup zamierzał zatem, aby poprzez kongregacje, których tematy wyznaczał zachować wśród duchowieństwa pewien intelektualny spokój, ale nade
wszystko, czego nie krył, chciał w ogóle zachęcić duchowieństwo do większej troski o intelektualny rozwój. Ta myśl bardzo podobała się Józefowi i całym sercem popierał wysiłki Ordynariusza. Cieszył się
także zatroskaniem pasterza o duchowość kapłanów. To zalecenie, także nie od razu znalazło poklask wśród duchowieństwa. Biskup zalecał bowiem obowiązek oprawiania przez kapłanów rekolekcji. Pamięta, jak
przy jakiejś okazji Biskup wyrażał radość, że kapłani dekanatów krośnieńskiego i frysztackiego odprawili już takie rekolekcje. Pamiętał słowa Biskupa, który wtedy wypowiedział słowa:
- Jeszcze nie wszyscy, ale dobrze, że są pierwsze jaskółki. One, tak wierzę, zwiastują duchową wiosnę, tak bardzo dziś potrzebną także kapłanom, a może szczególnie kapłanom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu