Jakie pieczywo jest najbardziej modne w grudniu? Oczywiście opłatek. Można go kupić prawie wszędzie, a nie jak to kiedyś bywało, że tylko w kościele albo u organisty, który roznosił go po wsiach od domu do domu. Dzisiaj nie trzeba już „klechom” się kłaniać, żeby Święta przeżyć zgodnie z tradycją.
W hipermarketach, ze względu na poprawność polityczną, nazywa się opłatki „pieczywem świątecznym”. Chodzi o to, żeby nie razić innowierców i ateistów, którzy też muszą gdzieś robić zakupy. Ale na targowiskach nikt się w takie ceregiele nie bawi i przekupki oferują opłatki, ponoć w konkurencyjnej cenie. Od kilku lat zaopatruje Polaków w opłatki również Gazeta Wyborcza, dodając do tego jeszcze źdźbło sianka i płytę z kolędami. Wcale nie dlatego, że naczelny Gazety postanowił wbrew sobie nawrócić wszystkich na chrześcijaństwo, tylko że dodając sianko i opłatek, można sprzedać milion egzemplarzy. A to już biznes nie do pogardzenia.
Chętnych do żerowania na chrześcijańskich obrzędach i symbolach nie brakuje. I chyba nigdy nie brakowało. Jedni robią to dla zasady, a inni dla korzyści. Nie zawsze chodzi o korzyść materialną. Czasem różni spryciarze uciekają się do używania chrześcijańskich symboli w celu tzw. ingracjacji, czyli wkupienia się w łaski chrześcijańskiego społeczeństwa, a czasem po to, by zagłuszyć wewnętrzną pustkę tych, co mówią, że w nic nie wierzą.
Dlatego za komuny wymyślano rozmaite obrzędy i symbole zastępcze, żeby sztandarowi ateiści nie czuli się gorsi. Skopiowano dla nich obrzędy chrztu i nazwano uroczystym nadaniem imienia. Na wzór bierzmowania wprowadzano synów proletariatu w dorosłe życie. Urzędnik stanu cywilnego ubierał się do odebrania przysięgi małżeńskiej jak ksiądz do ołtarza. A nawet opracowano świecką liturgię pogrzebu. Ta ostatnia „liturgia” była skopiowana najśmieszniej.
Boję się, że niedługo zaczną nam w ramach adwentowych promocji dołączać opłatek do Coca-Coli albo i do Żytniej Czystej, jeśli dzięki temu towar będzie lepiej schodził. Zawsze ktoś na tym zarobi i ktoś zaoszczędzi. Prawie czysty zysk. Tylko, że ktoś musi również stracić. I wcale nie mam tu na myśli księży i organistów, choć jakąś stratę wskutek konkurencji ponoszą.
Najwięcej traci jednak ten, komu zamiast opłatka przyniesionego z kościoła wystarczy „świąteczne pieczywko”. Bo sens opłatka, którym dzielimy się w Wigilię, polega na tym, że jest to część tego samego chleba, pod postacią którego Chrystus przechodzi do swego ludu w Eucharystii. Opłatek musi mieć związek z Eucharystią i ze wspólnotą Kościoła; z rodziną parafialną, która się wokół ołtarza gromadzi.
Rozumiem jednak, że ma to znaczenie jedynie dla ludzi wierzących. Tym, co nie mają związku z Kościołem, pieczywko z hipermarketu albo z Gazety najzupełniej wystarczy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu