Kilka minut po godzinie dwunastej. Południe! Jeszcze brzmią w uszach dźwięki południowe modlitwy Anioł Pański transmitowanej przez Radio Maryja. Zerkam przez okno: chodnikiem drepce wolniutko - krok po kroku - ubogo odziany staruszek. Podpierając się laską zmierza w kierunku kosza na śmieci. Starannie wertuje jego zawartość. Widać nic ciekawego nie znalazł, bo zawiedziony, z pustymi rękoma, odchodzi dalej. Po drodze jeszcze zatrzymuje się, podnosi niedopałek papierosa, chowa z uśmiechem do kieszeni. Znika.
Na horyzoncie pojawia się obładowany wielkimi torbami zbieracz puszek. Po objętości toreb widać, że miał dobry dzień - i dobrze. Mam wrażenie, że jednak trudno mu utrzymać cały ten kram na zbyt wychudzonych ramionach.
Biedy wokół nas coraz więcej. Taki widok przestaje nas już zadziwiać. Przechodnie mijają biedaków obojętnie, czasami spojrzą na nich z litością i współczuciem, czasami ze wstrętem i pogardą, odwracają twarze z poczuciem satysfakcji, że to nie ich spotkało. Pielgrzymi śmietnikowi, wędrujący od kosza do kosza na dobre zrośli się z naszym codziennym krajobrazem. I przestają nas wzruszać, dziwić, powoli przestajemy się nimi interesować.
Nadszedł czas Bożego Narodzenia - najwyższy czas, by uderzyć się mocniej w piersi i stanąć przed trudnym egzaminem z miłości. Żeby kiedyś nie usłyszeć Jezusowego wyrzutu: „bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść. Byłem spragniony, a nie daliście mi pić” (por. Mt 25, 42). Zacznijmy kochać, bo tylko wtedy w każdym możemy dostrzec twarz Jezusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu