13 grudnia ub. r. gościem wrocławskiego Klubu Inteligencji Katolickiej był prof. Władysław Bartoszewski. Na spotkanie z naukowcem, dyplomatą, orędownikiem wolnej Polski i wciąż pracującym społecznikiem przyszły tłumy słuchaczy.
Najpierw były wspomnienia: budujących spotkań we Wrocławiu w czasach PRL-u i w stanie wojennym. Profesor przypomniał ludzi, których tu wtedy spotykał: - Maciusia Ziębę, Józia Puciłowskiego. Kiedy dostał zaproszenie od wrocławskich przyjaciół na to spotkanie, w 15-lecie III Rzeczypospolitej, pomyślał, że to świetna okazja, by zrobić bilans tych lat i wysnuć refleksję o dzisiejszej Polsce i jej miejscu w Europie.
Najważniejsze role przyszło prof. Władysławowi Bartoszewskiemu wypełniać w 60. 70. i 80. latach swojego życia. Miał 67 lat, kiedy jego przyjaciel Tadeusz Mazowiecki poprosił go, by nie wracał z urlopu do Niemiec, gdzie pracował jako nauczyciel akademicki. Był potrzebny odradzającej się Polsce. Został pierwszym ambasadorem III Rzeczpospolitej w Wiedniu. Wielu innych w tym wieku chętnie zajęłoby się wnukami, ale prof. Bartoszewski - energiczny zarówno w ruchach, jak i błyskawicznych ripostach - wykorzystuje na co dzień zasadę życia mrówki: jak długo mrówka żyje, tak długo się rusza i pracuje. Jak długo się rusza, tak długo żyje. - Nie znany jest mi przykład mrówki żyjącej w stanie spoczynku - żartował Profesor, który od 1990 r. do 2001 r. nieprzerwanie zajmował sie polityką, najpierw jako ambasador, później dwukrotnie jako minister spraw zagranicznych. Po raz drugi obejmował resort spraw zagranicznych jako 78-latek. Przetrwał 10 kolejnych premierów: od Mazowieckiego, przez Olszewskiego, Suchocką aż po Buzka. Jako „wczesny emeryt”, w wieku 80 lat, pozostawił resort w świetnym stanie następcy z nowej ekipy rządzącej.
Opowiadał, jak odradzała się polityka zagraniczna wolnej Polski wraz z wszystkimi innymi dziedzinami życia. Jej osiągnięcia określa jako sukces. - Polska cieszy się uznaniem w całym świecie - przekonywał. Niedowiarków namawiał do spojrzenia wstecz i przypomnienia sobie czasów, kiedy obalenie komunizmu czy zburzenie żelaznej kurtyny wydawały się utopią. Przełom ostatnich 15 lat nazwał bezkrwawą rewolucją w dziejach Polski, jakiej nasz naród nie znał od ponad 300 lat. Ostatni raz Polska cieszyła się takim prestiżem w świecie za czasów króla Jana III Sobieskiego - władcy, którego autorytetu i zasług dla nowożytnej Europy nie sposób kwestionować.
Tłumaczył, że owszem, trzeba zrozumieć nasze „uczulenie” na zniewolenie - przeżyliśmy (jako naród) przecież sejm niemy, rozbiory i zabory, straszliwe wojny i kolejne pół wieku totalitaryzmu. Dopiero teraz się odradzamy. - Wierzyłem, że komunizm uda się obalić, mur berliński runie, a Niemcy się połączą... - wspominał Profesor. - Mówiłem o tym moim studentom jeszcze w latach 70. i 80. Jedynie nie przewidziałem, że stanie się to w ciągu życia jednego pokolenia - dodał.
Wspominał także Polaków-emigrantów, którzy na taką Polskę - wolną - czekali i którzy na stałe tu wrócili: Miłosza, Nowaka-Jeziorańskiego, rodzinę Piłsudskich.
Historia i współczesność mieszały się podczas tego spotkania. Pytania i rozmowy z gościem zakończyły się późno. Pozostały w pamięci prawdy o Polsce i Polakach - widziane oczami nas samych i te, powtarzane o nas w świecie, których przykłady profesor przytaczał, relacjonując swoje liczne podróże. I niesamowite wrażenie o sile i pracowitości człowieka, przed którym z daleka chciałoby się kapelusza uchylić...
Pomóż w rozwoju naszego portalu