Ukonstytuowała się już nowa koalicja rządowa i przedstawiła
proponowany skład rządu. Wbrew zapewnieniom premiera - Leszka Millera,
zawarta przez SLD, UP i PSL umowa koalicyjna jest "umową programową":
nie zawiera żadnego przyszłego programu działań przyszłego rządu.
Zawiera zbiór ogólnikowych haseł i "zaklęć rzeczywistości", swoiste "
chciejstwo" - bez najmniejszej choćby próby wskazania, w jaki sposób
nowa koalicja chce to swe "chciejstwo" wcielić w życie.
Dziwna to "umowa programowa". Nie mówi nic o sposobach
likwidacji dziury budżetowej: czy będzie ona likwidowana przez nowe
podatki, czy przez skromniejsze wydatki władzy państwowej? Jeśli
przez nowe podatki - to jakie? Jeśli przez oszczędności państwowe
- to na czym?
Zawarty w umowie frazes głosi, że koalicja "dbać będzie
o najsłabszych i walczyć z bezrobociem". Ale właśnie jak? Skąd wziąć
pieniądze na więcej zasiłków dla bezrobotnych - czy z wyższych podatków?
Ale wyższe podatki z kolei zwiększają bezrobocie... Gdzie nie spojrzeć
w tę "umowę programową" - widać w niej tylko sprzeczności i jałową
retorykę polityczną. Nie wróży to dobrze: kolejna koalicja posad
i synekur?
Zakulisowe przecieki zdają się potwierdzać te obawy.
Nowa koalicja naciska na poluzowanie (obniżenie) stóp procentowych,
niby po to, by potanić kredyt i ożywić gospodarkę. To czysta demagogia!
Kto z przedsiębiorców weźmie kredyt, by zainwestować go w produkcję
i nowe miejsca pracy - jeśli nie ma popytu (bo ludzie nie mają pieniędzy),
a zatrudnienie nowego pracownika jest tak kosztowne (astronomiczna
składka ZUS i inne obciążenia pracodawcy), że polscy przedsiębiorcy
wręcz redukują zatrudnienie? Aż narzuca się bardziej oczywiste rozwiązanie:
znacząca obniżka podatków, która wyzwoliłaby popyt konsumpcyjny,
sygnał dla przedsiębiorców, że warto inwestować. Znacząca obniżka
podatków wymagałaby jednak rzeczywistej, a nie tylko ogólnikowo deklarowanej
walki - nie tyle z ogólnikowym bezrobociem, ale z konkretną, rozdętą
i absurdalnie rozbudowaną biurokracją państwową, państwowym interwencjonizmem,
wymagałaby likwidacji kilkudziesięciu budżetowych agencji i funduszy,
radośnie marnotrawiących publiczne pieniądze, wreszcie wymagałaby
obniżki podatków. Niestety, zarzuty pod adresem tzw. umowy programowej
można mnożyć: to jakaś nowa papierowa propaganda. Ot, weźmy choć
sprawę Kas Chorych, dość powszechnie krytykowanych, w tym także przez
SLD. W owej "umowie programowej" SLD, UP i PSL ani nawet zająkną
się, czy i w jaki sposób chcą naprawić to, co tak powszechnie krytykowano...
W tej sytuacji - niestety, zły to prognostyk! - "umowę
programową" SLD, UP i PSL można potraktować jako typową dla lewicy
propagandę i oczekiwać na pierwsze konkretne przesunięcia nowego
rządu. Po nich dopiero poznamy program prawdziwy.
Marian Miszalski
Pomóż w rozwoju naszego portalu