Karski uzupełniał, że zdążył jeszcze zapytać, co prezydent chciałby przekazać Polakom w okupowanym kraju. Przesłanie brzmi: „Powie im pan, że mają w tym domu przyjaciela”
Roosevelt do Ciechanowskiego: „I was really thrilled. Thank you for having given me the possibility of hearing this report on the wonderful resistance and spirit of Poland” [„Byłem bardzo podekscytowany. Dziękuję za to, że dano mi możliwości słuchania tego raportu o wspaniałym oporze i duchu Polski”].
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Polski emisariusz rozemocjonowany spotkaniem kierował się ku drzwiom tyłem jak na dworze królewskim. W progu potknął się i omal nie przewrócił. Kiedy jechali już do ambasady, Karski zapytał Ciechanowskiego, jak wypadło spotkanie. Był święcie przekonany, iż znakomicie.
– No cóż, prezydent nie powiedział zbyt wiele… – brzmiała odpowiedź doświadczonego dyplomaty.
Emisariusz był zszokowany tym stwierdzeniem, bo zdawało mu się, że wszystko z Rooseveltem dla Polski załatwił.
Reklama
Szczery po ojcowsku wobec Karskiego pisał Ciechanowski do swego rządu w Londynie pisał już tak: „Tylokrotnie mając możność przy rozmowach poznać nastroje Prezydenta Roosevelta, stwierdzam, że nigdy jeszcze nie widziałem go tak głęboko zainteresowanego, całkowicie zaabsorbowanego nawet, jak przy tej okazji. Widać było, że Prezydent głęboko się przejmuje całą ludzką stroną postawy Narodu Polskiego. Jak mi sam powiedział, – nie zdawał sobie sprawy, że coś podobnego jest możliwe. Nie ulega kwestii, że (jak zresztą podkreślał później – co wiem z rozmowy z Sekretarzem Stanu Hullem) zrozumiał, iż Polska ma zupełnie odrębną i specjalną kartę w dziejach tej wojny. Widać było z całego jego nastawienia, że jego pogląd na Polskę dojrzał w kierunku dla nas wysoce korzystnym.
Podkreślam tu fakt, że Prezydent, który tak lubi sam dużo mówić przy rozmowach, wysłuchiwał p. Karskiego nie przerywając mu i skoncentrował swoje zapytania dopiero w okresie, gdy p. Karski kończył raportowanie poszczególnych działów. Również zasługuje na specjalną uwagę Pana Ministra fakt tak stanowczego oświadczenia, dotyczącego przyłączenia do Polski Prus Wschodnich. Widać było jak dalece Prezydent był pod wrażeniem nielojalności sowieckiej względem Polski.
Ze wszystkich stron od czasu audiencji u Prezydenta, która odbyła się 28 lipca, dochodzą mnie uwagi odnośnie głębokiego wrażenia, jakie na Prezydencie wywarł raport p. Karskiego.
Reklama
Ważąc proporcje, wizyta, niezależnie od jej politycznego pożytku merytorycznego dla sprawy polskiej, była bezdyskusyjnie ważna ze względów propagandowych i patriotycznych. Podnosiła ducha, przedłużała polskie nadzieje, że uda się odsunąć od Polski widmo podporządkowania Stalinowi, który zmierzał do tego wszelkimi metodami i dostępnymi środkami. Mniej nadziei wnosiła w sytuację Żydów. Ratowanie ich z Holocaustu amerykański prezydent postrzegał niemal wyłacznie w generalnym planie jak najszybszego pokonania Niemiec bez kreowania nadzwyczajnych czy specjalnych akcji ratunkowych. To Roosevelt jasno powiedział. Żydzi po prostu nie mieścili się w strukturze priorytetów wojennych. Podobnie jak obrona Polski przed wciąganiem jej w strefę wpływów sowieckich. Czego jasno nie powiedział.
Być może wartość spotkania polskiego dwudziestodziewiecioletniego emisariusza z amerykańskim prezydentem przypominana równo po siedemdziesięciu pięciu latach polega na tym, że odbiera Franklinowi Delano Rooseveltowi alibi. Nikt nie może powiedzieć, że prezydent nie wiedział wtedy co się dzieje z Polską i Żydami z pierwszej ręki, od naocznego świadka. Bo Jan Karski mu powiedział.
Nic się nie stało.
Pamięć misji legendarnego emisariusza przetrwała. 75-lecie jego heroicznego działania obchodzone jest z inicjatywy Towarzystwa Jana Karskiego pod honorowym patronatem prezydenta Rzeczypospolitej Andrzeja Dudy. Być może składając wizytę w Białym Domu we wrześniu tego roku powinien o rocznicy tej przypomnieć prezydentowi stanów Zjednoczonych.