Reklama

Wychowywać do miłości

Niedziela toruńska 4/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z Tomkiem Kamińskim, muzykiem chrześcijańskim, rozmawia Tomasz Strużanowski

Tomasz Strużanowski: - Przed niespełna rokiem wydałeś płytę pt. „Pieśni wielkopostne”. Teraz przyszła pora na przygotowanie specjalnego koncertu kolęd...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Tomek Kamiński: - Przed rokiem miałem okazję występować w Niemczech z Grażyną Łobaszewską. Współpraca układała się tak znakomicie, że zrodził się pomysł wspólnego projektu - koncertu, w którym wspólnie śpiewalibyśmy kolędy, a ponadto każde z nas wykonywałoby swoje najbardziej znane utwory. Dla mnie ta współpraca to prawdziwy zaszczyt. Uważam Grażynę za jedną z gwiazd - prawdziwych, a nie tylko lansowanych przez media - polskiej wokalistyki jazzowej, która nie tylko śpiewa, ale też potrafi to robić.

- Jak ten projekt zabrzmi od strony muzycznej?

- Główny nacisk położymy na wokal. Planujemy bardzo delikatny akompaniament: gitarę, kontrabas i skrzypce, natomiast z uwagi na to, że będziemy głównie występowali w świątyniach, zrezygnujemy z perkusji. Chcemy, aby nasze występy sprzyjały refleksji, wyciszeniu.

- Jak zaśpiewacie kolędy - tradycyjnie czy awangardowo?

- Tradycyjnie. Polskie kolędy są tak piękne, że nie potrzebują „poprawiania”, a poza tym chodzi o to, by uczestnicy koncertów śpiewali je z nami. Podobnie postąpiłem w przypadku pieśni wielkopostnych, które przed rokiem nagrałem na płytę, zachowując ich tradycyjne brzmienie. Po co poprawiać to, co jest piękne i wpisało się w naszą wrażliwość?

- Czy owocem tych koncertów będzie nowa płyta?

- To zależy od wielu czynników, ale chciałbym, żeby tak było.

- Planujecie trasę koncertową, czy - jak to zwykle bywa w Twoim przypadku - odpowiadacie na konkretne zaproszenia?

- Ja tylko tak działam. Jestem zapraszany na koncerty przez krąg przyjaciół, najczęściej duchownych, którzy podejmują jakieś dzieła dla ludzi, zwłaszcza młodych. Wiemy, że trwa walka o młodzież. Ci kapłani próbują zapewnić jej godziwą rozrywkę, ale przy okazji zaproponować „coś więcej”. Uważam zresztą, że ich działania są wielkim darem dla Kościoła, trafną odpowiedzią na wyzwania tych czasów. Trzeba szukać nowych dróg dotarcia do młodego człowieka z Dobrą Nowiną. Jedną z nich mogą być właśnie koncerty i spotkania z artystami, którzy głośno przyznają się do Chrystusa i nie tylko śpiewają o Nim, lecz podczas koncertów dzielą się również świadectwem swego chrześcijańskiego życia.

- Czy podczas spotkań z młodymi ludźmi udaje Ci się wchodzić w indywidualne relacje, czy też pozostają oni dla Ciebie dużą, anonimową grupą?

- Nigdy nie unikam indywidualnych kontaktów. Ich owocem - już po koncertach - jest wiele rozmów, listów, SMS-ów. Dowiaduję się z nich, jak bardzo ważne dla wielu młodych ludzi są te spotkania, ile spraw pod ich wpływem przewartościowują, układają na nowo w swoim życiu. I to jest dla mnie dowód na to, że na tych spotkaniach jest obecny Jezus Chrystus, który działa, dotyka, przemienia, wzywa do nawrócenia...

- „Po owocach poznacie ich”?

- Tak. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że to nie Tomek Kamiński tak działa. Kiedy zatem słyszę: „Tomek Kamiński pomógł mi w odkryciu życiowego powołania”, to dla mnie jest to namacalny dowód, że gdzieś pośród nas, podczas mojego koncertu, przeszedł sam Jezus... To są te znaki - trzeba je tylko umieć czytać.

- Jeśli te dzieła podejmowane przez Twoich przyjaciół kapłanów owocują tak wspaniale, to czy nie jest to przestroga dla wszystkich, którzy mogliby zrobić coś dla młodzieży, a grzeszą zaniechaniem albo tym, że mówią i świadczą o Chrystusie w nieprzekonywujący sposób?

- Coś w tym jest...

- Dlaczego tak duża część młodzieży wymyka się rodzicom, nauczycielom, kapłanom i wybiera świat antywartości? Przecież są inicjatywy - jak choćby Twoje koncerty ewangelizacyjne - które dowodzą, że tak być nie musi...

- Gdy zaczynamy działać dla królestwa Bożego, Chrystus przełamuje wszelkie bariery. Dla mnie fascynujące jest choćby to, że mężczyzna taki jak ja, w średnim wieku, wcale nie typ idola, przystojnego blondyna, jest w stanie przyciągnąć tylu młodych. Powtarzam - widzę tu przede wszystkim łaskę Chrystusa, sam czuję się jedynie narzędziem.
To jest pewien znak dla dorosłych - szczególnie dla tych, którzy z racji zawodu, powołania są predestynowani do tego, by młodzi znajdowali w nich przewodników życiowych. Przecież to ci młodzi już niedługo będą nami rządzili, to oni będą wypracowywali dobrobyt tego kraju, to oni poniosą dalej - albo i nie - te wartości, które dla nas są ważne. To jest prawdziwa walka - bo nie zapominajmy, że młodzież z drugiej strony jest bombardowana propozycjami, które prowadzą na manowce...

- Czy w starciu z tymi propozycjami jesteśmy bez szans?

- Ależ skąd! Trzeba tylko nazywać rzeczy po imieniu: przekraczanie przykazań Bożych nazywać grzechem, pozwalanie sobie na wszystko - zniewoleniem. Trzeba uświadamiać, że wolność nie wyraża się hasłem: „Róbta, co chceta”. Podczas koncertów mówię młodym ludziom, że mają być wolni od: narkotyków, pijaństwa, pornografii, zdrady małżeńskiej i wielu innych rzeczy. To jest prawdziwa wolność. I młodzież - paradoksalnie - wybiera nie łatwiznę, lecz wymagania, o ile tylko są one czytelne i poparte własnym przykładem.
Kiedyś ktoś mi sugerował, żebym ograniczał się wyłącznie do śpiewania. Nie zastosowałem się do tej rady i mówię o tych sprawach coraz więcej podczas koncertów.

Reklama

- Mówić to jedno, żyć tym na co dzień to drugie...

- Może to i smutne, co powiem, ale świeckich, którzy chcieliby działać w Kościele, jest wielu - tyle tylko, że ich motywacje nie zawsze są uczciwe. Niekiedy chodzi po prostu o zbicie interesu. A tymczasem tu w szczególnym stopniu potrzeba świadectwa, przykładu własnego życia. Jak mógłbym mówić o rodzinie, o miłości, gdybym nieustannie, na nowo, nie próbował pogłębiać więzi z żoną, z dziećmi? Oczywiście, na tej drodze mogą się zdarzać potknięcia. Wcale nie chcę przez to powiedzieć, że moja rodzina jest już taka modelowa, ale liczy się kierunek, w którym zmierzamy, ciągłe pragnienie wzrastania, praca nad sobą, gotowość do podnoszenia się z upadków. Małżeństwo, jak sam dobrze o tym wiesz, to nie tylko pasmo przyjemności. Czasami jest w nie wpisany krzyż.

- Małżonkowie na swój sposób są powołani do tego, by naśladować samego Chrystusa - mają więc swoje golgoty i góry Tabor...

- Tak. I muszą pamiętać, że od tego, czy podejmą życie na wzór Chrystusa, zależy, co zdołają zaszczepić swoim dzieciom. Ich najważniejszym zadaniem jest wychować dzieci do miłości. Do prawdziwej miłości, a nie do namiastek, którymi próbuje nas raczyć świat. Nasze dzieci potrzebują wychowania do miłości, a nie do życia seksualnego.

- Co powiedziałbyś młodym ludziom, którzy są daleko od Kościoła? Z kontaktów, jakie mam z młodzieżą, rysuje się bardzo niepokojący obraz pokolenia, które nie uczestniczy we Mszy św. niedzielnej, nie korzysta z sakramentów i nie wierzy w ich moc, nie chce iść tą drogą, a jednocześnie na swój sposób jest otwarte na sacrum.

- Mimo wszystko doradzałbym skorzystanie z którejś z propozycji składanych przez wspólnoty chrześcijańskie. Jest ich bardzo wiele - pod tym względem te czasy są o wiele bardziej uprzywilejowane niż lata mojej młodości. My aż tylu propozycji nie mieliśmy.
Wiele tu zależy od tych, którzy próbują tę często niechętną, „najeżoną” młodzież przyciągnąć do Chrystusa - od ich inwencji, cierpliwości, umiejętności przyjęcia człowieka takiego, jakim jest. Często na koncertach sam doświadczam takiej postawy nieufności i rezerwy ze strony słuchaczy.

- Jak na to patrzą muzycy, z którymi współpracujesz?

- Cieszę się, że mogę pokazać ludziom z branży tę piękną stronę Kościoła. Nie tę, o której trąbią media, przy okazji wyolbrzymiając jej znaczenie, lecz ludzi, którzy całe swoje życie poświęcają na to, by jak najwięcej bliźnich przeciągnąć na stronę Chrystusa. Moi koledzy są zafascynowani tym wymiarem Kościoła, odrzucają narosłe przez lata stereotypy. Rozmawiamy o tym często na naszych „kursokonferencjach”, czyli wieczornych spotkaniach po koncertach, kiedy w zaciszu hotelowego pokoju dyskutujemy zawzięcie na różne „duszne” tematy. Każdy z moich kolegów z zespołu jest zafascynowany swoją rodziną. Podczas jednej z ostatnich „kursokonferencji” zrobiliśmy sobie zbiorowy rachunek sumienia, próbując odpowiedzieć na pytanie, co jest dla nas ważniejsze: muzyka czy rodzina. W żadnym z nas nie było nawet cienia wątpliwości, że rodzina. Mężowie i ojcowie, którzy kochają muzykę i grają - tak określiłbym naszą grupę. I cieszę się, że jesteśmy tak dalecy od stereotypu muzyka, wiodącego życie na walizkach, od koncertu do koncertu, od jednej przygodnej znajomości do drugiej...

-...od jednej żony do drugiej...

- Tak. Oczywiście, nie jest moją intencją nikogo piętnować, każdy ma prawo tak układać swoje życie, jak to uważa za słuszne, ale...

-...źle jest, kiedy się tym chwali, czy wręcz próbuje podnosić swój styl życia do rangi normy, wzorca do naśladowania.

- Dokładnie. Jest to klasyczny przypadek grzechu zgorszenia. Młody człowiek szuka autorytetów. „Skoro robią tak ludzie z okładek magazynów, to może to jest i propozycja na życie dla mnie?” - oto tok myślenia i, niestety, działania. Kończy się to zawsze jednakowo: zranieniami, poczuciem przegranej, poplątaniem ścieżek życia...

- Słyszałem, że powstaje pewna książka...

- Tak - wywiad-rzeka, który przeprowadza ze mną Katarzyna Cegielska. Z założenia nie opowiada on o mnie jako o artyście; jego motywem przewodnim nie jest liczba wydanych i sprzedanych przeze mnie płyt ani odbyte wojaże. Pragnę w tej książce stanąć przed czytelnikami jako świadek rodziny. Chcę opowiedzieć, jak odkrywałem i nadal odkrywam miłość do mojej żony. Jak bardzo wymagająca jest autentyczna miłość małżeńska. Jak wspólnie podejmujemy zadanie wychowania naszych dzieci do miłości. Jak staramy się dbać o naszą miłość, pielęgnować ją, uczyć się jej.

- Czy po 17 latach Wasza miłość jest większa niż w dniu ślubu?

- Od początku ćwiczymy się w tej miłości, więc nic dziwnego, że jest ona zdecydowanie większa niż wtedy, kiedy byliśmy „piękni i młodzi”. Bo przecież prawdziwej miłości nie można mylić z zakochaniem...

-...o czym najlepiej jest wiedzieć długo przed ślubem. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Podziel się:

Oceń:

2005-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Czy postępuję tak, jak postępowałby Chrystus?

2024-04-15 13:17

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 15, 1-8.

Więcej ...

Dziś 1 maja, wspomnienie św. Józefa, robotnika

Obraz św. Józefa, patrona parafii

Ks. Waldemar Wesołowski/Niedziela

Obraz św. Józefa, patrona parafii

1 maja Kościół katolicki obchodzi wspomnienie św. Józefa, robotnika. Do kalendarza liturgicznego weszło ono w 1955 roku. Św. Józef jest patronem licznych stowarzyszeń i zgromadzeń zakonnych noszących jego imię. Jest także patronem cieśli, stolarzy, rzemieślników, kołodziei, inżynierów, grabarzy, wychowawców, podróżujących, wypędzonych, bezdomnych, umierających i dobrej śmierci.

Więcej ...

Edyta Stein doktorem Kościoła? Wniosek trafił do Papieża

2024-05-01 14:02
Edyta Stein jako wykładowca, 1931 r.

Towarzystwo im. Edyty Stein

Edyta Stein jako wykładowca, 1931 r.

Podjęto kolejne kroki w celu nadania św. Edycie Stein tytułu doktora Kościoła. Oficjalny wniosek w tej sprawie złożył Papieżowi generał karmelitów bosych o. Miguel Márquez Calle. Teraz Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych będzie mogła zainicjować oficjalną procedurę.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Ks. Michał Olszewski pozostanie w areszcie

Kościół

Ks. Michał Olszewski pozostanie w areszcie

Papież wyniósł ks. Nykiela do godności biskupiej

Kościół

Papież wyniósł ks. Nykiela do godności biskupiej

Św. Józef - Rzemieślnik

Kościół

Św. Józef - Rzemieślnik

Czy postępuję tak, jak postępowałby Chrystus?

Wiara

Czy postępuję tak, jak postępowałby Chrystus?

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Rodzina

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Święta Mama

Kościół

Święta Mama

Matka Boża Dobrej Rady

Wiara

Matka Boża Dobrej Rady

Znamy datę prawnego objęcia urzędu biskupa...

Niedziela Sosnowiecka

Znamy datę prawnego objęcia urzędu biskupa...

Rozważania na niedzielę: gasnący antychryst

Wiara

Rozważania na niedzielę: gasnący antychryst