Kościół pamięta o rolnikch
Kościół pamięta o rolnikach. Upomina się nie tylko o materialną stronę ich życia, ale także o jego wymiar duchowy. Miałem okazję przekonać się o tym, uczestnicząc we Mszy św. odprawianej w rzeszowskiej farze pod przewodnictwem bp. Kazimierza Górnego z okazji 24. rocznicy podpisania porozumień rzeszowsko-ustrzyckich.
Tak jak prawie ćwierć wieku temu, gdy porozumienia kończyły rolnicze strajki w regionie, tak i teraz Kościół stoi po stronie rolników. Może zmieniły się tylko realia i obszary oddziaływań. Dawniej była to zachęta do walki o przetrwanie w sensie historycznym - by nie dać się zastraszyć, nie dać się skolektywizować, nie dać się pozbawić bezcennej własności, jaką była ziemia. Dzisiaj jest to zachęta do walki o przetrwanie w sensie ekonomicznym - by aktywnie i odpowiedzialnie uczestniczyć w przemianach na polskiej wsi, by umieć się zorganizować, by umieć ocenić, co jest dla wsi dobre, a co należy bezwzględnie odrzucić, by nie wyzbywać się pochopnie ziemi, ale myśleć, jak „uczynić ją sobie poddaną”.
Jedno pozostało niezmienne - i wtedy, 24 lata temu, i teraz Kościół prowadzi polskich rolników pod krzyż Chrystusa - krzyż, który podczas pamiętnych strajków wisiał w rzeszowskiej sali „Domu Kolejarza”, a teraz wisi w rzeszowskim kościele farnym. Szkoda tylko, że na rocznicowym nabożeństwie rolników było tak mało...
Cieszyć się z tego, co się nie udało
Jakoś ostatnimi czasy w Polsce nie ma powodów do szczególnej radości. Lustracja, choć bezwzględnie potrzebna i już chyba nieuchronna, powala nas co rusz odsłanianymi tajemnicami. To było do przewidzenia, ale jednak szokuje i boli. Niektóre dawne autorytety skutecznie pracują, by w kolejnych odsłonach „wojny na górze” zejść poniżej poziomu przyzwoitości. Służba zdrowia „ledwo dycha”, co nie przeszkadza, by marszałek województwa przyznawał sowite nagrody dyrektorom placówek medycznych, nawet tych najbardziej zadłużonych. A w gospodarce, choć wielu przekonuje nas, że już jest lepiej, wcale tego nie odczuwamy. Odwrotnie, za Tygodnikiem „Solidarność” (art. Katarzyny Śliwy pt. „Ludzie ludziom”, wyd. internet. z 14 lutego) dowiadujemy się, że do niebezpiecznych granic rozszerza się obszar polskiej biedy - ponad 23 mln Polaków żyje poniżej granicy niedostatku (czyli poniżej minimum socjalnego), blisko 5 mln obywateli naszego kraju wegetuje w skrajnym ubóstwie (dla 4-osobowej rodziny granicę tę wyznacza kwota na utrzymanie 960 zł miesięcznie).
Z drugiej strony nie możemy poddawać się pesymizmowi i czarnowidztwu. Chrześcijanom to nie przystoi. Patrząc oczami wiary, chrześcijanin musi widzieć nie tylko „klęskę” krzyża, ale także zwycięstwo poranka Niedzieli Zmartwychwstania. W wymiarze naszej codzienności to jest ciągłe wyzwanie do życiodajnej aktywności, do budowania swego życia od nowa - z nadzieją, a czasami nawet wbrew nadziei.
A jeżeli nawet nie dostrzegamy, przynajmniej na razie, dobra, z którego moglibyśmy się cieszyć, to cieszmy się z tego, że nie powiodło się wprowadzenie do polskiego życia społecznego ewidentnego zła. Polski parlament okazał się, na szczęście, na tyle silny, że w ostatnim czasie uniemożliwił wprowadzenie pod obrady trzech wielce szkodliwych, wręcz zbrodniczych ustaw - o rozszerzeniu prawa do zabijania dzieci nienarodzonych, o eutanazji i o niekaraniu posiadaczy „niewielkiej ilości narkotyków na własny użytek”. Ich zablokowanie daje iskierkę nadziei, że jako naród potrafimy jeszcze przeciwstawiać się pomysłom samounicestwiania.
Inaczej niż w charkowie
Artur Domalewski, felietonista „Dziennika Polskiego” zauważył (wyd. magazynowe z 18-20 lutego), że wielu historyków i dziennikarzy z zafrasowaniem dywaguje, czy wobec ostatnio nagłaśnianych opinii czynników rządowych w Rosji prezydent Kwaśniewski powinien jechać 9 maja do Moskwy i, ewentualnie, jak się tam powinien zachować?
Domalewski ma na te pytania bardzo krótką, ale też bardzo trafną odpowiedź: „Inaczej niż w Charkowie!”. Nic dodać, nic ująć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu