Gdzieś za zamkniętymi drzwiami
Raz uczniowie przebywali.
Żydów bali się okropnie
I stwierdzili, że roztropniej
Będzie, kiedy się schowają,
A i drzwi pozamykają.
Gdy tak smutni wciąż siedzieli,
Wyrósł nagle jak spod ziemi
Jezus Zmartwychwstały sam,
Mówiąc do nich:
- Pokój wam!
Bok i ręce im pokazał
I przy uczniach się przechadzał.
Wszyscy się uradowali:
- Pan jest znowu między nami!
Jezus raptem się zatrzymał:
- Pokój wam! Ja was posyłam,
Tak jak Ojciec posłał Mnie.
Dziś jednego tylko chcę:
Weźcie już Ducha Świętego,
A jedynie mocą Jego
Grzechy ludziom odpuszczajcie
I w jedności się trzymajcie.
Wszyscy jednak tam nie byli.
Tomasz właśnie w owej chwili
Był w zupełnie innym miejscu.
Nie dowierzał temu szczęściu.
- Żebym, bracia, w to uwierzył,
Muszę sprawdzić jak należy,
Czy na dłoni Mego Pana
Jest... po gwoździu jakaś rana.
A i w bok chcę rękę wsadzić,
Żeby Zmartwychwstanie sprawdzić!
I z kolegów się naśmiewał,
Bo im wcale nie dowierzał.
Lecz minęło osiem dni.
Znów mimo zamkniętych drzwi
Jezus nagle się pojawił
I powiedział:
- Nie ma sprawy!
Chcę, Tomaszu, byś naprędce
Włożył palec w moje ręce,
A swą rękę włóż do boku!
Tomasz był w ogromnym szoku.
Westchnął tylko:
- Cóż ja mogę,
Panie! Jesteś Moim Bogiem!
- Uwierzyłeś, bo ujrzałeś,
Wcześniej to się nawet śmiałeś!
Ci będą błogosławieni,
Co mnie nigdy nie widzieli,
A naprawdę uwierzyli!
Jak sądzicie, moi mili,
Czemu Tomasz nie uwierzył
W to, że Jezus śmierć swą przeżył?
Pomóż w rozwoju naszego portalu