Jak pogodzić zabijanie z miłością bliźniego? Kiedy wybucha wojna rodzi się pytanie, czy chrześcijanin powinien w niej brać udział. O odpowiedź poprosiliśmy ks. prof. Henryka Skorowskiego.
MARIA CHWIERALSKA: - Czy istnieje wojna sprawiedliwa?
KS. PROF. HENRYK SKOROWSKI: - W tradycyjnym
ujęciu nauki Kościoła istniało pojęcie wojny sprawiedliwej. Dzisiaj
od tego pojęcia odchodzimy. Uważamy bowiem, że wojny sprawiedliwej
w istocie nie ma. Jest jedynie taka wojna, którą można by etycznie
usprawiedliwić. To jest ogromna różnica. Trzeba mieć na uwadze dwa
istotne elementy. Po pierwsze słuszną przyczynę: zanegowanie, odebranie
przez agresję istotnych praw, jakimi powinien się cieszyć byt państwowy.
Chodzi o odebranie prawa do istnienia, do stanowienia o sobie, do
wolności, do integralności terytorialnej, do rozwoju. Zanegowanie
tych praw jest dostatecznie słuszną przyczyną, by można było podjąć
działania zbrojne.
Drugim czynnikiem, nie mniej istotnym jest dobra intencja
- moim zdaniem bardzo ważny element, bo odpowiada na wiele współczesnych,
trudnych kwestii.
Słuszna przyczyna kryje w sobie trzy elementy: wykorzystanie
wszystkich możliwych środków pokojowych rozstrzygnięć - wiemy, że
życie współczesne daje wiele możliwości pokojowych rozstrzygnięć,
np. już papież Jan XXIII w encyklice Pacem in terris mówił o potrzebie
władzy ogólnoświatowej, która przez swoje struktury jest w stanie
dokonać rozstrzygnięcia wielu spornych kwestii. Z drugiej strony,
życie pokazuje, że struktury międzynarodowe nie są w stanie podać
sposobów rozwiązania zadowalających wszystkie strony konfliktu. Musi
to być ostateczna przyczyna - czyli wykorzystane zostały wszelkie
pokojowe środki.
Musi być również przewidywana możliwość osiągnięcia tego
skutku. Często stawiane są pytania, czy powstania - których wiele
było w historii - nie były prowadzeniem ludzi na pewną śmierć? Musi
być przewidywana możliwość osiągnięcia zamierzonych skutków.
Wreszcie trzeci element: humanitarny sposób prowadzenia
wojny. Przy dzisiejszej technice można niszczyć obiekty wojskowe
i gospodarcze, oszczędzając życie niewinnych ludzi - jak to było
przy dawnych wojnach. Użycie broni nie może pociągać za sobą jeszcze
poważniejszego zła, niż to, które zamierza się usunąć. W tym sensie
mówimy o humanitarnym sposobie prowadzenia walk - czyli takim, który
powinien wyeliminować wszystkie te działania, które godzą w człowieka
niezwiązanego bezpośrednio z konfliktem zbrojnym. A więc słuszna
przyczyna, dobra intencja i użycie właściwej broni - trzy elementy,
dzięki którym wojna może być usprawiedliwiona.
- Jaka konkretnie wojna może być usprawiedliwiona?
- Na pewno wojna obronna. Bronimy przed agresją nasze
dziedzictwo narodowe, kulturowe, dobro wspólne. Taka wojna wywołuje
najmniej komentarzy.
Etycznie usprawiedliwiona może być również wojna aktywna
- tak było m.in. z Kuwejtem: odebrano mu prawo do wolności, przestał
istnieć jako państwo i miał prawo wystąpić zbrojnie po to, aby dokonać
restytucji swoich praw.
Również wojna interwencyjna - to dzisiejsza rzeczywistość
- może być usprawiedliwiona etycznie. Wspiera się jakieś państwo,
które walczy o swoje słuszne prawa, aktualnie zagrożone, lub celem
restytucji tych praw - wtedy wojna wspomagająca mieści się w granicach
usprawiedliwienia.
- Kto jednak miałby decydować o słuszności tych praw, oceniać wojnę od strony etycznej?
- Są sytuacje, w których interpretacje nie są konieczne. Prawo do wolności, do istnienia, nie podlega właściwie żadnej interpretacji zewnętrznej. Spójrzmy na naszą historię - Polska jest niepodległym państwem, następuje agresja zewnętrzna, tracimy prawo do wolności, jesteśmy okupowani - nie ma potrzeby dokonywania rozstrzygnięć, sytuacja jest oczywista, walka jest właściwym narzędziem odzyskiwania utraconej państwowości.
- A w przypadku Jugosławii, kiedy pojawia się konflikt etniczny?
- Tu jest zupełnie inna sytuacja, inny rodzaj wojny.
Zbudowane zostały kolosy, na siłę próbowano ujednolicać elementy,
które w żaden sposób do siebie nie pasowały. Tak powstały ogromne
ogniska zapalne, ponieważ gdzieś, w jakimś momencie zanegowano prawo
do istnienia, do samostanowienia pewnych grup etnicznych - dziś one
domagają się słusznych praw.
Nasze wsparcie działań w Kuwejcie czy w Iraku - wtedy,
kiedy Kuwejt był okupowany - były udziałem w wojnie interwencyjnej,
etycznie usprawiedliwionej. Miałbym wątpliwości w tej drugiej sytuacji,
kiedy Irak był bombardowany prewencyjnie. Istniały bowiem podejrzenia,
że Husajn przygotowuje broń atomową - tu nie było agresji, zajęcia
terytorium czy zanegowania czyjejś państwowości. Aktywne uczestniczenie
w takich nalotach chyba z trudem można etycznie usprawiedliwić.
Na pewno nie do usprawiedliwienia jest wojna prewencyjna,
tzn. uprzedzająca, np. ze względu na istniejące podejrzenia, zakładaną
wrogość czy deklarowaną niechęć.
- Dzisiaj świat podejmuje walkę z terroryzmem, skierowaną przeciwko jednemu państwu, jak ocenić tę wojnę?
- Terroryzm nie był dotąd traktowany jako wojna.
Dziś należałoby zastanowić się nad tym, czy nie powstał jakiś nowy
rodzaj wojny, ponieważ zaistniała sytuacja, kiedy ataki terrorystyczne
zagroziły państwu, uderzając w same podstawy jego istnienia.
Dotychczas terroryzm był zjawiskiem jakościowo innym
i nie trzeba rozstrzygać kwestii zła terroryzmu - wszyscy jesteśmy,
co do tego zgodni. Świat współczesny powszechnie twierdzi, że terroryzm
jest złem, z którym należy walczyć. Powstaje pytanie: jak walczyć?
Kto ma to rozstrzygać: społeczność międzynarodowa?
Zwracam uwagę na dokument Pacem in terris, który mówi
wyraźnie, że powinna powstać władza ogólnoświatowa, która będzie
miała moc stanowienia prawa, egzekwowania prawa, włącznie z interwencją
militarną. Papież mówił o tym już w 1963 r.
- Organizacja Narodów Zjednoczonych jest jakąś formą władzy ogólnoświatowej...
- Jednak jest to parlament, wszystko poddawane jest
głosowaniom, jedni przegłosują drugich i sprawa przestanie istnieć.
Tu chodzi o pewien konsensus na władzę ogólnoświatową, reprezentatywną
do społeczności międzynarodowej, która miałaby możliwość decydowania.
Przyjrzyjmy się np. Niemcom. Przez całe wieki byli narodem niespokojnym,
agresywnym. Kiedy zaistnieli w strukturach większych społeczności
- zmieniła się ich polityka, współpracują z innymi krajami w sposób
pokojowy. Może - gdyby powstała struktura, w skład której weszła
by np. Libia czy inne kraje będące ogniskami zapalnymi, dałoby się
oddziaływać na nie środkami różnymi od militarnych.
Uważam, że Jan XXIII przewidział sytuację, do której
musi dojść. Dziś idziemy ku jedności - innym problemem jest jak ta
integracja powinna wyglądać. Ta jedność i na niej wykształcona władza
ogólnoświatowa może być szansą dla świata, że rzeczywiście wojen
nie będzie.
- Czyli nie ma gremium, które mogłoby oceniać słuszność postępowania i decydować?
- Powinna decydować społeczność ogólnoświatowa. Ciągle jesteśmy na etapie jej budowania, dlatego dzisiejsze decyzje, np. uderzyć na Afganistan czy nie, są decyzjami tylko grupy państw... Pamiętać trzeba, że ani Sobór Watykański II ani Katechizm Kościoła Katolickiego nie odbiera państwu możliwości prowadzenia wojny: "Tak długo jednak, jak będzie istniało niebezpieczeństwo wojny, a równocześnie brakować będzie międzynarodowej władzy, posiadającej niezbędne kompetencje i wyposażonej w odpowiednią siłę... rządom nie można odmawiać prawa do koniecznej obrony, byle wyczerpały wpierw wszystkie środki pokojowych rokowań" (KKK 2308).
- W Księdze Rodzaju są słowa: "Ale Bóg nie może pozwolić, aby zbrodnia pozostała bezkarna, krew zabitego woła do Niego z ziemi ( ...) i domaga się, aby wymierzył sprawiedliwość".
- Czy możemy decydować w imieniu Boga? Wydaje mi się, że są granice, do których możemy decydować. Bóg sam je określił. Zło jest agresywne samo w sobie, dlaczego czasami potrzebne jest stosowanie siły fizycznej, aby je zwalczyć. Jeżeli będziemy mieli lepsze możliwości rozwiązywania konfliktów, niż wojna, z pewnością od niej odejdziemy. Działania militarne, które w tej chwili prowadzą Stany Zjednoczone, to nie jest wojna. Nie prowadzi się walki z narodem, to jest walka z konkretnym przejawem zła istniejącym w świecie. Nie jest to walka z islamem, ani z Afganistanem, tylko z okrutnym międzynarodowym terroryzmem.
- Niedawno pewien człowiek postrzelił bandytów, którzy chcieli go okraść. Czy prawo do obrony własności prywatnej pozwala występować przeciwko życiu człowieka?
- To nie jest występowanie przeciwko życiu człowieka.
Obrony wymaga nasze dobro, które stanowi nieodzowny element mojego
funkcjonowania i życia. Istnieje w teologii moralnej prawo do obrony
przed agresorem. Co więcej, mam obowiązek bronienia drugiego człowieka
przed agresją, obowiązek bronienia swoich dóbr, które są mi nieodzowne
do życia. Jest tylko pytanie, jak daleko może sięgać ta obrona? Tak
daleko, że ja mogę także pozbawić życia agresora. To nie jest jednak
prawo do zabijania, ale ciągle prawo do obrony. To agresor bierze
na siebie odpowiedzialność za ewentualne skutki tego, co się z nim
stać może.
Nie możemy interpretować prawa miłości tak, że my się
po prostu mamy godzić na wszystko, co się nam czyni. Uderzy cię ktoś
w lewy policzek - nadstaw prawy, to jest symbol, Chrystus używa pewnego
obrazu. Czasami trzeba tak mocno oddać człowiekowi w lewy policzek,
aby zrozumiał, że czyni źle. Jeżeli tego nie zrobię, to on pójdzie
dalej, czyniąc zło, a ja będę w tym partycypował. Granice tego, co
nazywamy agresją wobec zła - a nie wobec człowieka - wyznaczone są
w człowieku, w sferze ludzkiej odpowiedzialności moralnej.
- Jednak w żądaniach sprawiedliwości, tak indywidualnej jak i państwowej często zachodzi podejrzenie o chęć odwetu!
- Odwetu pragnie człowiek targany gniewem i nienawiścią. Jeżeli gniew posuwa się do dobrowolnego pragnienia zabójstwa, lub ciężkiego zranienia bliźniego, stanowi poważne wykroczenia przeciw miłości, jest grzechem śmiertelnym. W chrześcijaństwie nie ma prawa do odwetu!
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu