Szary i smutny cmentarz o|yB przed uroczysto[ci Wszystkich
Zwitych. Z ró|nych stron [cigali ludzie z wiankami uwitymi ze [
wierkowych gaBzi, ozdobionymi kolorowymi kwiatami z bibuBki. Tu
i ówdzie niesiono wazoniki z chryzantemami z wBasnego ogródka albo
kupione w mie[cie. Starsi ludzie stawiali na grobach [wieczki lub
lampki wBasnej roboty, mBodzi szczególnie mieszkajcy w miastach
przynosili maBe kolorowe lampki kupowane w sklepach. Piknie to wszystko
wygldaBo, gdy przechodziBa procesja. Ludzie przy grobach klczeli,
a kapBan kropiB wod [wicon przy [piewie BaciDskich pie[ni tak
przejmujcych, |e Bzy same cisnBy si do oczu. Z dala dobiegaBy
sBowa modlitwy w wykonaniu siedzcych pod bram dziadów, która zlewaBa
si z pie[ni [piewan podczas procesji. W pewnym momencie [piew
jakby ucichB, a ludzie zaczli si rozglda i pokazywa palcami
w kierunku mogiBy znajdujcej si na skrzy|owaniu alejek. Przy tym
grobie staBa mBoda, mo|e 25-letnia kobieta ubrana na czarno, która
bardzo pBakaBa. Kto[ powiedziaB: "To Marysia! - Marysia? Tak, Marysia
z naszej wioski, ta sierota, która zaginBa". Wtedy wszyscy zrozumieli,
o kim mowa. PBaczca kobieta byBa córk Hieronima i Weroniki, mBodych
mieszkaDców Dbic. Mieszkali oni w [rodku wioski na wzgórzu, posiadali
wBasny dom, niewielkie gospodarstwo i z pracy wBasnych rk próbowali
wy|y. Weronika byBa bardzo pracowita, a przy tym zawsze u[miechni
ta i chtna do pomocy ssiadom, za co j wszyscy lubili. UrodziBa
si im córka Marysia, z czego cieszyli si jak maBe dzieci, na chrzciny
zaprosili prawie caB wiosk. Dziecko rosBo szybko, a pracy przybywaBo.
Oboje rodzice ci|ko pracowali dla siebie i dla paDstwa, które |
daBo coraz wicej [wiadczeD tzw. kontyngentów ze zbo|a, misa i mleka.
W poBowie lipca Weronika poczuBa si zle, zawoBano star Dobrzykow
z ró|nymi zioBami, ale ona nic nie mogBa poradzi. PowiedziaBa tylko: "
Tu trzeba doktora". Bo|e drogi, doktora! To ju| sprawa powa|na. A
je[li doktor zabierze do szpitala, to na pewno przyjdzie jej umrze,
bo szpitale s po to, aby ludzie w nich umierali - my[lano. Stan
zdrowia Weroniki gwaBtownie si pogorszyB, lekarz tylko krciB gBow
i powiedziaB: "Wszystko w rku Boga, a chorej lepiej teraz nie rusza
z miejsca, poniewa| jest to rozlegBy zawaB". Chora byBa nieprzytomna,
ale na chwil przed [mierci odzyskaBa przytomno[, zd|yBa si jeszcze
wyspowiada i przyj sakrament namaszczenia. Potem kazaBa przynie[
Marysi, przytuliBa j do serca i tak umarBa. Wszyscy obecni w mieszkaniu
pBakali na gBos, pBakaB Hieronim, pBakaBa te| Marysia, chocia| nie
byBa [wiadoma tego, co si staBo. W |aden sposób nie mo|na wytBumaczy
kilkuletniemu dziecku, |e mama umarBa. Ono tego nie rozumie, dlatego
Marysia cigle chciaBa do mamy. DziwiBa si, |e mama tak dBugo [pi
i si nie odzywa. Zrobiono z dbowych desek solidn trumn, przyozdobiono
ró|nymi koronkami i wBo|ono ciaBo Weroniki. Wieko trumny le|aBo obok
na Bawie. Marysia zaczBa znowu gBo[no pBaka. DBugo nie byBa na
rkach matczynych, a tego wBa[nie jej najbardziej brakowaBo.
Nie
pomogBy pro[by ani tBumaczenia, dziecko uparBo si, |e chce le|e
razem z mam. Gdy kto[ wziB j na rce i przytuliB do zmarBej, dziewczynka
jeszcze gBo[niej pBakaBa i krzyczaBa: "Dlaczego mama taka zimna?
Co zrobili[cie mamie?". TBumaczono dziecku, |e mama wybiera si w
bardzo dBug podró| a| do samego nieba, |e tam musi odpocz, bo
jest bardzo zmczona, ale kiedy[ znowu j zobaczy. To jakby j na
chwil uspokoiBo, ale potem powiedziaBa, |e chce spa razem z mam
. PoBo|ono wic poduszeczk i koc w wieku trumny i tam obok matki
zasnBa maBa Marysia. Nazajutrz zebraBo si bardzo du|o ludzi, trumn
zabito gwozdziami, wBo|ono na wóz zaprzgnity w par koni i zawieziono
do ko[cioBa, a po nabo|eDstwie na cmentarz. Marysia zachowywaBa si
nadzwyczaj spokojnie, jakby to wszystko jej nie dotyczyBo. Na cmentarzu
jeszcze na chwil trumn otwarto, jeszcze ostatnie po|egnanie m|
a i córki, która tuliBa si do matki, ale w dalszym cigu byBa spokojna.
Potem na sznurach wpuszczono trumn do grobu i grabarz zaczB mog
Przez kilka tygodni płakała i bardzo tęskniła za matką.
Potem jakby się wyciszyła i zdawało się, że wszystko wraca do normy.
Hieronim przyszedł z pola, przyrządził jakiś posiłek i wołał Marysię
na obiad, lecz ona nie odpowiadała. Zaniepokojony przeszukał całe
obejście, ale jej nie znalazł. Szukał u sąsiadów, tam jej też nie
było. Co mogło się stać? Miał jakieś złe przeczucie, poszedł na łąki,
aby szukać w kanałach. Może się utopiła? Dzieci siedzące nad kanałem
mówiły, że poszła w kierunku miasteczka. Teraz zrozumiał, że ona
udała się do matki. Poszedł więc na cmentarz, prosto na grób żony
i nie pomylił się. Była tam Marysia. Własnymi rączkami rozgrzebywała
ziemię z usypanej mogiły. Robiła to z takim zaangażowaniem, że nie
posłyszała kroków ojca. "Marysiu, co ty robisz? - Tato, ja chcę z
tego miejsca zabrać mamusię! Ja chcę do mamusi! Dziecko, to nic nie
pomoże, tutaj znajduje się tylko jej zimne ciało, a ona taka bardzo
piękna jest w niebie. Tam jest tak dobrze i ona czeka na nas. Teraz
trzeba wracać, być dobrym, to dobry Bóg zabierze nas do mamusi i
tam będziemy razem". Mijały lata, a Marysia chodziła smutna. Skończyła
szkołę i gdzieś wyjechała. Ludzie mówili, że umarła z miłości do
matki, bo nikt o niej więcej nie słyszał. Dopiero po latach pojawiła
się na grobie matki jako dorosła kobieta. Zastanawiano się, dlaczego
tak długo się nie pokazywała. Ona miała jednak ważny powód. Po nabożeństwie
spotkała się z mieszkańcami wioski, ze swoimi kolegami, którzy byli
ciekawi, co się z nią działo. Wtedy opowiedziała im historię swego
życia. Kiedy kilka lat temu z miasta wybrała się na cmentarz, wysiadając
z autobusu, została potrącona przez pijanego motocyklistę. Potem
przyszło długie leczenie, rehabilitacja i inwalidzki wózek. Była
załamana i chciała się targnąć na swoje życie, ale we śnie przychodziła
do niej matka i mówiła, że musi jeszcze trochę cierpieć, dużo się
modlić, a gdy będzie miała 25 lat, tyle ile ona przeżyła, odzyska
władzę w nogach i będzie zdrowa. To właśnie stało się przed kilkoma
tygodniami w 25. rocznicę śmierci matki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu