Smak podróży
Do Rzymu trafiłam wraz z mężem na pokładzie samolotu. Europejscy przewoźnicy w śmierci Papieża zwietrzyli dobry interes. Za bilet do Włoch trzeba było zapłacić o 600 zł więcej niż zazwyczaj. Rozmawiając z amerykańskimi Polonusami okazało się, że oni za przelot z USA wydali tyle samo pieniędzy co ja lecąc z Polski.
Znajomości z czasów pracy we Włoszech bardzo przydały się w poszukiwaniu noclegu. Jeszcze będąc w Bielsku-Białej obdzwoniłam te osoby, które mogły mnie jeszcze jako tako pamiętać. I udało się. Dzięki Papieżowi odświeżyłam kontakty oraz znalazłam lokum w pobliżu Watykanu.
Widok miasta
W centrum życie toczyło się normalnym rytmem. Sklepy były otwarte, knajpki zapełnione ludźmi, zabytki okupowali zwiedzający. Nie była to jednak strefa odseparowana od śmierci Jana Pawła II. Telebimy rozmieszczone na głównych placach Rzymu na bieżąco relacjonowały wydarzenia z Placu św. Piotra. Z wiat autobusowych, słupów ogłoszeniowych i kamienic na przechodniów spoglądały portrety i plakaty Ojca Świętego. Rozlepione postery zawierały słowa: „Natychmiast Święty”, „Dziękuję Ojcze Święty”, „Nigdy nie widziało się człowieka, który byłby w stanie zjednoczyć tyle narodów”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kolejka
Aby dostać się do Bazyliki staliśmy 5 godzin. Mieliśmy szczęście, że tak krótko, bo inni spędzili w „ogonku” nawet 12 godzin. Z kolejki utkwił mi w pamięci epizod z małym włoskim chłopczykiem. Miał on chyba z 8 lat. W pewnym momencie zrobiło mu się słabo i trochę trzeba go było podratować. Kiedy doszedł do siebie jakaś zatroskana kobieta powiedziała do niego: „Oj, długo będziesz pamiętał tę kolejkę”. Odpowiedź malca była powalająca: „To nie jest ważne, ważny jest On”. Nie wszyscy jednak tak mocno byli w stanie zapatrzeć się w Ojca Świętego. Przy kolejkowiczach kręciło się sporo miejscowych matron, które podkradały przeznaczone dla stojących butelki wody mineralnej. W sklepie takie wody (butelka 0,5 l) kosztowały 2 euro. Ich postępowaniu przyświecała prosta dewiza: Papież umarł, a żyć trzeba.
Spotkanie
Papieskie zwłoki to nie był ładny obraz. Nie o to zresztą chodziło, żeby Papież po śmierci się komuś podobał bądź nie. Ważne było to, by móc być blisko Niego. Łzy, które leciały z oczu, tylko mnie w tym przeświadczeniu umacniały. Nie wytrwałam w Rzymie tyle lat co On, ale przyszłam się z Nim pożegnać. Tak dopełnił się ostatni akt obietnicy, którą złożyłam w 1989 r. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tyle będzie w nim modlitwy i łez.