Z Marysią Łycyniak, uczennicą Liceum im. Stefana Żeromskiego w Bielsku-Białej o kulisach marszu młodzieży, rozmawia ks. Piotr Bączek
Ks. Piotr Bączek: - W wielu miejscach i wiele razy gromadzili się ludzie na placach, ulicach po śmierci Papieża. Można powiedzieć, że razem ze swoją koleżanką dałyście początek jednemu z takich zgromadzeń. To nie był ten oficjalny marsz w czwartek 7 kwietnia, skąd więc pomysł żeby przejść ulicami miasta?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Marysia Łycyniak: - Nie, my nawet nie wiedziałyśmy, że taki marsz w czwartek będzie organizowany. To, co się stało u nas było zupełnie spontaniczne. W zasadzie pomysłodawczynią była nasza pani od geografii. Zagadnęła mnie i moją koleżankę Kasię mówiąc: „Dziewczyny, może byście coś zorganizowały dla Papieża w Bielsku, może jakiś marsz…”. To był wtorek, a marsz miał się rozpocząć we środę o 19.30…
- Zatem mieliście do dyspozycji trochę ponad 12 godzin. W jaki sposób rozpropagowaliście ideę tego marszu?
Reklama
- Zaczęło się od 2 osób. Razem z koleżanką przygotowałyśmy plakat. Na kartce A4 napisałyśmy wielkimi literami: „Bądź w środę o 19.30 ze świecą pod kościołem Opatrzności Bożej w Białej, skąd wyruszy marsz milczenia za Ojca Świętego do katedry św. Mikołaja”. Trzeba było zaznaczyć, kto za tym stoi, podpisaliśmy więc: „Marsz organizowany przez młodzież licealną”. Potem było ksero, ok. 60 kopii. Na ulicy 11 listopada, przy wejściach do jakichś restauracji, pizzeri, itd., są takie rozkładane reklamy, tam, za zgodą właścicieli zaczęłyśmy poprzyklejać nasze plakaty, także na kilku przystankach… Oczywiście, 60 plakatów nie wystarczyło. Trzeba było więcej…
- I to wystarczyło, by ludzie przyszli na marsz?
- Oczywiście, że nie. Obie postanowiłyśmy pójść do szkół średnich, aby móc zaprosić uczniów przez szkolne radiowęzły. Dyrekcje bardzo przychylnie potraktowały naszą propozycję. Oczywiście, potem były telefony i sms-y i tak się chyba ta informacja rozeszła. Na przykład jeden z moich znajomych Piotr już w środę zadzwonił do mnie, pytając czy to prawda, że my z Kasią to wszystko rozpoczęłyśmy. Przytaknęłam, a wtedy on do mnie mówi, że jedzie z Międzyrzecza z grupą 50-60 osób w autobusie. To było naprawdę piękne.
- Marsz ulicami miasta trzeba zgłosić odpowiednim służbom, np. policji.
- Prawdę mówiąc, o tym pomyślałam dopiero we wtorek wieczorem, gdy kładłam się już do snu. Wtedy zadzwoniłam do Kasi, z kolei jej babcia do znajomego policjanta i tak doszłyśmy do uzyskania zgody na ten marsz. Niestety, i tak cała grupa przeszła nie tą trasą, którą wcześniej ustalaliśmy. Ale policjanci jakoś sobie z tym poradzili. Przecież to był dla wszystkich szczególny czas…
- A co z opieką duchową?
- Zadzwoniłam do Księdza Katechety, pytając, czy przyjdzie z nami na ten marsz. Oczywiście przyszedł. W drodze zadzwonił do mnie: „Marysia, co wyście narobiły, tylu ludzi idzie pod kościół Bożej Opatrzności? Co wyście zrobiły?”. Odpowiedziałam: „To nie ja, to Pan Bóg…”. Ks. Krzysztof poprowadził wspólną modlitwę. Najpiękniejszą była otwartość serc wszystkich. To, że ze łzami w oczach trwali na modlitwie. Troczę brakuje słów, by to opowiedzieć…
- Dziękuję za rozmowę.