„Pierwszy pies, którego pogłaskasz po przeczytaniu tego listu, będzie mną. Zwróć uwagę na jego spojrzenie” (z listów Mariny Cwietajewej).
Po śmierci Papieża powoli wychodzimy z żałobnego smutku i zadumy. Większość z nas odczuwa w sobie odnowę ducha i myśli, nie chce powrotów do starych złych nawyków. To nic, że komuś znowu coś się nie udało, że ktoś znowu upadł. Ważne, że odnowa jest. Są ludzie i wydarzenia, które pozwalają ją odczuć. Bardziej spektakularne, jak podanie sobie ręki Wałęsy z Kwaśniewskim po 10 latach, czy też te, które jeszcze nie ujrzały światła dziennego. Chciałbym napisać o swojej przemianie, która nie ma nic wspólnego z głośnymi dzisiaj nawróceniami.
Zwykły dzień dyżuru w kancelarii parafialnej. Dzwonek, w drzwiach znowu cuchnący alkoholem, brudny i nieogolony mężczyzna. Znowu prosi o chleb. Akurat na moim dyżurze, zawsze pijany, a ja z gestem pogardy wręczam mu kanapkę. Tym razem spróbowałem popatrzeć na niego inaczej. Zamknąłem za nim drzwi, trochę delikatniej niż zwykle, i pomyślałem: A może on chce również porozmawiać?
Już drugi tydzień go nie ma. Tej zaniedbanej postaci, która wędruje ulicami może daleko od księdza, od Kościoła jak ludzki cień, jak niechciany wyrzut sumienia. Czasami aż przecieram oczy, by uwierzyć, że to nie jest sen, żadna jawa. To po prostu szara rzeczywistość i ja w niej. Z nowym spojrzeniem, tym od wewnątrz, po wyjściu z kłębka żałobnych dni i nocy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu