Należę do pokolenia tych, którzy przeżywając swą młodość, kształtowali postawę wiary, czerpiąc z bogactwa daru, jakim bez wątpienia dla Kościoła w Polsce była osoba krakowskiego kardynała Karola Wojtyły, późniejszego Papieża Jana Pawła II.
Po raz pierwszy miałem możliwość bliskiego spotkania z tym niezwykłym człowiekiem wówczas, gdy jako kardynał przybył do Krościenka nad Dunajcem, by wziąć udział w oazowym dniu wspólnoty. Byłem wówczas na oazie kleryckiej prowadzonej przez ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło-Życie. Kardynał, podobnie jak młodzież uczestnicząca w oazach różnych stopni w Krościenku i okolicy, dotarł na sąsiadujące z Tylmanową zbocze Błyszcza, gdzie przewodniczył Mszy św. i wygłosił homilię. Wspaniała sceneria podhalańskiego pejzażu, słowa Kardynała, a po Mszy św. wspólne rozmowy i śpiew oazowych piosenek pozostawiły w nas młodych trwały ślad. Nawet wtedy, gdy później przyszło mi podjąć budowę świątyni i inne obowiązki proboszczowskie, a okoliczności sprawiły, że trzeba było zająć się także Ruchem oazowym w diecezji sandomierskiej, wracałem myślą do tamtego spotkania z tą świadomością, że skoro Papież, będąc biskupem krakowskim, znajdował czas dla oazy, uznając jej ogromną rolę w formowaniu młodzieży, to tym bardziej mnie nie wolno narzekać i wymawiać się brakiem czasu.
Kolejny raz spotkałem kard. Wojtyłę, gdy przybył na Konferencję Episkopatu Polski, zorganizowaną w diecezji przemyskiej z okazji 600-lecia jej powstania. Wtedy jako kleryk V roku pełniłem posługę ceremoniarza podczas uroczystej, jubileuszowej Mszy św. na placu przed katedrą. Pamiętam ogromną tremę, gdy przed rozpoczęciem liturgii zakładałem Kardynałowi mitrę, ale jego uśmiech i kilka życzliwych słów całkowicie rozładowały napięcie. Mając w pamięci te przelotne spotkania, pozostawiające jednak tak trwale ślady, wraz z innymi przeżywałem na swojej pierwszej duszpasterskiej placówce ogromną radość z powodu wyboru Kardynała na Stolicę Piotrową.
Później, gdy już jako Papież przybywał do naszej Ojczyzny, starałem się być obecny na spotkaniach z Nim, przynajmniej podczas każdej pielgrzymki: czy to będąc wmieszany w tłum zgromadzonych ludzi, czy to biorąc udział w koncelebrze. W Rzeszowie i w Sandomierzu uczestniczyłem bezpośrednio w przygotowanych spotkaniach z Ojcem Świętym. Pobyt Jan Pawła II w Rzeszowie ma dla naszej parafii szczególne znaczenie, gdyż to właśnie podczas tego spotkania Ojciec Święty poświęcił kamień węgielny pod budowę naszej świątyni.
Największe wrażenie wywarła na mnie jednak moja pierwsza pielgrzymka do Rzymu z okazji 20-lecia święceń kapłańskich, w 1997 r.
Mimo że Rzym i znajdujące się na włoskiej ziemi liczne sanktuaria wywarły na nas wielkie wrażenie, to jednak bez wątpienia najważniejszym momentem pielgrzymki był nasz udział w prywatnej audiencji w Watykanie. Papież spotkał się z naszą grupą w Sali Klementyńskiej, podszedł do każdego z nas, witając się i zamieniając kilka słów. Mieliśmy wrażenie, że w tej chwili Ojciec Święty jest niejako tylko dla nas. Podczas, gdy bp Edward Białogłowski przedstawiał każdego z nas, Papież słysząc o Tarnobrzegu wspomniał, że był w tym mieście i błogosławił jego mieszkańcom oraz naszej parafii. W drodze powrotnej, dzieląc się radością uścisku papieskiej dłoni, wracaliśmy do atmosfery tego spotkania i wypowiedzianych przez niego słów. Zapewne też każdy chował w sercu wymowę spojrzenia, jakim każdego z nas, głęboko, po ojcowsku ogarniał. To spojrzenie było niesamowite i pozostało we mnie: ożyło ono we mnie, gdy wszyscy towarzyszyliśmy Ojcu Świętemu modlitewnym czuwaniem w dniach Jego przejścia do domu Ojca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu