Z s. Scholastyką Papierz, obchodzącą 50. rocznicę zakonnych ślubów, rozmawia ks. Piotr Bączek
Ks. Piotr Bączek: - Obchodzi Siostra 50-lecie ślubów zakonnych. Pół wieku to szmat czasu. Czy mogłaby Siostra przybliżyć wydarzenia sprzed 50 laty?
S. Scholastyka Papierz: - To były pierwsze śluby. Od tego czasu liczy się lata życia zakonnego. Było to w domu prowincjalnym na Pędzichowie w Krakowie. W sumie było nas sześć sióstr. Dwie już odeszły do Pana, pozostały cztery. Kiedy w 1980 r. obchodziłam 25-lecie ślubów, jedna z sióstr w Białej miała, tak jak ja teraz, złoty jubileusz. Pomyślałam sobie wtedy, że tylu lat to ja już nie dożyję. Ale stało się inaczej…
- A imię Scholastyka? Co sprawiło, że wybrała Siostra takie właśnie imię zakonne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Imię wybieramy na obłuczyny. Z moim wiąże się nieco zabawna historia. Otóż ja wybrałam sobie imię Brygida, a siostra, która w czasie obłuczyn podchodziła przede mną do biskupa - wybrała sobie właśnie Scholastykę. I biskup te imiona zamienił. Ja, która miałam być Brygidą, zostałam Scholastyką, a siostra, która wybrała imię Scholastyki, została Brygidą.
- Nie wszyscy wiedzą, że rodzona siostra s. Scholastyki też jest zakonnicą? Jaki był ten wasz dom rodzinny, skoro wydał dwa powołania do życia konsekrowane go?
Reklama
- No cóż… Dobrze pamiętam rozmodlenie Mamy… Ona sama mówiła, że te powołania wymodliła. Jak szła do kościoła, albo jak jeździła coś sprzedać, trochę pohandlować - musiała nas przecież wyżywić - wtedy bardzo dużo się modliła… A dom był skromny. Mama została sama z ośmiorgiem dzieci. Dwoje zmarło: najmłodszy braciszek na szkarlatynę, jedna z sióstr na zapalenie płuc, jednego z braci zabito zaraz po wojnie… Takie to były czasy…
- Jaka była historia zakonnej posługi s. Scholastyki?
- Najpierw byłam trzy lata w Wilkowicach i tam pracowałam w domu; czasem, gdy zaszła taka potrzeba, pomagałam w przedszkolu. Potem wróciłam do Krakowa, do domu prowincjalnego. Przez11 lat pracowałam na stołówce dla dzieci głuchoniemych. Następnie sześć lat pracowałam w domu, w Białej i miałam dyżury w domu opieki społecznej dla upośledzonych dzieci. W 1976 r. zostałam skierowana do pracy w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa przy dworcu w Bielsku-Białej. Coż powiedzieć? Początkowo tej pracy nie było aż tak wiele. Ale wraz z budową kościoła obowiązków przybywało. Jakby Pan Bóg żądał coraz to większej ofiary od człowieka. Tam się pracowało, gdzie była potrzeba - w zakrystii, czasem w kuchni, w pralni…
- I tak doszliśmy do emerytury… Po wielu latach pracy - odpoczynek. Czy nie żal było to wszystko zostawić, odejść, powiedzieć: będą inni pracować?
- Nie. Wiadomo, że trzeba kiedyś odejść. Sił przecież nie przybywa…. Odnalazłam się w nowych realiach. Tak sobie myślę, że tego, co zrobiłam dla Jezusa, nikt mi już nie odbierze…
- W ubiegłym roku, 8 grudnia, otrzymała Siostra papieskie odznaczenie „Pro Ecclesia et Pontifice”. To bodaj jedyny medal w waszym zgromadzeniu. Czym było dla Siostry to wydarzenie?
- Z tego wyróżnienia bardzo się cieszę, bo to - dziś można tak powiedzieć - otrzymałam je od świętego człowieka. Myślę, że to wielka łaska i nagroda za moją pracę.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.