- Ojcze, małżonkowie broniąc swoich racji często użyją słów, których nie mogą już cofnąć. Oskarżenia, których rwący potok wypacza właściwą relację. Co zrobić?
- Niepotrzebnie stajemy w naszych małżeństwach po dwóch stronach barykady. Wtedy jedno i drugie jest po prostu nieszczęśliwe: biedne, skrzywdzone i nieporadne. Nie ma najmniejszego sensu stawać po dwóch stronach barykady jak wrogowie, wzajemnie oskarżać się i skakać sobie do oczu. Nie ma też sensu, aby obie strony uparcie milczały. Trzeba sobie raczej powiedzieć: „Nie pozwolimy się zniszczyć. Nie pozwolimy, żeby grzech zniszczył naszą komunię małżeńską. Musimy sobie nawzajem pomóc”. Nie przez wzajemne oskarżenia buduje się jedność w małżeństwie, ale przez wzajemną pomoc. Pomoc zaś polega na tym, że nie powiesz jakiegoś słowa, które może rozdrażnić, a także nie mówisz bezmyślnie, lecz myślisz nad tym, co mówisz. Pomoc polega na tym, że nie zamilkniesz, chociażby się chciało w tym momencie zamilknąć. Musisz sobie powiedzieć: „Przecież, jeżeli zamilknę, to potem nie otworzę ust - nie dam rady ich otworzyć - a ja nie mogę sobie pozwolić na taką blokadę”. Pomoc polega na tym, że zawsze wyjdziesz pierwszy czy pierwsza z propozycją pojednania.
- Ale często bardzo trudno wciąż wychodzić naprzeciw...
- Tak, i często małżonkom przychodzi do głowy taki głupi pomysł: „Ja zawsze wychodzę naprzeciw; tym razem nie wyjdę. Zobaczę, za ile czasu on czy ona się domyśli. Owszem, zrobię to za kilka dni, ale teraz poczekam i zobaczę, jak on czy ona zareaguje bez wyjścia naprzeciw z mojej strony”. To jest pomysł najgłupszy z możliwych, przewrotny i podstępny. Mówimy: „Wyciągnę rękę do zgody za dwa-trzy dni”. Jednak przez te dni oczekiwania i obserwowania drugiej strony nasze emocje tak zostaną zniszczone, że za te dwa-trzy dni już nie damy rady wyjść naprzeciw współmałżonka. Dzisiaj byśmy wyszli, ale za dwa-trzy dni nie wyjdziemy. Trzeba realistycznie spojrzeć na nasze małżeństwo i uznać, że w pewnych sytuacjach zawsze my będziemy wychodzili naprzeciw.
- Czy to znaczy, że to które nie wychodzi jest usprawiedliwione?
- Oczywiście, że nie! Trzeba jasno powiedzieć, że to z nas, które nie wychodzi naprzeciw, powinno otworzyć oczy i się nawrócić. Pamiętacie, każda zasada związana z życiem małżeńskim jest prawdziwa tylko wtedy, gdy odnoszą ją do siebie obydwie strony. Jeżeliby bowiem np. mąż, który nie potrafi wyjść pierwszy naprzeciw żonie, zapamiętał z tej wypowiedzi jedynie to, że kto w małżeństwie pierwszy wychodzi naprzeciw, ma wciąż wychodzić, to byłoby to cyniczne i straszne. Niech zatem mąż nie czeka, aż żona wyjdzie mu naprzeciw, a równocześnie żona niech nie czeka, aż mąż wyjdzie jej naprzeciw. Niech oboje nieustannie wychodzą sobie naprzeciw, nie czekając jedno na drugie. Żadne niech nie eksperymentuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu