Reklama

Zieleń lasu, błękit nieba i kapliczek...

O wzruszeniach po latach

Niedziela przemyska 38/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Każdy pątnik kalwaryjski nie potrzebuje dokończenia frazy zawartej w tytule tej refleksji. Zawsze kojarzy się ona i kojarzyć będzie z sierpniowymi dniami kalwaryjskiej audiencji u Matki Bożej Słuchającej. Tegoroczny odpust był dla mnie powrotem po latach. Trochę odłożył się ten tekst, ale to tylko z korzyścią. 7 i 8 września Kalwaria na nowo zapełniła się molowymi pieśniami ku czci Matki Bolesnej i jak co roku pątnicy stanęli u stóp krzyża, by przeżywać w milczeniu dziękczynienie za dar odkupienia.
Nie jestem koneserem, a tym bardziej znawcą sztuki. Pamiętam, że kiedyś zapytałem jednego ze specjalistów parających się tą dziedziną sztuki, na czym polega prawdziwe dzieło sztuki. Zaczął swój skomplikowany wywód, który jeszcze bardziej oddalał mnie od zrozumienia, co jest, a co nie jest sztuką. Wreszcie zniecierpliwiony rozmówca, nieco zrezygnowany, powiedział: Jeśli patrzysz na malowidło i potem już nie masz ochoty nań spoglądać, bo nic nowego nie odkrywasz, to nie jest dobra sztuka. Jeśli kombinujesz przed obrazem, doszukujesz się zaklętego w farbie sensu, to jestem pewny, że przyjdziesz tu jeszcze kiedyś i znowy odkryjesz coś nowego. A potem będziesz przychodził ponownie i ponownie odkryjesz coś nowego. Prawdziwa sztuka współbrzmi z twoimi nastrojami, uczuciami, współuczestniczy w klimacie twojego wnętrza.
I to się sprawdziło. Co oczywiście nie znaczy, że zostałem znawcą.
W pewnym momencie zdawało mi się, że Kalwaria, na którą pielgrzymowałem od dziecka, już nic nowego nie może wnieść do mojego wnętrza. Więcej, zacząłem nawet nieco utyskiwać, że wiele się zmieniło. Pątnicy stali się bardziej turystami, a pola namiotowe wprost są obrazoburczym miejscem zgorszenia.
Jeździłem na Kalwarię, miałem tam swoje osobiste, sam na sam chwile z Maryją, cieszyłem się życzliwością gospodarzy, synów św. Franciszka. Znaczącym momentem były moje i moich kolegów rekolekcje przed jubileuszem 25-lecia kapłaństwa. W ciszy, którą potęgowały słowa śp. ks. prof. Potockiego, naszego rekolekcyjnego przewodnika, wracały na strunach pamięci wspomnienia z lat dziecinnych i młodości. Zamyślałem się na galerii, gdzie tylekroć z dumą usługiwałem jako ministrant. Melodię niewinności lat dziecinnych przypominały ołtarze w bazylice. Potem częściej niż dotąd zaglądałem na kalwaryjskie wzgórze. Nieco dojrzalej spoglądałem w oczy Matki, coraz natarczywiej wpatrywałem się w Jej odkryte ucho prosząc, nieraz żebrząc, by mnie usłyszała. A wszystko za sprawą jednego z moich kolegów księży, który w owe rekolekcyjne dni zamknął się na całą noc przed odsłoniętym dla niego obrazem i tam przebywał z Maryją, jak uczniowie w Wieczerniku. Ten wierny pątnik, zawsze radosny, skory do żartów, był w tym momencie dla mnie darem.
Tak to strzępy różnych wydarzeń i okoliczności sprawiły, że po trudzie pieszej pielgrzymki na Jasną Górę postanowiłem w tym roku przeżyć i spróbować odkryć Kalwarię na nowo.
Nie, nie byłem pątnikiem w stu procentach. 12 sierpnia z okien samochodu „lustrowałem” kolejne grupy wędrujących na kalwaryjskie wzgórze. Było ich sporo, choć niewielkie liczebnie. Potem pojechałem na Kalwarię w piątek, na wieczorną Mszę św., którą sprawował bp Marian Buczek. Plac jakby nieśmiało zapełniał się pątnikami, ciągle były wolne miejsca. I to był pierwszy moment tłumaczący mój wtręt o sztuce. W pewnym momencie, biegnąc myślami do miejsc, w których jak to opowiadał w homilii Ksiądz Biskup pracują gorliwie Ojcowie Franciszkanie, uderzyła mnie cisza. Cisza na obrzeżach placu i poza murami. Znowu wróciły wspomnienia. Ileż to razy z wysokości galerii proszono pątników - turystów o spokój. Nie pomagało. Gwizdy, czasem wulgarne słowa, bezmyślne wystrzały nie dawały się skupić. Pomyślałem - jednak zmieniło się. Kalwaria stała się miejscem modlitwy. Przynajmniej dla tych, którzy modlić się tu przyszli. Prześwitem bramy głównej mogłem obserwować drogę. Była w zasadzie pusta. Od czasu do czasu przeszła grupka ludzi. Zacząłem żałować tekstu sprzed kilku lat, kiedy to skoncentrowałem swoją uwagę na kilku w skóry odzianych mętach i tym zatrułem relację, co mi zresztą Franciszkanie skrupulatnie wytknęli. A jednak nie żałuję. Pisałem to wszak wtedy, kiedy kramy dotykały murów, a piwo można było nabyć z łatwością. Nie sądzę, żeby sprawił to mój ówczesny artykuł, ale udało się, jak postulowałem, doprowadzić do administracyjnego zakazu handlu alkoholem w gminie i usunięcia kramów, we wnętrzu których nie było trudno dostrzec, a zatem i kupić pisma pornograficzne. Wtedy było to widoczne, dziś może gdzieś ktoś przemyca te świństwa, ale nie widać tego gołym okiem.
Jak to stary, nie mogę się do końca zgodzić z polami namiotowymi, bez wątpienia i dyskusji, miejscami nocnych rozrób czy choćby rozróbek. Spotykam księdza od Salezjanów.
Pytam jak pielgrzymka... Odpowiada: „trzeba powiedzieć, że jest coraz lepiej. Na Dróżki idą ludzie wiedzący czego chcą. Jeszcze dziś w nocy «spacyfikuje się» jeden namiot i myślę, że sprawa będzie opanowana”. Jedna z uczestniczek pielgrzymki opowiada, jak to grubo po północy na nocleg wtargnęła grupa pijanych podrostków i wśliznęła się w śpiwory smarkatych pseudopątniczek. Picie piwa, wulgaryzmy. To epizod i piszę o nim nie dlatego, by dezawuować samo przeżycie. Te opowieści przywiodły mi na pamięć nieco zaniedbaną instytucję przewodników. Niby jeszcze są, ale jakby nieco zmarginalizowano ich rolę. Kiedy nie było pól namiotowych, a większość pątników przybywała na Wzgórze pieszo i tam pozostawała na cały odpust, przewodnicy mieli klucze od stodół, strychów i dbali o to, by nikt nie zostawał poza wspólnotą. Gwoli rozweselenia warto wspomnieć wydarzenie sprzed lat, jakie miało miejsce w ostrowskiej grupie. Po Godzinkach, kiedy formowaliśmy na podwórzu grupę na Dróżki, ze strychu wychynęły dwie nadobne białogłowy w spodniach. Babcia Jędrzejczycha, nieformalny przewodnik a formalny stróż moralności, rzuciła się z pielgrzymią laską w stronę owych nieszczęśnic i zaczęła wołać - diabeł, diabeł! Śmiech, dyskusje. W końcu zwyciężył zdrowy rozsądek i dziewczyny dały początek strojowi w pełni zasadnemu w warunkach trudnej drogi.
Tak, trzeba coś myśleć i podjąć działania, by pomóc w odnalezieniu tym, którzy zagubieni profanują miejsce święte i czas modlitwy. Sądzę, że sensownym byłoby wprowadzenie legitymacji pielgrzyma. A co do pól namiotowych. No cóż, czasu i zwyczajów cofnąć się nie da. Moja wrogość wobec tego sposobu przeżywania Kalwarii nieco stępiała po rekonesansie w czasie Franciszkańskich Spotkań Młodych. Podczas modlitwy wieczornej wybrałem się na pole namiotowe i zauroczyła mnie panująca tam cisza. Rozmawiałem z braćmi, którzy pełnili posługę porządkowych i przekonali mnie, że nie ma tam ekscesów.
Sobota 12 sierpnia - Dróżki stacjami życia Matki Najświętszej. Wieczorem Eucharystii przewodniczy abp Józef Michalik. Plac coraz pełniejszy. Jest już dużo ludzi. W swojej obszernej homili Pasterz diecezji prowadzi nas doświadczeniem drabiny Jakuba. Dla mnie kazanie Metropolity skończyło się przy słowach, które mnie zahipnotyzowały: „Ciekawą jest rzeczą, że Bóg nie wysłuchał wołania partiarchów, proroków, ale nie odmówił modlitwie Maryi. To na Jej prośbę przesunęły się wskazówki na zegarze historii zbawienia i nastała «pełnia czasu»”.
Tak, myślałem, teraz staje się zrozumiałe, dlaczego ludzie intuicyjnie garną się w swoich życiowych niedolach do Maryi - Ona zawsze jest wsłuchana, Jej wstawiennictwo nigdy nie zawodzi. Co prawda, w ludzkich kalkulacjach zdaje się nam czasem, że nasze modlitwy są pomijane, nie otrzymujemy tego, co byśmy chcieli. Ale to nieprawda, żadne słowo które za Jej pośrednictwem niesiemy do Boga, nie pozostaje bez Jego odzewu.
Nieuchronnie zbliżała się niedziela. Dzień rozważania na Dróżkach Męki Jezusa. Dla mnie próba sił. Wiele było przy tym radości wspólnoty. Dowcipy, organizowanie pomocy dla „starszego” księdza. Kiedy po powrocie z Dróżek odprawialiśmy przed Jej obrazem Eucharystię, czułem się dumny, a Ona jakoś inaczej niż dotąd patrzyła na mnie i zda się szeptała - oj dziadku, dziadku.
Do Przemyśla wracałem zaraz po Mszy św. Droga do Kalwarii przypominała wielkomiejską arterię. Sznur samochodów aż do góry oliwnej. Zacząłem się bać, czy bp Adam, który miał celebrować wieczorną Eucharystię, zdąży się przechnąć przez ten sznur pojazdów. Zdążył, chociaż nie bez kłopotów. Jak w stolicy - pomyślałem. I nie było to myślenie na wyrost. Kalwaria w tych dniach była najważniejszym miejscem diecezji. Stolicą, w której swą siedzibę ma Matka Słuchająca i na to posłuchanie śpieszyli ludzie nie tylko z naszej diecezji.
Żałowałem, że nie mogłem być świadkiem powrotu pątników. To niezapomniane sceny, kiedy bliscy witają utrudzonych w bramie miasta. Kwiaty, serdeczności i łzy. Dla tych chwil warto tam iść. Chcesz być szczęśliwy - jedź na Kalwarię, a jeśli chcesz być bardzo szczęśliwy - idź na Kalwarię.
Dziękujemy Ojcom Franciszkanom za ich zmagania ze zmieniającymi się modami, zmieniającą się mentalnością. Dziękujemy, że za wszelką cenę pragną uratować kalwaryjski klimat prostoty, zadumy i poczucia godności dla ludzi prostych, zwyczajnych. Wiem, że i kapłani - przewodnicy wielu parafialnych wspólnot są otwarci na współpracę w tym dziele. Myślę, że dobre byłyby spotkania w ciągu roku i próby wspólnego planowania odpustowych dni rozmodlenia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2005-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Kraków-Łagiewniki: dziś beatyfikacja ks. Michała Rapacza, męczennika komunizmu

2024-06-15 08:52
Ks. Michał Rapacz, 1904-46

Archiwum parafialne sanktuarium Matki Bożej w Płokach

Ks. Michał Rapacz, 1904-46

Dziś w bazylice Bożego Miłosierdzia w Krakowie - Łagiewnikach odbędą się uroczystości beatyfikacyjne męczennika komunizmu Księdza Michała Rapacza - zamordowanego 12 maja 1946 r. Uroczystościom beatyfikacyjnym przewodniczyć będzie kard. Marcello Semeraro, prefekt watykańskiej Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Zaproszenie na uroczystości skierowane zostały do całego Episkopatu Polski. Przybędzie wielotysięczna rzesza wiernych.

Więcej ...

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

2024-06-16 16:40

Artur Stelmasiak

"Mąż i żona - rodzina zjednoczona", "Czas na rodzinę", "Zjednoczeni dla życia, rodziny i ojczyzny" - takie hasła nieśli uczestnicy XIX Marszu dla Życia i Rodziny, który przeszedł w niedzielę popołudniu z Placu Trzech Krzyży przez ulicę Wiejską do Belwederu. Jego uczestnicy manifestowali obronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz przywiązanie do rodziny oraz małżeństwa kobiety i mężczyzny, domagali się też m.in. odrzucenia ustaw proaborcyjnych i przywrócenia krzyży w warszawskich urzędach.

Więcej ...

Jasna Góra: 43. Ogólnopolska Pielgrzymka Apostolstwa Trzeźwości

2024-06-16 14:53

Jasna Góra/Facebook

Pod hasłem „Trzeźwość jest Polską racją stanu” odbyła się na Jasnej Górze dwudniowa, 43. Ogólnopolska Pielgrzymka Apostolstwa Trzeźwości. Doroczne spotkanie to modlitwa o trzeźwość i odnowę moralną naszej Ojczyzny.

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

Kościół

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

Rozważania na niedzielę: Lekarz odpuszczał grzechy

Wiara

Rozważania na niedzielę: Lekarz odpuszczał grzechy

Panie, rozbudź we mnie nadzieję, że z Tobą mogę...

Wiara

Panie, rozbudź we mnie nadzieję, że z Tobą mogę...

Budować z Bogiem

Wiara

Budować z Bogiem

Anita Włodarczyk zdobyła srebrny medal w rzucie młotem w...

Sport

Anita Włodarczyk zdobyła srebrny medal w rzucie młotem w...

Dzierżoniów. Pogrzeb Marii Chlipały - matki...

Niedziela Świdnicka

Dzierżoniów. Pogrzeb Marii Chlipały - matki...

Lekkoatletyczne ME: Wojciech Nowicki zdobył złoty medal w...

Sport

Lekkoatletyczne ME: Wojciech Nowicki zdobył złoty medal w...

Jednoosobowe biuro rzeczy znalezionych

Wiara

Jednoosobowe biuro rzeczy znalezionych

12 czerwca: Rocznica objawień w Akicie. Uzdrowienia,...

Wiara

12 czerwca: Rocznica objawień w Akicie. Uzdrowienia,...