Reklama

Głosić Słowo w pustyni i w puszczy

Zbigniew Styruła chciał być szczęśliwy i modlił się o to codziennie. Szczęście kojarzyło mu się z bogactwem lub sławą. Nie przewidział, że może nim być pomaganie innym.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pracował jako murarz w rodzinnym Chyżnym, gdy obejrzał w telewizji program o misjonarzach. Po raz pierwszy usłyszał, że także świeccy mogą pracować na misjach i poczuł, że to jest to, co chciałby robić w życiu. Jednak jeszcze przez pół roku nie uczynił nic, co przybliżyłoby go do tego celu. Postanowił to przemyśleć i przemodlić. W dniu swoich urodzin pojechał do sanktuarium w Ludźmierzu, gdzie jeden z księży zachęcał go do częstego czytania Pisma Świętego i wsłuchiwania się w to, co Bóg chce mu przekazać. „Sprzedaj wszystko co masz, rozdaj ubogim i idź za Mną” - ten fragment Nowego Testamentu był dla niego znamienny. Zadzwonił do Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Tam dowiedział się, jaką formalną drogę musi przebyć: od proboszcza, przez dyrektora diecezjalnych Papieskich Dzieł Misyjnych, aż do biskupa, który może wysłać kandydata na misjonarza na szkolenie do stolicy.
Dopiero po kilku spotkaniach diecezjalnych animatorów misyjnych i pracy na rekolekcjach dla młodzieży Zbyszek mógł pojechać do Centrum Formacji Misyjnej. Pracował w warszawskim hospicjum, po czym wrócił do domu, by załatwić formalności przed wyjazdem na roczną naukę. Zrezygnował z pracy, choć zatrudniony był na czas nieokreślony i właśnie wtedy dowiedział się, że w tym roku nie będzie dla niego miejsca w Centrum. Poczuł się zdezorientowany i załamany. Zaproponowano mu jednak, by przez rok pracował w Jastrzębiej Górze, w domu formacyjnym. Wykorzystał ten czas, by uczyć się do matury i na nowo przemyśleć swoją decyzję o byciu misjonarzem. Po roku był już jej pewien. Od września przygotowuje się w Warszawie do pracy w Afryce. Razem z nim, jak być misjonarzem uczy się tu 35 osób. Są to księża, zakonnicy i zakonnice oraz trzy świeckie kobiety.

Słowa, słówka, gramatyka

Hiszpanom, Anglikom i Francuzom, a nawet Portugalczykom jest łatwiej niż Polakom. W krajach misyjnych nie używa się polskiego, dlatego misjonarze z Polski wiele energii i pracy muszą włożyć w naukę języków obcych. - Niekiedy trzeba się zmuszać do uczenia, słówka nie chcą już wchodzić do głowy, zwłaszcza że na początku efekty są niewielkie - przyznaje o. Darek Gaczyński, franciszkanin konwentualny, który uczy się hiszpańskiego, by za rok wyjechać do Paragwaju. A czasu jest mało, bo na opanowanie języka misjonarze mają zaledwie dziewięć miesięcy. Księża już w styczniu zaczynają odprawiać Msze św. w języku kraju, do którego jadą. Pierwszą przeżywają tak, jak Mszę św. prymicyjną. Potem ćwiczą wytrwale, odprawiając do końca maja Eucharystie w obcym języku dwa razy w tygodniu, z krótkim kazaniem. Wszyscy muszą pamiętać, że na misjach mogą nie znaleźć polskiego spowiednika. Dlatego tak wiele jest godzin przeznaczonych na lektoraty - cztery razy w tygodniu po cztery godziny lekcyjne, do tego dwie godziny konwersacji.
W grudniu przyjeżdżają native speakerzy, których tu określa się mianem konwersatorów, czyli osoby, które urodziły się i mieszkają w krajach misyjnych, i nie mówią po polsku. - Znajomość języków jest podstawą, bo bez niej nie ma mowy o ewangelizacji, ale najważniejsza jest wiara, bo z niej ma wynikać posługa misjonarza - podkreśla ks. Jan Wnęk, opiekun roku. Podczas dziesięciu miesięcy nauki okazji do pogłębiania wiary jest wiele - codzienna modlitwa brewiarzowa, Msza św., Różaniec, Nieszpory, adoracja Najświętszego Sakramentu, dni skupienia, rekolekcje, konferencje prowadzone przez misjonarzy i opieka ojca duchowego, którym jest ks. Czesław Wojciechowski, który musiał przerwać pracę w Czadzie z powodu malarii.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Niezbędnik misjonarza, czyli jak ugotować rosół

Kandydaci uczą się też historii misji, teologii, studiują dokumenty Kościoła, poznają kulturę kraju, do którego jadą i mentalność tamtejszych ludzi. Misjonarz to człowiek, który wiele rzeczy musi umieć zrobić sam - począwszy od leczenia siebie samego, a skończywszy na naprawie kranu. - Dawniej ludzie byli bardziej samodzielni, teraz młodzi i starsi oczekują gotowych receptur na wszystko, szczegółowych instrukcji obsługi - uważa ks. Wnęk. - Trzeba pomagać kandydatom na misjonarzy przygotować się do samodzielności. Misjonarz, to człowiek wszechstronny - podkreśla. Dlatego, zwłaszcza dla księży i zakonników, w Centrum przygotowano zajęcia kulinarne, żeby nauczyli się, jak gotować rosół, zupę, czy inne danie. Do tego przez 30 godzin lekcyjnych przyszli misjonarze uczą się rozpoznawać i leczyć choroby tropikalne, a co najważniejsze - zapobiegać im. Profilaktyka jest bardzo ważna, bo malaria dziesiątkuje białych misjonarzy, w dodatku jest chorobą nieuleczalną, można ją zaleczyć, ale nie wyleczyć w pełni. Zajęcia medyczne prowadzą specjaliści z Kliniki Chorób Tropikalnych w Poznaniu. Jej ordynator, prof. Jerzy Stefaniak w tym roku wprowadził nową formę pomocy - misjonarze mogą wysyłać do kliniki e-maile z opisem objawów, a specjaliści z Poznania doradzą sposób leczenia.

Reklama

Problemem misjonarza jest on sam

Od ubiegłego roku prowadzone są też wykłady z psychologii, bo największym problemem misjonarza jest on sam. Trapić będzie go tęsknota za bliskimi, za krajem, samotność - szczególnie boleśnie w święta. Drugim problemem misjonarza jest inny misjonarz. Często na jednej misji spotykają się osoby z różnych krajów, a nawet kontynentów i wspólnie muszą ewangelizować miejscową ludność. Podstawą do tego, by móc się porozumieć i współpracować, jest dobra znajomość swojej własnej tożsamości i tradycji narodowej. Tylko wtedy można szanować cudzą tożsamość i tradycję. Dlatego kandydaci na misjonarzy w Centrum Formacji Misyjnej przypominają sobie polskie zwyczaje: wigilijne, wielkopostne czy wielkanocne. Na przykład wracają do zapomnianej już tradycji jedzenia śledzi na zimno w każdy piątek Wielkiego Postu: z cebulką, z jabłkiem, w śmietanie...
- Cenne jest to, że są tu wszystkie stany Kościoła: księża, świeccy, osoby zakonne - uważa s. Józefa Franke, siostra śląska, która przygotowuje się do pracy w Kamerunie. Zgadzają się z nią inni kandydaci na misjonarzy. To rzeczywiście jest o tyle ważne, że na misjach będą musieli współpracować ze sobą, a jednocześnie uszanować odmienność swoich powołań. Nie można przecież wymagać od świeckiego, by żył jak zakonnik, ani od księdza, by żył jak osoba świecka.
Na Wschodzie także potrzebują ewangelizacji.
Justyna Skrzek ukończyła filologię słowiańską we Wrocławiu, pochodzi z Głogowa, gdzie pracują księża werbiści - znani z inicjatyw na rzecz misji, jak np. zbieranie znaczków czy oprawek okularów dla Afrykańczyków. Po kilku wyjazdach na Wschód Justyna zrozumiała, że chce pracować właśnie tam. Rosja i kraje byłego Związku Radzieckiego są trudnym terenem dla ewangelizatorów, tamtejsze prawosławie bardzo boi się prozelityzmu katolickiego. Pracuje tam wprawdzie 1,3 tys. katolików z Polski, głównie księży, zakonnic i kilka osób świeckich, ale nie mówią o sobie, że są misjonarzami - pomagają w istniejącym już tam duszpasterstwie. Justyna dołączy do osoby, która prowadzi Diecezjalne Centrum Młodzieżowe w Ałma Acie - dawnej stolicy Kazachstanu.

Reklama

Na cztery lata czy na życie?

Praca misyjna wymaga przyjęcia woli Bożej. Nie wiadomo, czy zdrowie misjonarza pozwoli mu pracować wiele lat, czy tylko kilkanaście miesięcy. Każdy kandydat musi mieć też świadomość, że może stracić nawet życie. Nikogo jednak nie zniechęcają niebezpieczeństwa i trudności. - O tym, że zostanę misjonarzem, zdecydowałem, gdy dowiedziałem się o śmierci franciszkanów o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka, którzy zostali zamordowani w 1991 r. w Peru - mówi o. Darek. Już w podaniu o przyjęcie do Zakonu Franciszkanów Konwentualnych podkreślił, że chce wyjechać na misje. Kandydaci nie boją się także głodu i ubóstwa. - Zawsze przeczuwałam, że będę biedna - wyznaje Justyna Skrzek. Nie boi się spartańskich warunków, bo już ich doświadczyła, kiedy w Mołdawii uczyła tamtejszą Polonię języka polskiego, m.in. przez pół roku pozbawiona była ciepłej wody.
Decyzja o zostaniu misjonarzem jest trudna, szczególnie dla osób świeckich, które nie są zobowiązane ślubami do życia w samotności i mogą założyć własną rodzinę. Jednak nie myślą jeszcze o tym. - Nie wiem, co będzie za cztery lata, kiedy skończy się kontrakt, może wrócę do Polski na stałe, a może znowu wyjadę, w tej chwili nie mogę myśleć o własnej rodzinie - przyznaje Zbyszek Styruła. - Zostawiam decyzję w rękach Pana Boga, jeśli taka będzie Jego wola, to założę rodzinę, ale teraz bardziej myślę o tym, by oddać Mu całe swoje życie - podkreśla Justyna.

Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie powstało w 1984 r., przez 20 lat przygotowało się w nim 670 misjonarzy: księży diecezjalnych, świeckich i osób zakonnych, których zgromadzenia nie mają charakteru misyjnego. Centrum utrzymuje się z dorocznej zbiórki na cele misyjne, organizowanej 6 stycznia, w uroczystość Objawienia Pańskiego. Informacje o CFM można znaleźć na stronie www.misje.pl

Podziel się:

Oceń:

2005-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

2024-06-16 16:40

Artur Stelmasiak

"Mąż i żona - rodzina zjednoczona", "Czas na rodzinę", "Zjednoczeni dla życia, rodziny i ojczyzny" - takie hasła nieśli uczestnicy XIX Marszu dla Życia i Rodziny, który przeszedł w niedzielę popołudniu z Placu Trzech Krzyży przez ulicę Wiejską do Belwederu. Jego uczestnicy manifestowali obronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz przywiązanie do rodziny oraz małżeństwa kobiety i mężczyzny, domagali się też m.in. odrzucenia ustaw proaborcyjnych i przywrócenia krzyży w warszawskich urzędach.

Więcej ...

Diecezja warszawsko-praska: Pierwsze parafie neoprezbiterów 2024

2024-06-05 13:28

Karolina Błażejczyk/diecezja.waw.pl

Księża neoprezbiterzy, którzy 1 czerwca przyjęli święcenia kapłańskie, otrzymali nominacje na swoje pierwsze parafie. Dekrety wręczył biskup Romuald Kamiński.

Więcej ...

Wschowa za życiem

2024-06-17 13:48
Marsz dla Życia i Rodziny we Wschowie

Krystyna Pruchniewska

Marsz dla Życia i Rodziny we Wschowie

Marsz dla Życia i Rodziny w niedzielę 16 czerwca przeszedł ulicami Wschowy. Na koniec odbył się festyn rodzinny przy kościele pw. św. Jadwigi Królowej.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

Kościół

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

Mamy obowiązek kochać swoją ojczyznę

Wiara

Mamy obowiązek kochać swoją ojczyznę

Dobry jak chleb – św. Brat Albert Chmielowski

Niedziela Podlaska

Dobry jak chleb – św. Brat Albert Chmielowski

Nowy Sącz: Pożar zabytkowego kościoła p.w. Św. Heleny

Kościół

Nowy Sącz: Pożar zabytkowego kościoła p.w. Św. Heleny

Anita Włodarczyk zdobyła srebrny medal w rzucie młotem w...

Sport

Anita Włodarczyk zdobyła srebrny medal w rzucie młotem w...

Dzierżoniów. Pogrzeb Marii Chlipały - matki...

Niedziela Świdnicka

Dzierżoniów. Pogrzeb Marii Chlipały - matki...

Jednoosobowe biuro rzeczy znalezionych

Wiara

Jednoosobowe biuro rzeczy znalezionych

12 czerwca: Rocznica objawień w Akicie. Uzdrowienia,...

Wiara

12 czerwca: Rocznica objawień w Akicie. Uzdrowienia,...

Rozważania na niedzielę: Lekarz odpuszczał grzechy

Wiara

Rozważania na niedzielę: Lekarz odpuszczał grzechy